Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna
Błąd.
To był cholerny błąd. Wiedziała to już teraz, ale wciąż zdecydowanie za późno i to nie tylko w odniesieniu do zgody na tę imprezę, ale na wejście w tego typu relację w ogóle. Nie znała Marcusa; jego przyzwyczajeń, upodobań, jego przeszłości, charakteru. Posiadała zaledwie szczątkową wiedzę o nim i jego życiu, ale większość aspektów pozostawało dla niej niewiadomą, której nie umiała przeskoczyć.
Kiedy tylko pojawił się w jej rodzinnym domu po raz pierwszy, zrobił na niej raczej negatywne wrażenie, a każde kolejne spotkanie kojarzyło się blondynce tylko z nim w roli buca i strasznego sztywniaka, któremu wcale nie chodziło o dobro interesu prowadzonego przez państwo Harlow, ale o własny zysk czerpany z faktu, że korzystali z jego usług. Potem, po tamtej nocy w barze, dostrzegła światełko nadziei na to, że być może się pomyliła, oceniła go niesprawiedliwie i że być może należało dać mu szansę, którą niejako otrzymał ze względu na zaproponowany układ. I przez chwilę wierzyła, że nie mogło to być, czego miałaby żałować, bo przecież spędzony razem czas był niezwykle przyjemny, a realizowane we dwoje atrakcje niejako stanowiły podstawę do tego, by rozmawiać i lepiej się poznać.
Teraz, siedząc na kanapie w ogromnej sali z basenem, wpatrując się w nocne niebo nad Alaską i miliony migoczących na nim świateł, zastanawiała się, jak mogła być tak naiwna i jakim cudem ktoś mógł okazać się tak dobrym aktorem. Ostatnie dni były jednym wielkim kłamstwem, a Laura marzyła aktualnie jedynie o tym, by znaleźć się z dala od tego miejsca.
To nie był jej świat; pieniądze, seks, przekręty, brak zasad i szacunku do innych oraz samego siebie. Sądziła, że była w stanie się w tym odnaleźć albo chociaż dostosować, ale tych kilka minut bez Marcusa bardzo dosadnie obnażyło wszelkie braki - w tym doświadczenia w obcowaniu z takimi ludźmi i w takich okolicznościach.
Pociągnąwszy nosem i otarłszy kilka pojedynczych łez, usadowiła się na kanapie nieco wygodniej, w międzyczasie pozwalając sobie na zsunięcie ze stóp niewygodnych szpilek. Czas mijał, a ona wcale nie czuła potrzeby powrotu do głównej sali, dlatego tym większe było jej niezadowolenie, gdy zorientowała się, że nie była już nad basenem sama.
– Może to ja powinnam przeprosić? Za to, że nie umiałam sobie poradzić z jednym facetem, że musisz mnie niańczyć i że zepsułam imprezę? – zagaiła ironicznie, niespecjalnie kryjąc się ze swoją niechęcią do kontynuowania tej rozmowy. Celowo nie odwracając wzroku od widoków za oknem. Bała się tego, co mogłaby zobaczyć w spojrzeniu Marcusa; niechęć, złość, może nawet agresję.
Był nieprzewidywalny, a ona wątpiła, że umiałaby sobie z tym poradzić, szczególnie kiedy w jej głowie wciąż pobrzmiewały słowa, które rzucił w jej kierunku przy barze. Nie czuła się winna. Nie prosiła się o to, by Steven się nią zainteresował, by nalegał na przejście do bardziej ustronnego miejsca, by przeleciał ją jak niewiele wartą dziwkę, jakich wiele było dookoła. Nie chciała żadnej z tych rzeczy i naprawdę próbowała odwieść go od tego pomysłu, zwłaszcza w nawiązaniu do zapewnień Marcusa; że były zasady, że organizator się ich trzymał, że nie groziło jej nic złego tak długo, jak była w stanie powiedzieć nie. Nie mógł się złościć za to, że to nie wystarczyło, że była słaba i że zupełnie sobie nie poradziła.
Nikt jej tego nie nauczył, a ona sama chyba wcale tej wiedzy posiąść nie chciała.
– Chcę wrócić do domu. Odwieziesz mnie czy mam sobie poradzić sama? – dodała, podnosząc się ze swojego dotychczasowego miejsca. Bardzo szybko pożałowała i tego, bo stan mężczyzny ewidentnie ją zaskoczył i sprawił, że na moment straciła rezon. – Co się stało? – Z bezpiecznej odległości przyglądała się zadrapaniom i ranom na jego twarzy oraz lekko podniszczonemu kostiumowi. Nie chciała zmniejszyć dzielącego ich dystansu, bojąc się, że resztki nerwowej atmosfery z głównej sali mogłyby udzielić się mu również teraz, a konsekwencji tego nie byłaby w stanie w łatwy i logiczny sposób wytłumaczyć przed nikim.
Offline
Przez ten jeden moment rzeczywiście mogłaby dostrzec te wszystkie emocje, bo jej słowa nie były tymi, które chciał usłyszeć. Aczkolwiek, gdyby miał powiedzieć, co chciał usłyszeć, to nie umiałby udzielić odpowiedzi, bo sam nie wiedział i był skłonny nawet milczeć, byle tylko nie dostrzec niechęci względem niego.
– Odwiozę. Oczywiście, że odwiozę – odparł stanowczo. Był narwany, nie był wobec niej szczery i zamierzał ją wykorzystać jak wiele innych dziewczyn, ale nie był kretynem, który pozwoliłby na to, żeby błąkała się po nocach w tych okolicach. Nawet w mieście by do tego nie dopuścił, chcąc uniknąć sytuacji, w której coś mogłoby jej się stać i zostałby z tym w jakikolwiek sposób powiązany. Nie szukał problemów, a już na pewno nie takich, w których kobiety z jakimi się zadawał, ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach. To rzuciłoby złe światło na niego, jego karierę i całe życie. A za długo pracował na to, by mieć, co miał i być w takim miejscu, w jakim się znajdował.
– Nic. Musieliśmy sobie coś wyjaśnić – mruknął, odruchowo sięgając do swojej twarzy. Bolało, ale nie na tyle, żeby przejmował się wizją kilku zadrapań i siniaków, jakie miały mu towarzyszyć w kolejnych dniach. – Myślę, że zrozumiał, że kiedy kobieta mówi nie, to jest to nie do podważenia – dodał, pocierając nasadę nosa palcami, po czym podniósł wzrok i zrównał swoje spojrzenie z tym jej. W oczach Laury dostrzegł wiele emocji. Smutek, rozczarowanie, żal, zagubienie… Ale najbardziej poruszyło go to, że znalazło się tam miejsce dla obaw i czegoś na wzór strachu.
Myśl, że mogłaby się go bać, wyjątkowo go ubodła. Z zaciśniętą szczęką wpatrywał się w nią bez słowa, chcąc dostrzec jakąś zmianę. Dowód na to, że ten strach był pozostałością po spotkaniu ze Stevenem, a nie obawą o to, że mógłby ją skrzywdzić, używając do tego siły, którą wykazywał się w starciu z organizatorem tej nieszczęsnej imprezy. Chciał to zrobić na dole. Chciał jej pokazać, gdzie było jej miejsce, ale teraz miękł i było to uczucie dla niego przerażające, bo nigdy wcześniej nie musiał się mierzyć z dziewczyną tak niewinną i zdystansowaną, która swoją postawą rodziła w nim coś, czego nie chciał doświadczać. Inne potrafiły mu się postawić. Wiele z nich odważyło się nie tylko odpyskować, ale również uderzyć go za to, jak je traktował w chwilach, gdy nerwy przejmowały nad nim kontrolę.
Laura kolejny raz pokazała, że była inna. Naskoczyła na niego przy barze, ale to nie miało już znaczenia. Zasłużył sobie, gdy wyładował część złości na niej, choć nie była niczemu winna. W dwóch spokojnych krokach zmniejszył dzielącą ich odległość i sięgnął dłonią do jej twarzy, palcami zmuszając do tego, by lekko zadarła głowę i spojrzała mu w oczy, w których wciąż czaiła się reszta negatywnych emocji, ale przede wszystkim spokój, jaki powoli go ogarniał.
– Nie patrz tak na mnie – poprosił i odgarnął jej jasny kosmyk włosów z twarzy. – Nie patrz tak, jakbyś myślała, że coś ci zrobię. – W tym momencie nie chciał jej niczego zrobić. A już na pewno nic złego, czym mógłby ją skrzywdzić. Musiał jej pokazać, że mimo wszystko nadal mogła mu ufać. Że nawet jeśli dał się ponieść na dole, to wciąż był tym samym facetem, z którym spędzała ostatnie dni i przy którym nie musiała się martwić niczym. – Wściekłem się, bo… Wszystko tam na dole szło nie tak. Kiedy zaczęłaś się przełamywać, pojawił się ten koleś. Potem ta sytuacja ze Stevenem, kiedy ja… – urwał, zastanawiając się nad tym, jak Laura zareaguje na fakt, że tak szybko znalazł sobie towarzystwo. –… miałem zamiar zabawić się z inną, żeby zapomnieć, jak czułem się, kiedy tańczyłem z tobą – dodał, krzywiąc się lekko i odsunął się, by podejść do okna. Był naiwny, myśląc, że seks z inną pomoże mu zapomnieć, co czuł, kiedy miał blisko siebie Laurę, kiedy jej ciało ocierało się o to jego i kiedy była gotowa na to, by złączył swoje usta z tymi jej.
Offline
Laura nie była pewna, czy w tym momencie powinna była ucieszyć się, że Marcus nie zostawił jej samej sobie i że nie była zmuszona do organizacji powrotu do domu na własną rękę, czy może jednak wciąż zniesmaczona sytuacją sprzed kilkunastu minut. Targały nią naprawdę różne emocje, a ich nazwanie okazało się zadaniem trudniejszym, niż blondynka była skłonna przypuszczać, dlatego też milczała, a obietnicę mężczyzny skwitowała nieznacznym, ledwo dostrzegalnym skinięciem głowy.
– Wcześniej byłeś przekonany, że zna i szanuje tę zasadę – zauważyła śmiało, celowo nawiązując do ich rozmowy, którą przeprowadzili w samochodzie tuż przed wejściem do hotelu. Z perspektywy czasu wiedziała już, że zarówno zapewnienia Marcusa, jak i dotychczas panujące podczas tych imprez reguły - o ile w ogóle były stworzone i stosowane - aktualnie nie miały racji bytu. Harlow nie chciała nawet myśleć o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby Marcus nie zareagował w porę i to tak skutecznie. Przez krótką chwilę była mu za to nawet wdzięczna, ale zaraz potem przychodziło opamiętanie, bo przecież gdyby naprawdę zaczekał na nią przy barze, cały ten problem w ogóle by nie powstał.
Ostatecznie jednak była skłonna stwierdzić, że nie chodziło o zrządzenie losu i splot bardzo nieszczęśliwych wypadków. Główny trzon całego zamieszania stanowiła ona i to, że zupełnie nie pasowało do otoczenia, w którym ostatnie lata swojego życia spędził Marcus. Mrok kusił swoją tajemniczością, ale kiedy było go za dużo, stawał się niebezpieczny i właśnie tacy wydawali się być znajomi mężczyzny. Krążyli dookoła ofiary niczym sępy, czając się, kusząc, prowokując i wykorzystując, by na koniec porzucić to, co nie miało już żadnego znaczenia. Laura nie chciała stać się pionkiem w tej chorej grze zmysłów i banalnych, niemal prostackich pragnień. I być może oceniała ich bardzo niesprawiedliwie, biorąc pod uwagę to, jak niewielkie pozostawało jej doświadczenie w kwestii seksu i cielesnej bliskości w ogóle, ale to wciąż nie dawało przyzwolenia na to, by narzucać się w sposób podobny do tego, na jaki pozwolił sobie Steven.
Nie chciała być obok tego. Tego wieczoru nie chciała już nawet być blisko Marcusa, dlatego chwila, w której ujął jej podbródek i zmusił do uniesienia głowy, była niezwykle nieprzyjemna. Po kręgosłupie dziewczyny przebiegł dreszcz niewiele mający wspólnego z wcześniej odczuwaną rozkoszą, a będący oznaką i symbolem strachu, jaki Hearnshaw zdołał w niej sprowokować.
– Kiedy tak właśnie myślę – wyznała, zatrzymując wzrok na wysokości oczu Marcusa. Wtedy, przy barze, przez kilka ulotnych sekund miała wrażenie, że naprawdę byłby w stanie zrobić jej krzywdę; zarówno psychiczną, jak i czysto fizyczną. Widziała złość w jego spojrzeniu, nerwowe napięcie mięśni, to, jak trudno było mu się powstrzymać przed uniesieniem ręki. Mogła być naiwna, pijana czy po prostu nieuważna, ale nad pewnymi reakcjami nie dało się zapanować. On nie zdołał tego zrobić wtedy, ona teraz. – Myślę, że gdybym wtedy nie odeszła, byłbyś w stanie mi coś zrobić – dodała po krótkiej pauzie, wykonując krok do tyłu. Męski dotyk nie budził teraz miłych odczuć, nie dawał poczucia bezpieczeństwa, choć paradoksalnie wcale nie znajdowali się w tłumie będących gotowych do tego, by ją skrzywdzić, ludzi. Byli sami, na najwyższym piętrze, w odległym pomieszczeniu, z dala od innych osób i świata, a mimo to Laura wcale nie czuła spokoju.
– Och. – Krótkie, stłamszone westchnięcie nie było reakcją, z której Laura była dumna, ale wyznanie Marcusa ewidentnie ją zaskoczyło, znów przywołując ten nieprzyjemny ucisk w okolicach żołądka.
Nawet jeśli niczego sobie nie obiecywali, a ich znajomość znajdowała się na naprawdę początkowym etapie, to jednak myśl, że zabawiał się z inną, kiedy ona musiała na własną rękę radzić sobie z kolesiem gotowym zmusić ją do zbliżenia, była bardzo bolesna i obrzydliwa zarazem.
– To – zaczęła niespodziewanie, wzrok wbijając w jakiś punkt za oknem – się nie uda. My, ten układ. To nie ma szans i przyszłości – wymamrotała, naciągając materiał peleryny, jak gdyby w nadziei, że byłaby w stanie się nią mocno otulić i tym samym podarować samej sobie chociaż odrobinę bezpieczeństwa.
Offline
– Nigdy wcześniej nie byłem świadkiem tego, jak je łamie. I nigdy o tym nie słyszałem – mruknął w niezadowoleniu. Gdyby wiedział, że zasady istniały tylko w teorii, a sam organizator imprezy nie miał problemu z tym, by je łamać, nie wciskałby jej kitu o tym, jak to bezpiecznie mogłaby się czuć. Nie pozwoliłby też na to, żeby poruszała się po hotelu sama, gdyby wiedział, że nie tylko Steven, ale również każdy inny mężczyzna mógłby zachować się względem niej tak, jak tego doświadczyła.
– Byłbym w stanie. Bo rozsądek przyćmiła złość. Na niego, bo chciał cię tknąć i na siebie, bo gdybym był twardszy i tak łatwo nie sfiksował na twoim punkcie, tylko bardziej zainteresował się tym, co się z tobą dzieje, to ta sytuacja nie miałaby miejsca. Na ciebie też, przez to, co ze mną robisz. Jak na mnie działasz – odparł. Kolejny raz szczery do bólu. Nie było to coś, co chciała usłyszeć, ale dlaczego miał ją okłamywać i wmawiać, że nie miał ochoty jej uderzyć, skoro w tamtej chwili naprawdę był gotowy to zrobić? Jednak ochłonął. Wyładował się na tym, kto zasłużył na to, by poczuć, czym była jego frustracja, która gromadziła się w nim od momentu, w jakim drink obcego mężczyzny został wylany na Laurę. To zapoczątkowało ciąg wydarzeń i doprowadziło do momentu, w którym samokontrola przestawała istnieć.
– Tak, jestem dupkiem, Laura. Nie jestem dobrym facetem, który ugania się za dziewczyną, podrywa ją i marzy o wielkich uczuciach. Dla mnie seks jest zabawą. Spełnieniem fantazji i chwilą zapomnienia. Nie ma w tym miejsca na uczucia. Jeśli nie jedna, to druga. Zawsze znajdzie się taka, która chętnie zapomni się razem ze mną. Czasem jednak pojawiają się dziewczyny i kobiety takie jak ty. Które mają szansę być czymś więcej niż przygodą na jedną noc i mogą zagościć w mojej codzienności na dłużej – wyjaśnił, mając wrażenie, że do tej pory nie postarał się z tym, by doprecyzować swój punkt widzenia i określić wprost, czym się kierował w tych wszystkich relacjach, które nawiązywał w ciągu ostatnich dwudziestu lat swojego życia.
Jakie szanse? Jaka przyszłość?
– O czym ty... – W porę gryząc się w język, z lekko zmarszczonym czołem, skonsternowany jej słowami odwrócił się od okna i zawiesił wzrok na sylwetce dziewczyny, która zdawała się zagubiona, jak nigdy wcześniej. Miała wiele okazji do tego, by dać sobie spokój. Mogła nie wchodzić w ten układ, ale mogła też dać mu wcześniej do zrozumienia, że wcale tego nie chciała. Problem tkwił w tym, że chciała. Mogła oszukiwać samą siebie i wszystkich dookoła, ale podobało się jej to, że mogła zaznać wielkomiejskiego życia, a co najważniejsze, że mogła szaleć w sklepach i spełniać swoje zachcianki, nie martwiąc się stanem własnego konta, kiedy Marcus był gotowy fundować jej wszystko i nie kręcił przy tym nosem, nawet jeśli niektóre wydatki wydawały mu się niepotrzebne.
Nie podobało mu się to, w jaki sposób ujęła to, co chodziło po jej głowie, ale na samą myśl o tym, że mogłaby się wycofać, poczuł chłód przebiegający po jego plecach. Miał swoje postanowienie. Cel, jakim stała się Laura, musiał zostać zrealizowany. Być może powinien odpuścić, żeby oszczędzić sobie nerwów, jakie ciągnęły za sobą sytuacje takie, jak ta, która miała miejsce tego wieczoru, ale... Nie chciał, żeby było łatwo. Potrzebował takich wyzwań, by nie zanudzić się sposobem na życie, który sobie obrał. Gdyby każda z tych dziewczyn, które wybierał, była potulna i bardziej bała się zerwać układ niż w nim tkwić, poczułby znużenie.
– Wiesz, wcześniej też o tym pomyślałem – przyznał. Gdy jej szukał, przeszło mu przez myśl, że to nie miało sensu. I chociaż wydawało mu się, że trochę strzelał sobie w kolano tym wyznaniem, to chciał wierzyć, że szczerość pomoże i przekona Harlow, by się nie wycofywała. – Potem zrozumiałem, że nie chodzi o ten układ i różnice między nami, ale o to, że pewnych rzeczy nie mogę na tobie wymuszać – dodał, podchodząc do niej i chwycił jej dłoń, by zostawiła swoją pelerynę w spokoju. Ta nie mogła jej ochronić ani przed nim, ani przed tym, co działo się na dole. Był to tylko kawałek szmaty, którym mogła się okryć, nie chcąc pokazywać za wiele ciała, ale nic poza tym. – Czym innym byłoby zabranie cię na spokojny bankiet, a czym innym jest zaproszenie cię na imprezę, na którą nie pasujesz. Nie jesteś taka jak oni. Nie pasujesz tutaj. A ja popełniłem błąd, zapraszając cię tutaj. Powinienem był odpuścić i zostać z tobą w domu – stwierdził, palcami sunąc po wierzchu jej dłoni aż do nadgarstka. – I masz rację, to nie ma przyszłości, ale może się udać. Oboje na tym skorzystamy, jeśli nad tym popracujemy i znajdziemy równowagę między twoim i moim światem. Wiesz, że mogę i chcę ci pomóc. Pytanie, czy jesteś gotowa dać temu, a może raczej mnie, jeszcze jedną szansę? – podsumował, dając jej prawo wyboru. Mogła odpuścić, pozwolić na to, by jedno nieudane wyjście skreśliło jej szansę na to, by zacząć żyć wielkomiejskim życiem, które oferowało więcej niż jej zabita dechami dziura, gdzie jedyne co na nią czekało, to podupadający pensjonat rodziców i ich rosnące długi.
Offline
Harlow ani przez moment - od chwili, w której ochłonęła - nie zwątpiła w to, że to wcale nie była pierwsza sytuacja tego typu. Steven sprawiał wrażenie przekonanego o swojej sile i przewadze; kreował się na pana i władcę, kogoś, komu wszyscy mieli ulegać, bo tego chciał i mógł kogoś do tego zmusić. Odmawianie mu wydawało się głupotą, ale Laura wolała to, niż wylądowanie z nim w jakimś mniej lub bardziej ustronnym pomieszczeniu, gdzie wziąłby to, na co miał ochotę, i porzucił ją jak niewiele wartą zabawkę. Nie tak wyobrażała sobie tę imprezę, ale wystarczyło tych kilka wydarzeń, by zrozumiała, że już nigdy nie chciałaby w podobnym przedsięwzięciu wziąć udziału.
Ona również była zła - przede wszystkim na Marcusa. Nie oczekiwała, że miałby jej pilnować na każdym kroku i bronić przed całym złem otaczającego ich świata, ale wciąż obstawała przy swoim; skoro zaprosił ją na taką imprezę, powinien chociaż w minimalnym stopniu czuć się za nią odpowiedzialny. Była szczupła, słaba, niedoświadczona we wszystkim tym, co działo się dookoła. Była cholernie łatwą zdobyczą i ofiarą, która nie potrafiłaby się obronić nawet przed jednym facetem, a co dopiero całą ich gromadą.
– Nie planowałam na ciebie jakkolwiek działać – zaprotestowała szybko i raczej bez głębszej analizy, bo to przecież wcale nie była najważniejsza kwestia. Nie miała wpływu na zachowania Stevena, na to, że Marcus zajął się sobą, a potem tak łatwo wpadł w złość. Nie miała wpływu również na to, jak na nią reagował, co czuł, gdy była obok i że działy się rzeczy zupełnie niezależne od niej. Gdyby mogła jakkolwiek zadziałać, całe to zamieszanie nie miałoby miejsca, a oni albo bawiliby się w najlepsze w sali na dole, albo spędzali ten wieczór w domowym zaciszu przed wielkim ekranem telewizora w salonie w posiadłości mężczyzny. – Nie jestem czymś – zauważyła, być może niepotrzebnie łapiąc się akurat tego słowa, ale prawdą było, że mocno ją ono ubodło. Nie była rzeczą, nawet jeżeli dla wszystkich obecnych w hotelu mężczyzn była przede wszystkim obiektem fantazji i pragnień, które kłębiły się nie tyle w ich głowach czy sercach, co na wysokości rozporka spodni. – Możesz płacić za wszystko, stać wyżej ode mnie, może nawet mieć się za lepszego, ale nie masz prawa traktować mnie jak rzeczy, którą można zużyć i wymienić na nową. – Wątpiła, że jej opinia zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie i mogła przynieść założone przez Laurę skutki. W gruncie rzeczy sama nie postawiła się w najlepszym świetle, godząc się na układ, w którym jej towarzystwo miało być odpłatne i premiowane licznymi prezentami. Nie zmieniało to jednak faktu, że wcale nie patrzyła na Marcusa jak na chodzącą skarbonkę. Potrafiła podziękować, uśmiechnąć się, porozmawiać o sprawach innych niż nowa para upatrzonych w galerii butów. Traktowała go po ludzku, nawet jeżeli pozostawała od niego zależna i chyba naiwnie sądziła, że mogło to podziałać w drugą stronę; że on również byłby w stanie dostrzec w niej żywą, czującą osobę.
– Przestań – poprosiła miękko, kiedy chwycił jej dłoń i sunął opuszkami palców po delikatnej skórze. To wystarczyło, by sprowokować doskonale już znane mrowienie i to zdecydowanie to z grona tych przyjemniejszych. – A ty wiesz, że chcę z tego skorzystać. Wyrwać się z rodzinnego miasta, poznać świat, zacząć żyć czymś innym, niż problemy rodziców. Ale nie chcę na każdej imprezie u twoich znajomych bać się o to, że ktoś wbrew mojej woli wciśnie mi rękę do majtek, kiedy ciebie nie będzie obok. I nie chcę słuchać pretensji o to, że nie potrafiłam się obronić. Skoro już mnie gdzieś zabierasz i zapewniasz, że są tu zasady, to chyba przez tych kilka godzin jesteś w stanie skupić się na mnie? – Być może zasypywała go zbyt wieloma informacjami i uwagami, ale czuła, że jeżeli nie zrobiłaby tego teraz, to kolejnej okazji mogłoby już nie być.
– Nie oczekuję, że zrezygnujesz z romansów i zabawy. Oczekuję, że skoro chcesz spróbować wciągnąć mnie do swojego świata, to jesteś w stanie mnie przed nim obronić, kiedy to będzie konieczne.
Offline
– Wiem, ale działasz. Z każdym dniem bardziej i nie zdajesz sobie sprawy z tego, ile kosztuje mnie to, żeby dać ci na wszystko czas – mruknął. Samo to, że wciąż trzymał dystans i podchodził do niej jak pies do jeża, bawiąc się w te powolne przekraczanie kolejnych granic między nimi, powinno było jej dać do myślenia. Nie wiedziała przecież, że ta cierpliwość była częścią planu. Dla niej miał to być sygnał, że mu zależało. Na niej i tym, by czuła się gotowa na stawianie kolejnych kroków. Nie brał niczego siłą. Nie zmuszał jej do bliskości, jeśli dawała mu do zrozumienia, że było za wcześnie. Czekał i jak gdyby nigdy nic, spędzał z nią kolejne dni w sposób, który nijak miał się do tego, jak spędzał czas z innymi. Bo z innymi nie przesiadywał godzinami przed telewizorem, nie chodził na spacery, nie poruszał tematów mniej i bardziej przyziemnych. Inne po prostu zaliczał i porzucał.
Przecież tym jesteś i tak cię potraktuję – pomyślał sobie, przymykając oczy. Chwilę później skinął głową, tym samym pokornie chcąc jej przekazać, że zrozumiał i był w stanie to zaakceptować. I może faktycznie byłby w stanie, gdyby chociaż raz pomyślał o tym, że naprawdę traktowała go jak człowieka, a nie chodzący bank, który miał zaspokajać jej zachcianki. Tylko że on wcale tego widzieć nie chciał, bo wiedział, że jeśli dopuściłby do siebie tę myśl, to mogłoby mu się spodobać to, że ktoś w końcu był wobec niego w porządku i nie miał w planach zadać kolejnego ciosu w chwili, w której pozwoliłby sobie uwierzyć, że mogło być coś lepszego niż to, co znał.
– Dlaczego? Bo się mnie boisz? Bo tego nie chcesz? A może nie chcesz przyznać przed sobą, że wbrew wszystkiemu, mój dotyk na ciebie działa? – zarzucił ją pytaniami, nie walcząc z prowokacyjnym tonem i nawet nie myśląc o tym, żeby zabrać dłoń i odmówić sobie błądzenia opuszkami palców po jej miękkiej skórze. Z premedytacją wykorzystywał słabość, którą dostrzegł w jej oczach, kiedy musiała się zmierzyć z tym brakiem dystansu między nimi. – Myślisz, że ja tego chcę? Kurwa, jasne, że nie chcę. Nie jestem wzorem cnót i regularnie zmieniam laski, ale teraz jesteś moja, rozumiesz? Jesteś ze mną i czuję się za ciebie odpowiedzialny, bo jeśli coś ci się stanie, twój ojciec się o tym dowie. Josie doniesie o wszystkim i to ja będę płacić za to, że dałaś się wciągnąć w ten układ. Ty będziesz tylko ofiarą, a ja będę winny i stracę wszystko, co mam – burknął, kręcąc głową. Musiała zrozumieć, że nawet jeśli tego dnia nawalił na całej linii, to zależało mu na tym, żeby była przy nim bezpieczna.
– Nigdy wcześniej nie musiałem tego robić – zauważył. Bo nigdy wcześniej nie trafił na kogoś takiego jak ona, kto mógłby szukać w nim nie tylko grubego portfela i szansy na lepsze jutro, ale przede wszystkim wsparcia w nowej, przerażającej codzienności. – Jednak jeśli tego właśnie chcesz, a widzę, że chcesz i że jest to potrzebne, zrobię to. Na tyle na ile zdołam, obronię cię przed tym, w czym sam tkwię – dodał pewnie, aczkolwiek w rzeczywistości wcale tak się nie czuł. Nie potrafił sobie wyobrazić tego, że miałby być kimś więcej niż sponsorem i kochankiem. Stanie się kimś, przy kim mogłaby czuć się bezpiecznie, wydawało się niemożliwe do zrealizowania, kiedy sam był dla niej zagrożeniem. Miał chronić przed krzywdą z rąk innych, kiedy sam chciał ją skrzywdzić? To brzmiało jak absurd, ale jeśli było konieczne do tego, by otrzymał to, czego chciał, to był gotowy nagiąć własne zasady i pozwolić na to, by jej oczekiwania wykroczyły poza te dozwolone i czysto materialne. – I mogę obiecać, że była to ostatnia tego typu impreza, na którą cię zabrałem – zapewnił jeszcze. I tym razem nie chodziło już tylko o nią, ale również o niego. To co działo się na dole, było inicjatywą Stevena. A z nim nie chciał mieć już nic wspólnego, dlatego złożenie tej jednej obietnicy przyszło mu z łatwością, gdyż wiedział, że zdoła się z niej wywiązać.
– Możemy udać, że to, co stało się na dole, nie miało miejsca i zacząć od zera? – zapytał, unosząc lekko brwi. Nie chciał, by kolejne minuty mijały im na nieustannym wałkowaniu tematu, kiedy niczego nie mogli zmienić. Nie mogli cofnąć czasu i sprawić, że wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie mogli też wymazać tego niesmaku, który pozostał po całym zamieszaniu, ale noc była długa i byli skazani na swoje towarzystwo bez względu na to, czy zdecydowaliby się zostać w hotelu, czy wrócić do domu.
Offline
Być może była to z jej strony daleko idąca ignorancja, ale Laura przez kilka ostatnich spędzonych razem dni wcale nie brała pod uwagę tego, jak z pewnymi aspektami ich znajomości czuł się Marcus. Sądziła, że podarowanie sobie na wszystko czasu było elementem zupełnie normalnym, którego nie musieli ani przedyskutować, ani tym bardziej do którego jedna ze stron musiała się zmuszać. Harlow nie sądziła, że w przypadku Marcusa wiązało się to ze wzniesieniem się na wyżyny własnej cierpliwości. Wymieniane dotychczas gesty były subtelne i niezwykle miłe, ale w żadnym razie nie sugerowały, że mógłby chcieć czegoś więcej już teraz.
Lub może wcale nie chciała tego dostrzegać, bo najzwyczajniej w świecie nie czuła się na to gotowa?
– Może wszystko na raz? – zasugerowała, tak naprawdę nawet nie oczekując odpowiedzi. Przez krótki moment naprawdę się go przestraszyła i bała się, że mógłby ją spotkać los podobny do tego, jaki został sprezentowany Stevenowi; że Marcus mógłby nie zapanować nad sobą i swoimi nerwami, podnieść na nią rękę i skrzywdzić w niewiele mniej dotkliwszy sposób, niż zamierzał to zrobić jego kumpel. Nie chciała ani tego, ani tym bardziej zaangażowania, które w tej sytuacji byłoby niepotrzebne i wiązało się z wieloma dodatkowymi problemami. I na sam koniec wcale nie chciała, by i on działał na nią w sposób podobny do tego, w jaki on postrzegał i odczuwał ją. Nie podobało się jej to, że wystarczyło kilka minut, by znalazł się w towarzystwie innej kobiety i by zajęła ona jego myśli na tyle, by porzucił świadomość obecności Laury zaledwie kilkanaście metrów dalej. – Nikt nie powiedział, że to nie będzie ryzykowne, prawda? – I tym razem mógł sobie oszczędzić analizy i reakcji, co Harlow dała mu do zrozumienia subtelnym, nieco pobłażliwym uśmiechem i krótkim pokręceniem głową. Obydwoje mieli co stracić; przede wszystkim szacunek i zbudowaną przez lata pozycję. Dziewczyna nie chciała, by świat widział ją jako łasą na wygodne, luksusowe życie małolatę, by o wszystkim dowiedzieli się jej rodzice czy siostra i by zmusili ją do konfrontacji z pełnymi rozczarowania spojrzeniami. Marcus z kolei musiał dbać o pozory, o swoje dobre imię, o to, by wszelkiej maści odchyły i łamanie zasad pozostało w określonych, zaufanych kręgach. Znajdowali się w tym zatem razem, choć brzmiało to bardzo obco i absurdalnie.
– Chcę. Nie obronię się sama. Przed Stevenem i ludźmi, którzy są do niego podobni, a jeżeli ja nie będę czuła się bezpiecznie, to ty też nie. Jesteśmy od siebie zależni. I przeraża mnie to – wyznała szeptem, spuszczając głowę, a wzrok zatrzymując na ich złączonych dłoniach. Nigdy nie lubiła stanu, w którym musiała kogoś o coś prosić lub mu coś zawdzięczać. Przez długi okres wszelkiej maści sprawy załatwiała sama, bo rodzice byli zbyt zajęci swoimi płonnymi marzeniami o uroczym pensjonacie na skraju miasta. Teraz, kiedy poznała Marcusa, powrócił ten sam strach, choć w zupełnie innym sensie; nie chodziło o zależność finansową, bo ta była niejaką podstawą ich znajomości, ale o to, że miał ją bronić, sprawiać, by czuła się bezpiecznie i by miała pewność, że naprawdę była tylko jego.
Jego.
Miała być jego.
Nie miała pojęcia, jak długo, z jaką intensywnością, w jaki sposób.
Wiedziała tylko, że bardzo się jej ta perspektywa podobała, tak samo zresztą jak dzielona obecnie bliskość, która na nowo przywoływała mętne już wspomnienie tego, co działo się w głównej sali, na parkiecie, w tańcu przerwanym przez nieostrożnego pijaka.
Była skłonna podjąć się kolejnej próby, wymazać z pamięci co złe, ale jednocześnie zachować to, co przywoływało na usta uśmiech i sprawiało, że chciała znaleźć się chociaż odrobinę bliżej. Być może to właśnie to pragnienie było źródłem odwagi, pod której wpływem Laura wyswobodziła swoje dłonie z uścisku tych męskich i sięgnęła do zawiązanego pod szyją materiału. Kilka zgrabnych ruchów wystarczyło, by sznurki peleryny ustąpiły, a czerwona płachta opadła na idealnie gładką posadzkę, tym samym dając Marcusowi dużo lepszy widok na odziane w biały gorset ciało.
– Pocałuj mnie.
Offline
Marcus skupiał się jedynie na tym, by owinąć ją sobie wokół palca wszelkiego rodzaju gierkami, zgrabnie dostosowanymi do sytuacji - odpowiednim doborem słów, subtelnym dotykiem, czy nawet tym, w jaki sposób spędzali razem czas, nadając temu wszystkiemu namiastkę normalności. Głupotą zaś nazwałby jej nastawienie i wiarę w to, że taka kolej rzeczy i spokojne tempo rozwoju tej relacji było czymś, co praktykował zawsze. Nie było, bo normalności, która była znana wszystkim, on sam nie zaznał nigdy. Chociaż minęło wiele lat, wciąż doskonale pamiętał każdą chwilę, którą spędził ze swoją nauczycielką. Był nastolatkiem, zupełnie nieobeznanym w sprawach damsko męskich i został rzucony na głęboką wodę, poznając, czym był brak szacunku dla drugiego człowieka i zatracenie się w rozkoszy bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Jedyne czego nauczyła go kobieta, to tego, jak sprytnie podchodzić innych, by samemu na tym zyskać. Zapoznała go z tajnikami erotycznego życia, które odbiegały od ogólnie przyjętej normalności, a na koniec porzuciła, pozostawiając go z poczuciem wykorzystania i beznadziei, jakie na dobre zakorzeniło się w męskim umyśle. To go ukształtowało, a kolejne lata były czasem, w którym uczył się czegoś nowego metodą prób i błędów, stopniowo dopuszczając do siebie myśl, że nie z każdym mogło być tak jak z nią.
– Nie skrzywdzę cię – zapewnił dosadnie. Nie w taki sposób, w jaki myślała, że mógłby to zrobić. Kiedyś i tak miała przez niego cierpieć, choć z innych powodów niż wymierzona w nią agresja, ale jakie miało to znaczenie w tej chwili, kiedy wciąż istniał między nimi ten dystans, przez jaki nie potrafił się przebić, bo albo jej brakowało odwagi, albo świat uniemożliwiał im poczynienie kolejnego kroku?
– Zawsze jest ryzyko – przytaknął. Ryzykował za każdym razem, kiedy znajdował sobie nową pannę. A jeszcze większego ryzyka podejmował się, gdy brał się za te wiekiem zbliżone do Laury. Zaskakiwało go jednak to, że mimo iż cała ta sytuacja była dla Laury nietypowa i przerażająca, to potrafiła się wykazać mądrością, jakiej nie mógł podważyć. Miała rację, mówiąc, że byli od siebie zależni. I jego chyba też to przerażało, bo docierało do niego, że chociaż była skromna i spokojna, to potrafiła postawić na swoim i w każdym momencie mogłaby mu zaszkodzić, jeśli sam zdecydowałby się zadziałać na jej szkodę. – Nie wiem, czy podołam i zrobię to, jak należy, ale postaram się – obiecał. Tyle mógł jej obiecać, bo chodziło również o niego i to, że chciał ją mieć tylko na siebie. Gdyby nie ten jeden fakt, nie rzucałby zapewnieniami, że mogła liczyć na jego ochronę. Zależało mu jednak na tym, by była tylko jego, dopóki się nią nie znudzi, dlatego mogła być pewna, że z tego zapewnienia wywiąże się najlepiej, jak tylko będzie umiał.
Jego wzrok zatrzymał się na jej pełnych ustach. Koniuszkiem języka zwilżył własne wargi, przez kilka ulotnych sekund stojąc w bezruchu. Kiedy jednak powiódł wzrokiem w dół, wzdłuż jej smukłej szyi, podkreślonego gorsetem biustu, zgrabnej sylwetki, długich nóg i zatrzymał się na pelerynie leżącej na podłodze, w jednym kroku zbliżył się do Laury. Jedną ręką oplótł drobne ciało, układając dłoń na wysokości jej łopatek. Drugą dłonią sięgnął do policzka dziewczyny, kciukiem przesuwając po jej dolnej wardze. Jego oddech był ciężki, gdy rozejrzał się po pogrążonym w ciemności pomieszczeniu. Wszechobecna cisza, przez którą próbowało przebić się stłumione dudnienie muzyki dochodzącej z parteru, przypominała o tym, jak dłoń Stevena dotykała ciała Laury. To zaś rodziło złość, gdy sam czuł pod palcami jej delikatną skórę i miękkie usta. Nikt inny nie miał prawa tego zaznać, ale mężczyzna pozwolił sobie na zainicjowanie kontaktu, którego Marcus nie był w stanie zaakceptować. Krew raz jeszcze zawrzała mu w żyłach, ale stłumił nerwy.
Wiedział, że jeśli prawdziwe piekło istniało, to klucz do niego stał przed nim.
Czuł, że Laura zmieni jego dotychczasowe życie i wystawi go na próbę większą, niż początkowo zakładał.
Miała być jego przekleństwem.
Ona, jej wrażliwość, niewinność i niezamierzona skłonność do wzbudzania w naturalny sposób emocji, które od lat od siebie odpychał.
To było zaskakujące, ale podobało mu się napięcie, które nie miało nic wspólnego ze znanym mu, wręcz zwierzęcym pożądaniem, nakazującym wpić się żarliwie w kobiece wargi. Echo ich rozmowy dźwięczało mu w głowie. Przeprosiny, zapewnienie, że nie chciał jej krzywdy, obietnica, że obroni ją przed tym światem, w który sam ją wciągał. Mięknął... I to przerażało bardziej niż ryzyko. Kiedy przypomniał sobie słowa, które padły na parkiecie, pochylił się, inicjując spokojny pocałunek. Muskał leniwie usta Laury, trącał je koniuszkiem języka i delikatnie wdarł się do środka. Splatając swój język z tym jej, mruknął w zadowoleniu, delektując się tym, jak smakowała. Docisnąwszy jej sylwetkę do swojej pogłębił pocałunek, który stopniowo nabierał pewności siebie i żarliwości. Im dłużej ją całował, tym więcej chciał, co sugerowała jego dłoń sunąca w dół jej pleców. Do niej po chwili dołączyła druga, zatrzymując się i zaciskając na kobiecych pośladkach, gdy sprawnym ruchem uniósł ją na swoje biodra i podszedł do kanapy, na której usiadł, usadawiając Laurę na swoich kolanach i odrywając się od jej ust, by zaczerpnąć oddechu. – To chyba nie do końca zaczynanie od zera, hmm? – zagaił, uśmiechając się lekko.
Offline
Mętlik myśli w głowie Laury bardzo skutecznie odwrócił jej uwagę od wypowiadanych przez Marcusa słów. Nie miała pojęcia, co należało myśleć o nim, o ich relacji, o sobie samej. Prawdą było bowiem przecież, że na początku nie miała o nim najlepszego zdania i z bardzo dużą dozą dystansu oraz nieufności podchodziła do faktu, że to właśnie on - ze wszystkich prawników oferujących swoje usługi w stanie Alaska - miał reprezentować interesy jej rodziców. Dał się poznać jako gburowaty bufon, który uważał się za lepszego od całego świata, a mimo to przystała na wystosowaną przez niego propozycję. Nie mógł być zatem tak bardzo zły, o czym najlepiej świadczyły spędzone razem tygodnie. I to wcale nie tak, że punktem odniesienia było dla niej to, że wszelkiej maści koszty leżały po jego stronie, wszak to stanowiło fundamentalną zasadę tej relacji. Chodziło o to, że rozmowy z nim były przyjemne, przepełnione inteligentnymi uwagami i elokwentnym podejściem do wielu spraw; że potrafił się śmiać i rozbawić ją, że czas w jego towarzystwie upływał bardzo szybko, ale żadna z tych minut nie była stracona.
Wciąż pozostawała jedynie kwestia tej ostatecznej płatności, której symbolem miało być jej towarzystwo i ona sama. Nie była pewna, czy nadawała się akurat do takiej wymiany dóbr, ale dotychczas wydawało się jej, że radziła sobie całkiem dobrze. Każdą z uwag Marcusa brała sobie do serca i starała się wcielić w życie, by nie przynieść wstydu ani jemu, ani samej sobie. Gdy miała milczeć, siedziała cicho. Gdy chciał, by się odezwała, wyrażała swoją opinię. Czasami nawet zapominała o tym, że to wszystko było grą pozorów, a ich wcale nie łączyła przyjaźń czy inna forma zażyłości.
Łatwo było się nabrać, zatracić rozsądek, przekroczyć granicę.
Czy przekraczali ją aktualnie? W przypadku Laury na pewno, wszak nie istniał na świecie żaden mężczyzna, który nie dość, że widział ją w tak skąpym wydaniu, to jeszcze zdawał się posiadać umiejętność skuszenia jej do pójścia o krok dalej. Harlow nie była pewna, czy dałaby się uwieść na tyle, by porzucić wszelkie swoje zasady, ale roztaczana przez Marcusa aura tajemniczości wystarczała, by blondynka zapominała o tym, co należało i wypadało. Liczyło się tylko to, czego chciała.
Teraz zaś pragnęła, by po prostu ją pocałował i na moment sprawił, by świat przestał istnieć.
Nie była pewna, czy dotychczasowe formy bliskości z chłopakami mogła określić mianem pocałunków. Kilka ulotnych muśnięć budziło znajdujące się w brzuchu motyle, ale nigdy nie była ta czułość na tyle intensywna, by Laurze zupełnie zawirowało w głowie. W tamtej chwili stało się to niemal natychmiast, a drżące z emocji wargi rozchyliła bardzo ochoczo, tym samym zapraszając Marcusa go pogłębienia pocałunku, który odwzajemniała z takim samym zaangażowaniem i pieczołowitością. Smakowała jego warg po raz pierwszy, jednocześnie zachowując się tak, jak gdyby miała to robić po raz ostatni w swoim życiu, dlatego i z jej gardła wyrwał się niekontrolowany jęk rozkoszy, kiedy mężczyzna językiem wdarł się do jej ust i naparł na ten jej, wymuszając na Laurze udział w tańcu zmysłów, które przerażały i fascynowały ją jednocześnie.
Z ufnością i ulgą opadła na jego kolana, smukłymi ramionami oplatając jego szyję i pozwalając sobie na jeszcze kilka ulotnych muśnięć, których konsekwencją był nierówny oddech i mocno zarumienione policzki.
– Ale z pewnością udawanie, że to, co wydarzyło się na dole, nie miało miejsca – odparła na zaczepkę, niejako parafrazując jego słowa sprzed kilku chwil, choć gołym okiem widać było, że układanie myśli w sensowne słowa i zdania przychodziło jej z ogromnym trudem, zwłaszcza, gdy jej drobna sylwetka pozostawała tak mocno dociśnięta do postawnego ciała Marcusa. To budziło bardzo określone reakcje jej własnego organizmu, choć te wolała skrupulatnie ignorować.
Offline
Marcus nie miał tego problemu. Nie myślał o tym, czy to, co robili, było właściwie. Nie myślał o tym, jak wielkim draniem był, żyjąc w ten sposób i wykorzystując kolejne kobiety. Nie oceniał też żadnej z nich. Traktował je po ludzku, nawet jeśli był w tym wszystkim kimś, kto lubił się rządzić i narzucać własne zdanie. Nie postrzegał żadnej z nich jak dziwki łasej na łatwy zarobek. A miał takie, które nie chciały rzeczy tylko pieniądze. Mógłby je wówczas zaszufladkować, dać do zrozumienia, że nie różniły się niczym od tych, które można było spotkać przy drogach i w tanich spelunach. To nie dawało mu jednak żadnej satysfakcji. Dużo większą zyskiwał wtedy, kiedy zaczynały tracić dla niego głowę i mógł im uświadomić, że nic dla niego nie znaczyły.
Był więc zły. Bo pogrywał z ich emocjami i uczuciami. Co gorsza, robił to z premedytacją. Laura miała się o tym przekonać, choć na tę chwilę wydawała się znajdować na wygranej pozycji, bo podczas każdego spotkania potrafiła się przebić w jakimś stopniu przez twardą skorupę, którą wokół siebie wytwarzał. Potrafiła sprowokować go do śmiechu, luźnej rozmowy, a nawet, co podobało mu się najmniej, ludzkich odruchów, które wychodziły z niego samoistnie, bez żadnej kontroli i doprowadzały do tego, że kiedy opuszczała jego dom i wracała do rodziny, musiał na nowo układać sobie w głowie priorytety. Z marnym skutkiem, bo jej powrót wystarczył, by znowu go łamała. Tak jak złamała tego dnia.
Spełnienie jej prośby było czymś niezwykle łatwym w realizacji. Od dłuższego czasu myślał o tym, by w końcu zapoznać się z tymi pełnymi, miękkimi ustami, które kusiły go, ilekroć podczas licznych rozmów na niego spoglądał. Wielokrotnie wyobraźnia podsuwała mu obrazy tego, co jeszcze mogłaby tymi ustami robić. Widział oczami wyobraźni to, jak posłusznie klęczała między jego nogami, by spłacić swoje kolejne zachcianki. A potem schodził na ziemię, przypominając sobie, że tym razem nie wszystko miało być tak proste, jak mu się wydawało i jak proste było z innymi dziewczynami, niemającymi żadnego doświadczenia w sprawach damsko-męskich.
Teraz kiedy już zapoznał się z jej wargami i czuł, jak ochoczo Laura odwzajemniała pocałunek, te wszystkie wyobrażenia powracały ze zdwojoną siłą. Gdy dostawał palec, chciał całą rękę. Nie inaczej miało być z nią i wiedział już, że nie pozwoli na to, by ten wieczór skończył się na jednym pocałunku. Dopuszczenie do tego byłoby głupotą, kiedy tak posłusznie blondynka zatraciła się w chwili i ewidentnie preferowała ją, niż myślenie o tym, jak mijał do tej pory wieczór.
– Skoro o tym mowa... – podjął, przenosząc spojrzenie z ust Laury na wysokość jej oczu. – Czuję się dzisiaj uprawniony do tego, by dostać trochę więcej, niż wziął sobie ten sukinsyn. Możesz to też potraktować jako karę za to, że nie dałaś mu w pysk, kiedy położył na tobie łapy – dodał, chcąc zabrzmieć groźnie, ale lekkie drganie kącika jego ust, gdy powstrzymywał łobuzerski uśmiech, zdradziło go w tym, że wcale nie zamierzał jej karać. Sytuacja na dole była o tyle skomplikowana, że Marcusowi ciężko było określić, czego tak właściwie od niej oczekiwał. Czy spokoju, którym się wykazała i który wpłynął na jego rozjuszenie, czy może jednak większej stanowczości i zrobienia sceny ze Stevenem, przez którą musiałby świecić oczami jako ten, który przyprowadził na imprezę nieumiejącą się bawić laskę, gotową spoliczkować człowieka, któremu wszyscy byli wdzięczni za organizację imprezy i szansę na to, by spędzić noc w tak rozpustny sposób. Czego by nie zrobiła, byłoby źle. Nie zmieniało to faktu, że teraz chciał wziąć sobie wystarczająco wiele w ramach rekompensaty za wszystkie niedogodności i, co najważniejsze to, że mężczyzna, któremu nie była pisana, śmiał ją tknąć, co względnie dzielnie znosiła, nawet jeśli tego nie chciała. Z Marcusem nie miała wyboru. Musiała w końcu zechcieć, a już na pewno musiała zaakceptować to, że on tego chciał.
Nie czekał na jej reakcję i ewentualne protesty, czy prośby, by niczego nie przyspieszał. Znał granice, które nie były z tych nie do przekroczenia, ale istniały z jej strony. Chwytając Harlow za biodra, przyciągnął ją bliżej i wpił się w jej usta z jeszcze większą zachłannością, niż zrobił to przed momentem. W zainicjowanym przez niego pocałunku nie było miejsca na żadną delikatność, a jego dłonie przesuwały się w górę jej talii, zatrzymując przy krągłych, okrytych gorsetem piersiach. Zatrzymawszy się na nich, przygryzł wargę Laury i zaczął ją ssać, po chwili wyznaczając swoimi ustami ścieżkę do jej szyi, obojczyków i ramion. Całował każdy centymetr delikatnej skóry, ugniatając jej biust, po którego odkrytych fragmentach wodził opuszkami palców przy samej krawędzi materiału. Chciał go zsunąć i zyskać tym samym lepszy dostęp do ciała przyszłej kochanki, ale to, że na swój sposób pozostawała dla niego nieosiągalna na tym etapie znajomości, wyjątkowo przypadło mu do gustu. Podobało mu się to, że mógł się nią zabawiać i dostarczyć jej nowych, nieznanych doznań, a możliwość dotykania jej w ten sposób wystarczyła, by jego własne zmysły zaczęły się wymykać spod kontroli, co kolejny raz mogła poczuć, gdy poruszył się niecierpliwie, ocierając o spojenie jej ud, co wywołało żałosny pomruk, który wydostał się z męskiego gardła.
Offline
Harlow doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że miał nadejść dzień zapłaty; że wszystko to, co działo się między nimi w ostatnich dniach i co jeszcze mogłoby się wydarzyć, było zaledwie wstępem i swego rodzaju możliwością rozeznania się w długach, jakie tworzyła, przyjmując kolejne prezenty, wybierając coraz to nowsze ciuchy i korzystając z dobrodziejstw takich jak wizyta u fryzjera czy kosmetyczki. Kiedy była w galerii lub salonie piękności, nie zastanawiała się nad kosztami ani tym bardziej nad sposobem, w jaki miałaby je spłacić. Cieszyła się chwilą i chłonęła każdą z oferowanych przez Marcusa przyjemności. Po powrocie do jego domu z kolei bardzo ochoczo opowiadała o tym, jak minął jej dzień, wypytywała o to, w jakiej atmosferze upłynął ten jego, a następnie skupiała się na rozrywkach takich jak wspólne oglądanie filmów czy spożywanie zamówionej i dostarczonej pod same drzwi kolacji. Opamiętanie przychodziło zazwyczaj wtedy, kiedy rozstawali się na końcu korytarza, rozchodząc się do swoich sypialni.
Gdy dookoła panowały cisza i ciemność, Laura miała bardzo dużo czasu na snucie przemyśleń. Snuła zatem różne scenariusze - od tych najbardziej pozytywnych, w których relacja z Marcusem trwała w najlepsze i niosła profity dla każdej ze stron, po te najczarniejsze, w których okazywało się, że była kiepskim materiałem na utrzymankę, kochankę i kobietę w ogóle. Ta ostatnia kwestia wydawała się iście absurdalna, ale w przepełnionym zamęcie sercu oraz umyśle powstawały twory dużo bardziej abstrakcyjne.
W najśmielszych fantazjach nie przypuszczałaby jednak, że mogliby znaleźć się w sytuacji podobnej do tej aktualnej, gdy ogromna sala basenowa w luksusowym hotelu stała się miejscem schadzki, a każda sekunda wykorzystywana była do cna. Podstawowym pytaniem było zaś to, jak daleko byłby w stanie posunąć się Marcus.
– Co znaczy trochę więcej? – zapytała z wyraźnym niepokojem, roziskrzonym wzrokiem sunąc po męskiej twarzy i skrupulatnie analizując zachodzące na niej zmiany. Ostatnie sekundy były niezwykle intensywne, co odbijało się właściwie w całej jej postawie; rozczochrane włosy, zarumienione policzki, zadyszka, z którą dotychczas miała do czynienia jedynie podczas znienawidzonych w szkole lekcji wychowania fizycznego (bo przecież dużo bardziej preferowała ćwiczenia na własną rękę). Była ewidentnie rozkojarzona, dlatego połączenie pewnych faktów przychodziło jej z ogromnym trudem. – I co oznacza kara? – Boleśnie zdawała sobie sprawę z tego, jak żałośnie i naiwnie w tym wszystkim brzmiała, tym bardziej, kiedy poczuła, jak wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł subtelny, acz dający się we znaki dreszcz.
Dotychczas nie brała pod uwagę tego, że kara mogłaby budzić przyjemne skojarzenia, a wydawało się jej, że w tym przypadku właśnie tak mogłoby być. Nie mogła mieć wprawdzie stuprocentowej pewności, ale wystarczyło kolejne bardzo krótkie zerknięcie w oczy Marcusa, by Laura raz jeszcze rozchyliła wargi, niemal prowokując go do zainicjowania równie intensywnej co poprzednio pieszczoty.
Jęknęła przeciągle wprost między jego usta, odwzajemniając przy tym pocałunek. Jego siła i zaborczość sprawiły, że zawirowało jej w głowie, a oddech ugrzązł w płucach, kiedy kolejne chwile przepełnione były nieznanym, acz bardzo rozkosznym napięciem i chaosem. Bo właśnie tak zachowywały się jej dłonie; nieostrożnie i chaotycznie, kiedy szukała dla nich zajęcia, opuszkami palców przesuwając po ramionach Marcusa, jego klatce piersiowej czy plecach. Czuła, że on sam szukał odpowiedniej dla siebie ścieżki, z tym, że z dużo większym wyczuciem, starannością i odczuwalnym doświadczeniem, które ewidentnie przynosiło zamierzone efekty. Laura, wciąż siedząc na jego kolanach, drżała na każdym centymetrze swojej skóry.
– Cc...co ze mną zrobisz? – westchnęła ciężko, nie będąc w stanie nawet w minimalnym stopniu zapanować nad jękiem, jaki Marcus sprowokował, kiedy docisnął ją do swojej sylwetki mocniej, tym samym pozwalając jej poczuć, jak bardzo ta sytuacja i dzielona z nią bliskość wpływały również na niego. Psotna wyobraźnia podsuwała Laurze różne, niekoniecznie pasujące do okoliczności i wyznawanych przez nią zasad obrazy, ale powiedzenie o tym na głos nie było możliwe, dlatego też sprytnym z jej strony zagraniem wydawało się poproszenie o to, by niejako to on opowiedział o tym, co chodziło mu po głowie.
Harlow miała dziwne wrażenie, że te wizje mogły się ze sobą pokrywać, ale to wciąż nie był ten poziom odwagi, by przyznała się na głos do tego, że bardzo go pragnęła, a przynajmniej tak się jej wydawało, bo przecież po raz pierwszy w życiu doświadczała emocji i bliskości tak mocno.
Offline
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie podobała mu się taka namiastka normalności i iluzja, którą budowali, by Laura czuła się u niego swobodnie, mogąc spędzać leniwe popołudnia i wieczory na jego kanapie oddając się rozmowom. Pasowało mu to, że po całym tygodniu spędzonym osobno, kiedy wiódł swoje nudne życie kręcące się głównie wokół pracy, przyjeżdżała i miał się do kogo odezwać, z kim zjeść posiłek i na kim skupić swoją uwagę, by nie myśleć o trudach dnia codziennego. Coś, czego do tej pory nie praktykował, z nią okazało się czymś, co określiłby mianem uatrakcyjnienia tego układu. Nie wnikał jednocześnie w to, czy wraz z chwilą, gdy każde z nich rozchodziło się w swoje strony, nie zalewała jej fala przemyśleń. Nie wnikał, bo niespecjalnie interesowało go to, czy obawiała się tego, co będzie za jakiś czas, czy nie zjadał jej stres oraz, czy nie miała obaw względem tego, że wszystko wyjdzie na jaw i rodzina dowie się o tym, co wyprawiała u boku dużo starszego mężczyzny.
– A czy to ważne? – zapytał, śledząc uważnie reakcje na jego słowa. – Drań cię tknął, chociaż należysz do mnie. To chyba jasne, że chcę nadrobić zaległości i być ponad nim? Szczególnie po tym, co zaszło między nami na parkiecie. Nie zapomniałem, jak na mnie podziałałaś tam na dole – dodał w ramach wyjaśnienia, zauważając, że nie czuła się zbyt pewnie w starciu z tą luźno rzuconą przez Marcusa groźbą, pod którą nie kryło się nic złego, na skutek czego mogłaby się poczuć źle. Chyba że miała czuć się źle sama ze sobą, dopuszczając do tego, by pozwolił sobie na poczynienie kolejnych kroków, odnosząc się bezpośrednio do jej ciała, które do tej pory pozostawało nietknięte i na swój sposób mogło budzić w Laurze powody do dumy, bo nie była łatwa jak większość dziewczyn w jej wieku, a nawet młodszych. Zaśmiał się pod nosem. Padające pytania nie były tymi, które spodziewał się usłyszeć, a to, jak bardzo wskazywały na jej przyzwoitość, rozkładało go na łopatki. Myśl, że była jedną z tak zwanych grzecznych dziewczynek, działała na niego równie mocno, co fizyczna atrakcyjność Harlow. Może nawet bardziej, bo nakręcał się myślą, że ją zepsuje, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Chociaż urzekała go swoją osobowością, to nie mógł zmienić własnych zamiarów. Obserwowanie jak zacznie się stawać kimś, kim wcale nie była, na skutek czego być może wiele osób się od niej odwróci, miało być jedną z najlepszych form rozrywki. Podobnie jak patrzenie na to, jakie będą skutki całego przedsięwzięcia, gdy dotrze do niej, że nie tylko straciła przez znajomość z nim wiele, ale również straciła jego. – To, że zamieszam naruszyć twoją strefę komfortu – stwierdził, ale zaraz rzucił jej wyzywające spojrzenie. – Nie jestem jednak pewny, czy to się uda, bo kiedy na ciebie patrzę, to widzę dziewczynę, której podobają się zmiany i która nie potrafi i nie chce pozostać obojętną na to, co czuje – dodał zaczepnie. Mogła się czuć niepewnie, żałośnie i naiwnie, ale nawet w panującym w pomieszczeniu półmroku doskonale widział, że jej policzki pokryły się rumieńcem niemającym za wiele wspólnego z dotychczasowym wstydem. Czuł też, jak nierównomierny oddech miała i jak ciepła była jej skóra, po której przebiegały subtelne dreszcze. To wszystko mówiło mu najwięcej i był pewny, że Laurze podobał się taki obrót wydarzeń.
Być może był w błędzie i odczytywał to źle, ale z nią nic nie wydawało się oczywiste. Nie zmieniało to jednak faktu, że tego dnia nie chciał słyszeć słowa nie, kiedy sam wyznaczył sobie nieznane jej granice, jakich przekraczać nie chciał, bo chociaż miejsce sprzyjało budowaniu atmosfery, to nie było tym, w którym chciał się zapominać na całego.
Szybko dała mu do zrozumienia, że wcale się nie mylił. Jej jęk był muzyką dla jego uszu, a dłonie chaotycznie błądzące po jego sylwetce, wznosiły go na wyżyny cierpliwości, której nie chciał stracić, by nie rzucić jej na kanapę i nie zedrzeć wszystkiego, co na sobie miała. Efekt wizualny osiągnięty przez Harlow w połączeniu z doznaniami, jakie uderzały w niego w tym momencie, odbierały mu rozum i sprawiały, że trzymał się go ostatkiem sił. Nie był przyzwyczajony do tego, że musiał starać się o to, by małymi krokami dotrzeć do celu, ale było w tym coś satysfakcjonującego.
– Za dużo pytań – odparł, pochylając się w stronę jej dekoltu. Tam złożył kilka leniwych pocałunków i przesunął koniuszkiem języka po skórze Laury, aż do zagłębienia między piersiami, na tyle, na ile umożliwiał mu to gorset. Zaraz podniósł jednak wzrok, zabrał dłonie z dziewczęcych piersi i położył na jej udach, kreśląc na ich powierzchni bliżej nieokreślone wzory. – Ty mi powiedz, co chcesz, żebym zrobił. Jesteś dzisiaj dobra w proszeniu – stwierdził zaczepnym tonem, nawiązując do jej prośby sprzed kilku minut, którą równie dobrze mógłby potraktować jak rozkaz, kiedy kazała się pocałować. Zrobił to z czystą przyjemnością i tak samo chętnie zaspokoiłby jej kolejne zachcianki.
Wystarczyło poprosić. A do proszenia próbował ją zachęcić, pozwalając sobie na coraz więcej. Jego dłonie z ud przesunęły się na pośladki Laury. Palce jednej wdarły się pod materiał gorsetu, a Marcus sapnął ciężko, zirytowany tym, jak wiele utrudniał materiał tak ciasno przylegający do jej skóry. –Obawiam się, że gdybym zaczął mówić, co mam ochotę z tobą zrobić tu i teraz, mogłabyś nabrać wątpliwości i cała atmosfera poszłaby się jebać – mruknął i chwycił za tasiemkę, rozwiązując ją sprawnie jednym pociągnięciem, co było zaledwie wstępem do większej zabawy w luzowaniu kolejnych wiązań. –Wyglądasz w tym cholernie seksownie, ale strasznie dużo z tym zabawy. To było zamierzone? Żebym za szybko cię nie rozebrał?
Offline
O pewnych sprawach nie zapomniała również ona, choć wspomnienie ich tańca sprzed kilkunastu minut wciąż budziło w Laurze - jak wszystko zresztą - dość mieszane uczucia. Z jednej strony czuła wstyd związany z tym, jak wiele osób było świadkiem jej zachowania i tego, jak na nią i Marcusa działała wzajemna bliskość. Wiedziała co prawda, że tutaj na nikim nie mogło zrobić to wrażenia i najprawdopodobniej byli jedną z bardziej moralnie zachowujących się par, ale to nie zmieniało faktu, że jednak miała świadomość bycia obserwowaną i może ocenianą. Z drugiej zaś strony nie pamiętała, by kiedykolwiek czuła się tak swobodnie; jak gdyby była całkowicie wolna. Bez ograniczeń, nakazów, zasad, których zawsze się trzymała, by udowodnić sobie i światu, że była ułożona, grzeczna, perfekcyjna.
Przyzwyczaiła się do do idealnie wyprasowanych ubrań, do dokładnie ułożonych włosów, do makijażu, który nie wyróżniał jej w tłumie, ale podkreślał urodę. Nauczyła się zachowywać w tłumie i mniejszym gronie, angażowała się w różne przedsięwzięcia, dawała się poznać jako najlepsza uczennica, wzorowa córka i przykładna siostra. Była chodzącym uosobieniem wszystkich tych cech, które ludzie dookoła uważali za prawidłowe i pożądane. I chociaż nigdy nie uważała ich za złe czy przerysowane, to jednak wielokrotnie w jej życiu pojawiały się momenty, kiedy pragnęła po prostu zrzucić z siebie wszystkie te maski i zrobić to, na co po prostu miała ochotę.
– Co jeżeli powiem, że tam na dole ty podziałałeś na mnie? – zasugerowała, niejako naprowadzając go na właściwe tory. Mogła wmawiać, że nie poczuła absolutnie nic, że takie tańce i napięta atmosfery nie robiły na niej wrażenia, że była obojętna, bo przecież nie mogła cieszyć się czymś, czego właściwie nie znała. Byłyby to jednak wierutne kłamstwa, bo bawiła się bardzo dobrze, a ich taniec obudził w niej instynkty, z których istnienia chyba nawet dotychczas nie zdawała sobie sprawy.
Nie inaczej było teraz, gdy Marcus dłońmi coraz śmielej badał każdy odkryty fragment jej skóry, a ustami wyznaczał tylko sobie znaną ścieżkę. Laura posłusznie odchylała głowę, tym samym udostępniając mu coraz większy obszar swojej szyi czy dekoltu, który unosił się i opadał w intensywnych oddechach, gdy łapczywie łapała kolejne dawki powietrza, starając się zapanować nad swoimi myślami oraz reakcjami.
– Lubisz, kiedy proszę? – zagaiła z przekorą, przyglądając się oczom Marcusa z nieskrywanym rozbawieniem. Nie kpiła z niego, a jedynie podejmowała się kolejnej próby flirtu i wpłynięcia na jego wyobraźnię. Skoro jej własna płatała tak wiele figli, Laura nie widziała powodów, dla których i on miałby pozostać wolny od wszelkiej maści kotłujących się w głowie obrazów.
Harlow przesunęła językiem po dolnej wardze, pozwalając mu na kolejne kroki i działania; czuła opuszki jego palców na swoich krągłych, aktualnie tak dokładnie wyeksponowanych pośladkach, a zaraz potem nieco wyżej, gdy walczył z pierwszą ozdobną wstążką gorsetu, a której rozplątanie sprawiło, że Laura poczuła nieco więcej swobody.
– Ponoć długo wyczekiwane rzeczy smakują lepiej – wyjaśniła, choć oczywistym było, że to wcale nie to było jej pierwotnym zamiarem. Swoim strojem chciała dopasować się do panujących na imprezie obyczajów i zasad. Kwestia tego, jak owy kostium miałby zadziałać na Marcusa czy innych mężczyzn, była sprawą drugiego rzędu, ale ponieważ przyniosło to skutek, to Harlow nie zamierzała się wycofywać.
Tak samo zresztą jak nie zamierzała wycofać się w momencie, w którym jej dłonie znów przesunęły się po męskim tułowiu i zatrzymały na wysokości podbrzusza, o które zahaczyła paznokciami, przez materiał kostiumu drażniąc i tak napiętą skórę kochanka.
– Chciałabym, żebyś... – podjęła, pochylając się nad jego uchem, by mieć pewność, że wszelkie słowa i prośby dotarłyby tylko do jego świadomości. Niestety - i tym razem nie dane było im kontynuować rozmowę, kiedy ogromne drzwi sali otworzyły się, a w środku pojawili się roześmiana Josie i Jonathan.
–Ojej, nie wiedzieliśmy, że to pomieszczenie jest już zajęte – czknęła ewidentnie pijana Josephine, co niemal natychmiast sprowokowało Laurę do zsunięcia się z kolan Marcusa. Po omacku poprawiła rozczochrane włosy, wpatrując się w przyjaciółkę, której stan do złudzenia przypominał jej własny.
– Pójdziemy sobie – podjął krótko Jonathan, ewidentnie chcąc wyjść z twarzą z tego dość niespodziewanego spotkania.
– Nie, nie trzeba – zaprotestowała Harlow, nieporadnie podnosząc się na równe nogi w celu odnalezienia i ponownego zawiązania swojej peleryny. – My już... szliśmy do pokoju.
Offline
– O którym dole mówimy? – zapytał, sugestywnie spuszczając wzrok na miejsce pomiędzy jej udami. Musiała mu wybaczyć dwuznaczny odbiór jej słów, kiedy sama zabrzmiała w ten właśnie sposób, z czego może nie do końca zdawała sobie sprawę. Marcus jednak z satysfakcją uświadamiał jej gafę popełnioną złym doborem słów. – Bo jeśli mówimy o tym dole, to zaraz możemy coś na to zaradzić – dodał z lekkim uśmiechem. Jeśli coś było pewne, to że nie odpuściłby sobie szansy na to, by wsadzić jej rękę do majtek i zadbać o to, by nie musiała się męczyć z tym, jak na nią podziałał. Szczególnie że sam znał ten ból i dobrze wiedział, jak to jest, kiedy się nakręcał, a nie mógł zrobić nic więcej, bo okoliczności nie sprzyjały. Przerobił to przecież dwukrotnie w ciągu tego jednego wieczoru. Raz z nią, raz z kobietą, która miała się stać lekarstwem na niepowodzenie i nieokiełznane pragnienie, jakie ogarniało męskie zmysły.
– Lubię, kiedy prosisz, żebym wyciągnął z ciebie niegrzeczną dziewczynkę – odparł. Jak każdy facet, lubił, kiedy kobieta prosiła. O pocałunki, o pieszczoty, a ostatecznie również o spełnienie, jakiego miał zwyczaj czasami odmawiać z premedytacją, by zaczynały prosić, a nawet żałośnie błagać. Jeszcze bardziej lubił to, kiedy prosiły, by nie odprawiał ich z kwitkiem, kiedy już się nimi znudził. Laurze na tę chwilę to nie groziło, ale wiedział, że za kilka tygodni, a może miesięcy, będzie to najlepsza ze wszystkich próśb, jakie usłyszy z jej ust.
– Nie lubię czekać. Może nie wiesz, ale w twoim przypadku robię daleko idący wyjątek – zauważył, chcąc jej przedstawić sytuację taką, jaką była. Robił wyjątek, pozwalając na tę normalność i kiedy wraz z nią stawiał małe, wręcz ostrożne kroki w przód, by nie zrobić jednego za daleko, na którego skutek dziewczyna mogłaby zrobić trzy w tył, zrażona narzuconym tempem. Czymkolwiek było to, co w sobie miała, działało. Ratowało jej tyłek i sprawiało, że wizja rozłożenia przed nim nóg i utraty dziewictwa, wydawała się dość odległa, bo Marcusowi wcale nie spieszyło się do tego konkretnego dnia. Odnosił dziwne wrażenie, że stopniowe wprowadzanie jej w erotyczny świat, mogłoby być całkiem dobrą zabawą. Jednocześnie wbrew jego myślom, Laura go zaskakiwała. Nie tylko prośbami o pocałunek, ale również dotykiem, flirtem, a ostatecznie faktem, że jej dłonie znalazły się tak nisko, przyjemnie drażniąc jego skórę.
Pod wpływem tego konkretnego doznania przymknął oczy. Nasłuchiwał tego, co chciała mu powiedzieć, zmysły zaś ukierunkował na jej ciepły oddech i paznokcie, które haczyły o materiał spodni, sprawiając, że twardniał. Z każdą chwilą bardziej. A wszystko po to, by kolejny, trzeci już raz tego dnia, wszystko spełzło na niczym. O ile sam był gotowy zignorować czyjąś obecność, o tyle reakcja Laury była na tyle niespodziewana, że całe przyjemne napięcie opuściło Hearnshawa, by mogło je zastąpić to negatywne, kiedy ciskał we wszystkich piorunami.
– Nie trzeba? – warknął, chociaż wątpił w to, by w tej chwili cokolwiek docierało do spłoszonej Laury, która w zaskakująco szybkim tempie nie tylko zeszła z jego kolan, ale również założyła na siebie pelerynę. Tę samą, która od kilkunastu minut leżała na podłodze i zachęcała go do tego, by dorzucił do niej kolejną warstwę materiału. – Do jakiego pokoju? – dodał głośniej, chcąc zwrócić na siebie uwagę i wstał z kanapy, chwytając Laurę za ramię, żeby zeszła na ziemię i przestała mówić za nich oboje, tylko dlatego, że poczuła się zaskoczona niespodziewaną obecnością przyjaciółki i jej kochanka. Wzrok Marcusa wyrażał wiele. I nijak miał się do tego, jakim obdarował ją i chłopaka na głównej sali, który przeszkodził im w tańcu swoją nieporadnością. Teraz Marcusa zalewała krew, a poziom złości umiejscowiłby gdzieś między sytuacją z parkietu, a tą przy barze, gdzie z przyjemnością obił mordę Stevena. Na nieszczęście blondynki z przewagą dotyczącą tej drugiej sytuacji.
Spojrzał na zakłopotanego kumpla i niewzruszoną, pijaną Josie, która nie wydawała się nawet zarejestrować tego, z kim właśnie miała styczność. Marcus wywrócił oczami i pchnął lekko Laurę. – Zaraz porozmawiamy – burknął, tak by tylko ona go usłyszała i ruszył za nią, nawet na moment nie puszczając jej ramienia, na którym z wyczuciem, ale jednak dosadnie zaciskał swoje palce, by wiedziała, że ten wieczór jeszcze nie dobiegł końca. – Bawcie się dobrze... – rzucił zgryźliwie, gdy wymijał kumpla i po wyjściu z pomieszczenia, nieco za mocno zatrzasnął za sobą drzwi.
W drodze do pokoju milczał. Przemierzał korytarze hotelu żwawym krokiem, nie dając Laurze chwili wytchnienia. Był pewny, że jeśli w tym momencie ktoś by ich zagadał, nie utrzymałby rąk przy sobie. Kiedy znaleźli się na właściwym piętrze, rozejrzał się po numerowanych drzwiach, by namierzyć ich apartament. Po znalezieniu właściwych drzwi przyłożył kartę do czytnika i gdy te ustąpiły, wepchnął Laurę do środka. W innych okolicznościach zwróciłby uwagę na to, jak gustownie było urządzone wnętrze i docenił to, że właśnie to pomieszczenie zostało im przypisane, bo wszystko prezentowało się naprawdę luksusowo, ale pociemniałe ze złości spojrzenie miał wbite w plecy blondynki.
– Co to, kurwa, było? – zapytał, pokonując w dwóch krokach dzielącą ich odległość i złapawszy Laurę za rękę, obrócił ją w swoją stronę. – Ten hotel ma dziesiątki różnych pomieszczeń, w których ludzie mogą się zaszyć. Dziesiątki do jasnej cholery! A ty potulnie podkulasz ogon i decydujesz za mnie, dając im czas dla siebie?! – krzyknął, zaciskając palce na podbródku Laury, żeby nie miała szans odwrócić wzroku i nie dbając o to, że donośny głos mógł przykuć uwagę osób przechodzących korytarzem, jak i tych, które znajdowały się w pokoju za ścianą. – Chyba byłem za miły, ale przypomnij mi, kto tu, kurwa, decyduje? Ja czy ty?! – dodał, oczekując odpowiedzi bez zbędnej zwłoki. Ta przecież była oczywista.
Offline
Jeżeli istniało coś, o czym Laura w tym momencie zaczęła marzyć, to tylko o tym, by ten wieczór dobiegł końca i by nareszcie mogła zniknąć z pola widzenia wszystkich znajdujących się w hotelu osób. Od samego początku miała wrażenie, że budziła wśród gości jakieś niezdrowe, nieuargumentowane w żaden sposób zainteresowanie, którego obiektem wcale nie chciała być. Znajdowanie się w centrum uwagi nigdy bowiem nie było zajęciem, które lubiła praktykować i ku któremu wykazywała skłonność zbyt często. Już na etapie typowo szkolnych przedstawień organizowanych z różnych okazji wykazywała się raczej pełnym wycofania nastawieniem, dużo chętniej i szybciej odnajdując się albo w tłumie, albo gdzieś po drugiej stronie sceny, gdzie mogła wspierać kolegów, tworzyć dekoracje czy udokumentować całe przedsięwzięci przy pomocy aparatu fotograficznego.
Dziś również znajdowała się na świeczniku i to dużo mniej moralnym, dlatego tym chętniej chłonęła powoli upływające minuty spędzone z Marcusem na kanapie nad basenem. Nie spodziewała się, że i tym razem ktokolwiek mógłby im przerwać i sama nie wiedziała, czy była bardziej rozczarowana, czy wdzięczna. Złość mogła wynikać z faktu, że w gruncie rzeczy czuła się pewnie i w jakimś stopniu niewątpliwie chciała, by poszli o krok dalej, choć wcale nie była tak w stu procentach przekonana, czy aby na pewno pragnęła dotrzeć aż do mety tego przyjemnego wyścigu zmysłów. I chyba właśnie z tego powodu przez narastającą irytację przebijały się resztki zdrowego rozsądku, który podpowiadał, że przecież to nie tak powinno było wyglądać. Nie chciała stracić dziewictwa na byle jakiej kanapie w sali z basenem, do której tak wiele osób miało aktualnie łatwy dostęp i zdecydowanie nie dopuszczała do siebie myśli, jakoby po wszystkim mieliby po prostu wrócić do głównej sali w celu kontynuowania zabawy, może tylko w sposób nieco bardziej zbliżony do pozostałych gości.
Czuła unoszące się w powietrzu napięcie i to dalekie od tego, jakie dotychczas udało się jej zbudować wraz z Marcusem. Nawet jeżeli z tyłu jej głowy wciąż pobrzmiewały wymienione wcześniej słowa i zaczepki, to jednak niepokój wygrywał, dlatego milczała, pozwalając prowadzić się przed siebie. Zaciskające się na jej ramieniu palce prowokowały ogromny dyskomfort, wszak tego typu dotyk niewiele miał wspólnego z tym sprzed kilku chwil, dlatego Laura tym bardziej doceniała moment, w którym przekroczyli próg przeznaczonego dla nich apartamentu.
– Co? – Zareagowała prawdopodobnie zbyt gwałtownie, ale przy okazji zdawała się w ogóle nie rozumieć wymierzonej w jej kierunku złości. – To boli – jęknęła żałośnie, kiedy jego palce zacisnęły się na jej nadgarstku. Nagle znów poczuła się jak wtedy, przy barze, gdy dosłownie sekundy dzieliły ją od doświadczenia wybuchu, którego siła rażenia mogłaby zmieść dosłownie wszystko. Znów wpatrywała się w oczy Marcusa, widząc w nich jedynie ciemność, pod której wpływem stawała się bezbronna i przerażona. – Znowu to robisz. Znowu mnie przerażasz – warknęła, podejmując się pierwszej próby wyswobodzenia się z uścisku, który nijak jej odpowiadał. Był przesycony brutalnością i samymi negatywnymi emocjami, którym stopniowo ulegała również ona. Dotychczas panujące nad nią pożądanie przeobraziło się w złość, rozkosz w strach, a zaufanie względem Marcusa we wspomnienie tego, jak nie tak dawno prosił ją o to, by się go nie bała.
Co za bzdura.
– Ty! Jak zwykle ty! – krzyknęła donośnie, również nie przywiązując zbyt dużej wagi do tego, że mogliby zostać usłyszani. Z drugiej jednak strony wątpiła, że ich podniesione głosy mogłyby przebić się przez dudniącą muzykę oraz dźwięki wydawane przez zatraconych w cielesnych uciechach ludzi. – Decyduj sobie o czym chcesz, ale na pewno nie o tym, czy będę się z tobą pieprzyć w miejscu, do którego każdy może w każdej chwili wejść – warknęła, zaciskając jedną z dłoni w pięść i bez namysłu wymierzając kolejne ciosy w klatkę piersiową mężczyzny. Nie miała pojęcia, czy to zachowanie mogłoby pozytywnie wpłynąć na jego działania. Właściwie intuicja podpowiadała jej, że popełniła strategiczny błąd, ale była zmęczona - zwłaszcza tego wieczoru - jego ciągłymi wybuchami i bezpodstawnymi pretensjami, które w żaden sposób nie pokrywały się ze wcześniej składanymi obietnicami. Te były niewiele warte i Laura nie widziała powodów, dla których sama miałaby zachowywać się potulnie.
Znów na nią działał. I znów wyciągał z niej to, co najgorsze.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna