Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2
Jeżeli istniała płaszczyzna, na której ona i Mason potrafili poruszać się w jednym, doskonale znanym i dopasowanym do drugiej osoby rytmie, niewątpliwie była to kwestia fizycznej bliskości. Naszpikowane intensywnością i surowością pożądanie za każdym razem brało górę nad zdrowym rozsądkiem i nie pozwalało na to, by ten doszedł do głosu, tym samym sprowadzając ich na właściwe tory, dzięki czemu byliby w stanie zwolnić lub zastanowić się nad tym, czy to, co robili, aby na pewno było dobre.
Leighton wątpiła, że Keller znał to pojęcie. Informacji o nim nie trzeba było szukać daleko, wszak internet przepełniony był zdjęciami z różnorakich uroczystości w mieście. Tam zazwyczaj pojawiał się u boku swojej ślicznej, acz najczęściej znajdującej się w cieniu żony. To powinno być wystarczająco mocno przemawiającym argumentem za tym, by sobie odpuścić i nie wplątywać się w coś z góry skazanego na porażkę, ale przecież Howard nie żywiła względem tej relacji żadnych nadziei. Ona gwarantowała mu miejsce spotkań ze wspólnikami i dobry seks, on w zamian trzymał swoich goryli i innych degeneratów z dala od The Palace. To był uczciwy układ, który niósł profity dla każdej ze stron - prawie, wszak stratna pozostawała jego rodzina. I chociaż Leighton nie próbowała usprawiedliwiać się na siłę, to jednak nie była przekonana, czy i bez jej udziału Mason Keller sprawdzał się w roli ojca i męża roku.
Dobrze sprawdzał się jednak jako kochanek i to właśnie to najmocniej oddziaływało na tę egoistyczną część kobiecej natury. Prawdopodobnie istniała cała lista przeciwwskazań, przez które nie powinni byli tego kontynuować, a blondynka była niemal pewna, że bez mężczyzny byłoby jej dużo lepiej i łatwiej, ale istniały aspekty, z którymi nie potrafiła walczyć, nawet jeżeli Mason wielokrotnie doprowadzał ją na sam skraj, wciąż lawirując na granicy rozkoszy i bólu - tak jak w tym momencie.
Gabinet wypełniał się zatem nie tylko cichymi pomrukami mężczyzny czy dźwiękiem uderzających o siebie, okraszonych pierwszymi kroplami potu ciał, ale przede wszystkim coraz częstszymi prośbami o to, by przestał lub zwolnił, dając jej tym samym chociaż kilka sekund wytchnienia. Leighton czuła jednak, jak wszystkie jej życzenia niosły ze sobą skutek odwrotny do zamierzonego, a Keller wkładał coraz więcej sił i determinacji w to, by przejąć kontrolę nad jej ciałem i wszystkimi zmysłami, które już teraz szalały pod wpływem jego ruchów. Drżała, kiedy wypełniał ją tak mocno i dokładnie, poddając się każdej jego sugestii i pragnieniom, dlatego w miarę własnych możliwości zapierała się o biurko, wbrew własnej woli pozwalając, by pokój wypełniał się coraz donośniejszymi jękami, a ostatecznie również uderzeniami męskiej dłoni o dokładnie wyeksponowane, lekko zaczerwienione już pośladki blondynki.
Odetchnęła głęboko, kiedy cofnął biodra, dając jej tym samym odrobinę swobody. Nie była to co prawda wolność, do jakiej Leighton była przyzwyczajona, ale naprawdę starała się wykorzystać ten czas na odpoczynek, dzięki któremu mogliby kontynuować całą zabawę. Nie była jednocześnie zaskoczona tym, że Mason miał dla niej zupełnie inny plan, toteż kolejne łyki alkoholu brała łapczywie i zgodnie z jego wolą, choć bardzo niechętnie, bo whisky niemal od razu uderzyła jej do głowy i sprawiła, że świat dookoła zaczął wirować.
– Proszę – sapnęła ciężko, wieńcząc to słowo kaszlem związanym z tym, jak dużo alkoholu zdążyło przemknąć przez jej przełyk, paląc go żywym ogniem i posmakiem, którego resztki zgarnęła z własnych ust, kiedy je oblizała, by ostatecznie zacisnąć zęby na dolnej wardze pod wpływem przyjemności, jaka rozlała się po zakończeniach nerwowym w całym jej ciele. Wystarczyło zaledwie kilka sekund intensywnych, żarliwych pieszczot, by Leighton wiła się na szafce.
Odwzajemniwszy pocałunek Masona, raz jeszcze poczuła smak alkoholu wymieszany z własnym podnieceniem, które on pogłębiał każdym ruchem. Oplatając go nogami w pasie, ze wszystkich sił starała się docisnąć jego sylwetkę do swojej, a paznokciami bez cienia zawahania przesuwała po jego ramionach i plecach, pozostawiając na nich głębokie i zaczerwienione ślady swojej obecności, ale przede wszystkim szaleństwa, jakie w niej obudził, pieprząc ją bez opamiętania i sprawiając, że pragnęła tego wszystkiego więcej i mocniej, o co bezwstydnie prosiła w postaci kolejnych, donośnych jęków.
Offline
Ta płaszczyzna wydawała się jedyną, która trzymała go w jej pobliżu. Gdyby nie to, że było mu z nią cholernie dobrze w każdym miejscu, w każdej pozycji i w każdy sposób, prawdopodobnie już dawno uwolniłby ją od siebie. Prawdą było jednak to, że ciągnęło go do Howard niczym ćmę do światła. Kiedy wiedział, że była w pobliżu, wszystkie inne kobiety traciły jego zainteresowanie, bo pragnął tylko jej ciała, jej jęków docierających do jego uszu i jej oddechu na swojej skórze. Nie miały znaczenia kochanki, które miał na boku i które były tak samo popieprzone, jak on. Nie miały też znaczenia tanie dziwki, które lubił sobie od czasu do czasu wynająć, by okazać swoją wyższość i pokazać im, że nie były nic warte. Na samym końcu była żona. Kobieta która, choć była niesamowicie atrakcyjna, nie wzbudzała w nim żadnych emocji. Nie podniecała go tak, jak powinna. Kiedy już dochodziło do seksu, nie spełniała jego oczekiwań. Była zwyczajna i nudna. Pozbawiona tego czegoś, czego szukał u kobiet, idąc z nimi do łóżka. Mason nie potrafił oddawać się przyjemnościom w taki sposób, jaki preferowała jego żona. Kiedyś była inna, ale po latach straciła to coś. A wraz z tym, jego zainteresowanie.
–O co prosisz, mała? O więcej alkoholu? Mniej? A może o to, żebym cię porządnie wypieprzył?– mruknął, unosząc wzrok, by spojrzeć na jej twarz pokrytą rumieńcem będącym efektem podniecenia, ale również spożytego alkoholu i wysiłku, do którego zmuszał jej drobne ciało kolejnymi pieszczotami. Im bardziej wiła się na krawędzi szafki, tym intensywniejsze stawały się jego pieszczoty. Chciał ją doprowadzać na sam skraj przyjemności, jednocześnie odmawiając zaznania jej w stu procentach. Pastwił się, czerpiąc z tego satysfakcję. Lubił się drażnić, testować granice wytrzymałości swoich kochanek i przedłużać fizyczne doznania tak długo, jak uważał to za słuszne. Tak długo, jak sam miał ochotę oddawać się tym wszystkim bodźcom, jakie uderzały w zakończenia nerwowe, gdy dwa ciała ocierały się o siebie przez długie minuty.
Czując na języku smak jej podniecenia, tracił rozum. Chociaż nie była w jego typie, uzależniała go od siebie pod wieloma względami. To jak ciasna była, jak smakowała. Lubił też to, jak drobna przy nim była i jak wiele mógł z nią zrobić, mając fizyczną przewagę. Czasami czuł potrzebę starmoszenia jej. Doprowadzenia do takiego stanu, w którym nie mogła ustać o własnych siłach na nogach. Innym razem preferował spokojny seks, podczas którego czerpał przyjemność z tego, jak mięśnie jej ciasnej kobiecości otulały jego męskość, przesuwając się po niej powolnymi ruchami. Przed samym sobą mógł przyznać, że była jedną z jego najlepszych kochanek – o ile nie najlepszą. Jej jednak nie chciał tego mówić. Nie musiała tego wiedzieć. Wręcz był skłonny wmawiać jej, że w jego życiu gościły kobiety dużo lepsze, by zapragnęła dać z siebie jeszcze więcej. A wiedział, że potrafiła. Dowodziła tego nawet w tej chwili, kiedy jej paznokcie pozostawiały piekące ślady na jego skórze. Każdy kolejny ślad wzbudzał w nim jeszcze większe pożądanie. Wbijał się w nią mocno, narzucając szybkie tempo. Pieprzył tak, jakby miał to być ostatni raz. Adrenalina buzowała mu w żyłach, a on błądził dłońmi po całym jej ciele, wbijając palce w kobiece biodra, piersi i co jakiś czas łapiąc ją za szyję czy szarpiąc za włosy. Nie wiedział, w którym momencie nieopatrznym ruchem strącił butelkę z szafki. Dźwięk tłuczonego szkła wydawał się go przywołać do porządku, ale kiedy spojrzał na rozbitą butelkę, Leighton mogła w jego oczach dostrzec coś zupełnie nowego, kiedy przesuwał wzrokiem pomiędzy nią a rozbitym szkłem.
Od whisky i narkotyków szumiało mu w głowie. Umysł nie funkcjonował już tak dobrze. Gdyby miał powiedzieć, co czuł w tym momencie, nie byłby w stanie. Szaleństwo? Chyba tak określiłby to, gdyby był trzeźwy. Psotny umysł podsuwał obrazy, jakie chciał wcielić w życie. Nie zważając na jej jęki, unoszącą się w nierównym rytmie klatkę piersiową i nogi, którymi ciasno oplatała go w biodrach, zrobił krok w tył, opuszczając mokre spojenie kobiecych ud. Pochylił się i sięgnął po większy kawałek szkła. Zaciskając na nim dłoń, poczuł, jak te rozcina jego skórę, przywołując zaskakująco przyjemny ból, który podnosił poziom jego podniecenia. I szaleństwa.
Lubisz ból?
–Ściągnij tę szmatę– mruknął, wskazując na jej sukienkę. Wygniecioną, potarganą i mokrą od alkoholu. –Chcę cię widzieć nago– dodał, przesuwając wolną dłonią po swoim przyrodzeniu i dostarczając sobie dalszych przyjemności w oczekiwaniu na to, aż Leighton się rozbierze. Gdy materiał znalazł się na ziemi, podszedł bliżej i przyłożył ostrą krawędź szkła do jej smukłej szyi tuż przy tętnicy. Delikatnie wbił go w skórę, zamroczone spojrzenie wbijając w niewielką kroplę krwi, która pojawiła się na skórze Leighton, gdy cofnął rękę. –Lubisz to? Jak pieprzę cię do bólu? Jak decyduję o twoim ciele i robię z nim to, na co mam ochotę, bo należy do mnie?– zapytał i pochylił się, by zlizać z niej małą stróżkę krwi, do jej ust zaś przyłożył swój zakrwawiony palec, znacząc miękkie wargi swoją krwią. –Lubisz czuć tę niepewność? Niewiedzę, co zrobię z tobą za moment?– dodał, muskając jej usta w wyjątkowo czuły i delikatny sposób, na który nie pozwolił sobie nigdy dotąd, choć to w żaden sposób nie współgrało z chłodnym szkłem, którym sunął po jej dekolcie, brzuchu, aż do podbrzusza i spojenia ud. Nie ranił jej jednak, ale z nienormalną fascynacją przyglądał się temu, jak jego własna krew pokrywała jej ciało. –Przeleć mnie Leighton. Zerżnij mnie, gdzie chcesz i jak chcesz– poprosił, wypowiadając te słowa wprost w jej usta, tuż przed tym, jak chwycił jej dolną wargę między zęby i pociągnął lekko ssąc.
Offline
Pod wpływem natłoku tak wielu uczuć i kotłujących się w całym ciele reakcji, Leighton nie była pewna, co dokładnie stanowiło istotę jej próśb. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak niewielkie było pole jej manewru. Mason miał nad nią mniej lub bardziej zasłużoną przewagę; zarówno psychiczną, dzięki której był w stanie przekonać ją do słuszności podejmowanych przez siebie decyzji, jak i tę czysto fizyczną, gdy górował nad nią w aspekcie typowo motorycznych parametrów - był przecież dużo wyższy, silniejszy, jego ramiona były szerokie, ręce silne, a ciężar całego ciała mógłby stanowić dla Howard niemałe zagrożenie w przypadku konfrontacji mającej niewiele wspólnego z przyjemnością.
Mogło się zatem zdarzyć, że prosiła właśnie o nią; o to, by nie przestawał zachowywać się w sposób, do którego ona zdążyła się przyzwyczaić, który w jakimś niezrozumiałym dla siebie sensem lubiła i który niewątpliwie uzależnił ją od męskich zachcianek oraz oczekiwań. Spełnianie ich traktowała nie tyle jak obowiązek, co szansę dla siebie na przeżycie czegoś nowego; czegoś, czego dotychczas żaden inny kochanek nie był w stanie jej zapewnić, nawet jeżeli w przypadku Masona wielokrotnie zakrawało to brutalność i agresję, po których ślady na swoim ciele prawie zawsze musiała skrupulatnie zakrywać.
Być może prosiła zatem o łaskę, której z jego strony nie dane jej było zaznać zbyt często - tylko sporadycznie, kiedy miewał lepszy dzień i dyktował warunki tak, by seks miał nieco bardziej ludzką, normalną formę. To również były miłe chwile na złapanie oddechu, ale jednocześnie zapomnienie o trudach dnia codziennego. Jeżeli bowiem wśród morza wad Masona miałaby wymienić jakiś pozytywny element, niewątpliwie byłby to komplement skierowany w stronę jego łóżkowych umiejętności.
A może analizowała to wszystko zbyt dokładnie, prosząc po prostu o to, by wciąż pieprzył ją tak, jak robił to dotychczas?
– Aha – jęknęła przeciągle, podejmując się kolejnej próby zebrania wszystkich myśli i ułożenia ich w jedną, spójną całość. – Pieprz mnie – poprosiła cicho, ponownie oblizując usta w zachłannym, spragnionym geście. Chciała więcej pocałunków, alkoholu, więcej jego - w każdy możliwy sposób, szybko i mocno, w sobie, jak najgłębiej i najmocniej.
Ciężko było samej Leighton określić, czy kolejny jęk wiązał się z bólem, przyjemnością czy może jednak dezaprobatą dla faktu, że spotkanie szkła z podłogą wybiło Masona z rytmu. Oddychała ciężko, czując niemożliwą do opisania frustrację, gdy cofnął biodra i wpatrywał się w resztki tego, co pozostało z jednego z alkoholi.
Bolało ją wszystko; zaczerwienione od nadmiaru tarcia pośladki, dręczone mało subtelnym dotykiem piersi, skóra głowy, która cierpiała wraz z każdym pociągnięciem za włosy, podrażnione silnymi pchnięciami spojenie ud. Co najważniejsze jednak - bolała ją dzieląca ich aktualnie odległość, nawet jeżeli samo patrzenie na sylwetkę Masona niosło ze sobą namiastkę satysfakcji.
Pełnym pożądania wzrokiem sunęła po jego ciele, na dłużej zatrzymując się na tych najistotniejszych punktach, a wędrówkę swoich oczu kończąc na zaciskającej się w pięść dłoni, w której ukrył odłamek zbitej butelki.
Z niekontrolowanym ociąganiem przyjęła do świadomości kolejne polecenie, sięgając do sukienki - a raczej tego, co z niej zostało. Odrzuciwszy materiał na bok i siedząc na szafce tak, jak została stworzona, ponownie rozsunęła uda w zachęcającym geście, tym samym dając Masonowi najlepszy z możliwych widoków na własne ciało.
Odchyliwszy głowę, westchnęła ciężko. Nie spodziewała się tak nagłego zmniejszenia dystansu, a już na pewno nie chłodu, jaki bił od kawałka szkła. Syknęła, gdy okraszona potem skóra uległa ostrości odłamka, prowokując nieznaczne pieczenie.
– Lubię – przyznała zgodnie z prawdą, pozwalając na to, by kąciki jej warg uniosły się w nieznacznym, pełnym satysfakcji uśmiechu. Działały na nią nawet słowa Masona, działał na nią jego przesuwający się po jej delikatnej skórze język, sama świadomość, że znów znajdowali się na pograniczu tego, co było normalne a co zakrawało o szaleństwo. Jego błysk pojawił się również w oczach Leighton, kiedy przesunęła językiem po swojej dolnej wardze, czując na nim metaliczny posmak tych kilku kropelek krwi. – Lubię wszystko, co ze mną robisz – wyznała, odchylając się do tyłu w celu ułatwienia mu dostępu do reszty swojego ciała. Ono i cała Howard należały do niego, nawet jeżeli wielokrotnie próbowała wykazywać się niesubordynacją i udowodnić mu, że wcale nie była uzależniona od prowadzonej przez nich gry zmysłów i towarzyszącego jej bólu.
Była.
Lubiła czuć ból, niepewność, strach o kolejne sekundy, przeżywać każdy moment tak, jak gdyby miał być tym ostatnim, gdyby Mason posunął się za daleko. Wiedziała, że był do tego zdolny, że w chwili największej słabości i braku kontroli byłby w stanie posunąć się dużo dalej, niż tylko dzisiaj, a mimo to wciąż wiła się pod wpływem jego obecności, prosząc o to, by spełnił swoje obietnice, rżnąc ją jak niewiele wartą dziwkę.
– Mason – westchnęła przeciągle, paradoksalnie jednak odpychając go od siebie. Zsunęła się z szafki, kolejne kroki stawiając bardzo ostrożnie i niejako zmuszając go do tego, by również się wycofał. Znów znaleźli się niedaleko kanapy, na której wszystko się zaczęło, jednak tym razem głównym celem stał się niewielki, ozdobny dywan leżący pomiędzy meblami.
– Kładź się – rozkazała tonem zupełnie do siebie niepodobnym, jednak takim, w którym wciąż pobrzmiewała pewność siebie; pewność siebie kobiety, która wiedziała, czego chciała i która znała sztuczki mogące sprawić, że mężczyzna byłby skłonny jej to dać. Dając mu kilka dodatkowych sekund, sięgnęła po wcześniej porzucony pasek od męskich spodni. Dopiero wtedy czuła się gotowa do tego, by znaleźć się przy Masonie, usiąść okrakiem na wysokości jego bioder i pochyliwszy się nad jego tułowiem niczym kat nad ofiarą, przełożyła skórzany materiał pod jego karkiem, by ostatecznie zacisnąć go wokół całej szyi kochanka. – Już rozumiem, dlaczego tak bardzo lubisz mnie podduszać. To naprawdę podniecające – podjęła zawadiackim tonem, sprawiając, że materiał zacisnął się mocniej – widzieć niepewność w oczach drugiej osoby. Być panią sytuacji. Wiedzieć, że ma się kontrolę nad wszystkim. Włącznie z cudzym życiem – westchnęła, jedną z dłoni sięgając do twardego w podnieceniu przyrodzenia, które objęła palcami i którego dodatkowa stymulacja zajęła jej kilka dodatkowych sekund.
Unosząc biodra, nakierowała jego męskość na spojenie swoich ud, pozwalając, by wsunął się w nią ponownie; na początku postępowała bardzo delikatnie, jednak buzujące w żyłach podniecenie szybko sprowokowało ją do gwałtownego opadnięcia na męskie ciało, w efekcie czego znalazł się w niej szybko i głęboko, sprawiając, że ból znów mieszał się z rozkoszą. Trzymając w ręce pasek, poruszała biodrami coraz intensywniej, unosząc się i opadając, zmuszając Masona do tego, by wypełniał ją słodką udręką i jednocześnie raz za razem ciągnąc za akcesorium, niejako zmuszając go do tego, by patrzył na nią w tej erotycznej agonii.
– Zrób ze mną to wszystko.
Pieprz mnie.
Rżnij do woli.
Spraw, że będę krzyczeć z rozkoszy.
Doprowadź do tego, że zaboli.
Ostatnio edytowany przez Leighton Howard (2022-11-23 20:36:02)
Offline
Czymkolwiek były jej prośby… Nie miały one znaczenia. Mogła prosić o wszystko, ale i tak ostatnie słowo miał on. Zawsze. Dawał jej momentami wolną rękę, pozwalał na to, by wyrażała swoje zdanie i dzieliła swoimi pragnieniami, obawami oraz przemyśleniami, ale nie miał zwyczaju brać tego wszystkiego do siebie. Chodziło tylko i wyłącznie o to, by dać jej nadzieję na to, że jej zdanie się liczyło. On zaś czerpał satysfakcję z tego, że niemal za każdym razem mógł brutalnie sprowadzić ją na ziemię.
Jednym z jego ulubionych zajęć było karanie Leighton. Karanie za niesubordynację, za to, że korzystała z otrzymanych szans i faktycznie mu się sprzeciwiała. Czasami lubił ją karać również za to, że chciała się z nim pieprzyć i bezwstydnie się z tym obnosiła, dając mu do zrozumienia, że pragnęła tego wszystkiego tu i teraz, jakby okoliczności nie miały dla niej najmniejszego znaczenia. Jako karę za swoją prośbę, mogła więc potraktować to, że w tej jednej chwili kawałek szkła był tym, na czym Mason skupił swoją uwagę, jakby zapomniał o tym, że tuż obok miał niemal nagą, napaloną i gotową na to, by pogrążyć się w erotycznym szaleństwie kochankę.
– Pokręcona z ciebie suka, Leighton – zaśmiał się, gdy z taką pewnością przyznawała, że lubiła to wszystko. Że lubiła, kiedy traktował ją jak dziwkę. Rżnął wedle własnego uznania. Zadawał ból, nie okazywał grama szacunku, a na sam koniec pozostawiał zdaną samą na siebie, by przez kolejne tygodnie udawać, że nie pamięta o jej istnieniu i pojawić się obok dopiero wtedy, kiedy znowu miałby ochotę przypomnieć jej, że nie była niczym innym, jak jego zabawką, po którą mógł sięgać, kiedy miał na to ochotę.
– A jednak… – rzucił pod nosem, posyłając Leighton cwaniacki uśmieszek i posłusznie położył się na dywanie. Wiedział, że w tym drobnym ciele, pod tą postacią niewinnej, delikatnej kobiety kryła się taka, która potrafiła postawić sprawy jasno i pokazać facetowi, gdzie jego miejsce. I chociaż doceniał ten ruch z jej strony, to ostatnią rzeczą, jaką był jej skłonny zagwarantować, było to, że mógłby się temu poddać.
Nie miał zwyczaju oddawać władzy w czyjeś ręce.
Leighton do tej pory nie była żadnym wyjątkiem i nic nie wskazywało na to, by nagle miało się to zmienić.
Mason nie mógł jednak odebrać sobie frajdy, jaką liczył, że zdoła czerpać z jej wysiłków. Nie mógł też odebrać jej szansy na to, by pokazała, na co było ją stać.
Dostała zielone światło, by przekroczyć wszystkie granice. Miała pełne prawo do tego, żeby sponiewierać go, zmieszać z błotem i utemperować wszelakimi sposobami, nawet jeśli tylko na kilka ulotnych minut, po których zdecydowałby się przypomnieć jej i sobie, które z nich było górą w tym chorym układzie.
Teraz jednak, mając przed oczami jej nagą sylwetkę, kiedy obserwował, jak sięgała po skórzany pasek, poczuł ekscytację i masochistyczną potrzebę przyspieszenia czasu. Był niczym ćma, która lgnęła do ognia, nie myśląc o tym, że mogła się sparzyć. Rozsądek podpowiadał, że mógł cierpieć, ale spaczone instynkty… Pragnęły zaznać tego bólu, który Howard mogła mu zadać, odpłacając się za te wszystkie razy, kiedy opuszczając jej gabinet i sypialnię, pozostawiał ją z licznymi śladami przyozdabiającymi dotąd nieskazitelne ciało pozbawione wszelakich mankamentów, jakie musiała ukrywać przed światem, by nikt nie poznał jej brudnego sekretu, jakim był on - Mason Keller – człowiek gotowy posunąć się do wszystkiego w swoich czynach i ten sam, który obecnie, kiedy Leighton go dosiadła, z premedytacją odmówił jej dotyku, unosząc jedynie głowę, by chłodny materiał paska mógł zacisnąć się na jego szyi.
Adrenalina skoczyła do góry. Instynkty samozachowawcze nie miały szansy wygrać z otumanionym alkoholem i narkotykami organizmem, który ukierunkował się na sprawdzenie tego, jak dalekie były granice jego wytrzymałości. Tętnica Masona pulsowała niebezpiecznie szybko, a żyły były nabrzmiałe i podkreślały wyraźnie zarys napiętych mięśni, które były jedynym dowodem tego, że wbrew męskim pragnieniom, ciało czuło się zagrożone.
– Mocniej. Zaciśnij ten pierdolony pasek mocniej – warknął, gotów sięgnąć do jej dłoni, by zmusić ją do odebrania mu tchu. Całym sobą chciał poczuć, jak to jest, kiedy z płuc ulatuje życiodajny tlen. Chciał poczuć, jak to jest czuć podniecenie, kiedy walczyło się o własny oddech. A jego podniecenie sięgało granic, co Howard mogła wyraźnie poczuć. Przyrodzenie Masona za sprawą tych wszystkich bodźców twardniało do bólu, gotowe na to, by zatopić się raz jeszcze w ciasnym i wilgotnym spojeniu kobiecych ud. – Podnieca cię to? Powiedz, chciałabyś mnie ujeżdżać i dojść z krzykiem, kiedy odbierzesz mi ostatni oddech? – zapytał, spoglądając na nią z prowokacyjnym błyskiem w oku. Jej dotyk był nie do zniesienia. Każdy raz, kiedy smukłe palce przesuwały się po jego męskości, doprowadzał Kellera na skraj wytrzymałości. Część niego chciała ją z siebie zrzucić, wziąć tak, jak miał na to ochotę. Druga część chciała za wszelką cenę sprawdzić, co kobieta miała jeszcze w zanadrzu i czy była skłonna poddać się wszystkim prowokacjom. I groźbą… Do tych bowiem w typowy dla siebie sposób musiał się posunąć, kiedy Leighton pastwiła się, stymulując go dłonią. Sam łamiąc swoje postanowienie, by jej nie dotykać, uniósł jedną rękę i wdarł się dłonią między ich ciała. Bez zastanowienia brutalnie wbił palce w jej wnętrze. Dwa. Dołożył trzeci. Czwarty. Kciukiem naparł na ten jeden pulsujący punkt. – Albo zaczniesz działać, albo poczujesz tam klamrę tego paska. Nie tylko tam – zagroził, zabierając dłoń i podsunął palce do swoich ust, by je oblizać. Potrzebował wszystkiego więcej i był gotów tłuc ją na oślep, ale też z rozmysłem celować w te najwrażliwsze miejsca w jej ciele.
Była pokręcona. Szalona tak jak i on, ale miała w sobie więcej instynktu samozachowawczego i był przekonany, że o ile lubiła ból, który jej zadawał, to były granice, jakich za nic w świecie nie chciała przekroczyć. A nawet jeśli chciała, to nie teraz. Nie w tym miejscu. Nie w swojej pracy, kiedy za drzwiami przechadzali się jej pracownicy, a na niższym piętrze roiło się od gości. A może jednak?
Może jednak była gotowa wystawić się na nowe, pozbawione delikatności, za to pełne brutalności, bólu, łez, krwi bodźce, skoro nie miała oporów przed tym, by podduszać go na środku gabinetu i rżnąć tak, jak tego oczekiwał?
Głośny pomruk wyrwał się z jego gardła, kiedy tak gwałtownie na niego opadła i pozwoliła, by wypełnił ją do samego końca, rozpychając się między ciasnymi ściankami mokrego i rozpalonego wnętrza. Ten jeden gest wystarczył, by poczuł, jak nieznośny ból zamienił się w ten przyjemny. Nieprzygotowany na to, że mogłaby go tak nagle dosiąść, rozkoszował się tym, jak intensywnie zaciskały się na nim jej wewnętrzne mięśnie, drażniąc wszystkie wyczulone na bodźce zakończenia nerwowe. Dyszał ciężko, łapiąc kolejne dawki powietrza do płuc z każdym uderzeniem jej ciała o to jego, kiedy poruszała swoimi biodrami. Czegokolwiek chciała, on chciał jedynie tego, by nie przestawała. By wciąż kontrolowała to, gdzie spoglądał i żeby doprowadziła go na sam skraj przyjemności, kiedy on sam sięgnął do jej biustu, wbijają w drobne, nabrzmiałe piersi swoje palce. Mocno, bez grama wyczucia, obserwując, jak te przyozdabiały się czerwonymi śladami pod wpływem użytej przez niego siły i jak bardzo sterczały kobiece sutki, kiedy pociągał za nie mocniej, niż było to wskazane.
Offline
Docierająca do ich uszu, acz wciąż odpowiednio przygłuszona muzyka była zaledwie jednym z wielu bodźców, które otulały kobiece zmysły. Trwająca w najlepsze impreza stanowiła jednak element, o którym Leighton najchętniej albo by zapomniała, albo który przedłużyłaby w nieskończoność, byle tylko zyskać pewność, że nikt nie byłby w stanie przerwać momentu rozgrywającego się za zamkniętymi drzwiami jej gabinetu. Noc była wprawdzie długa, ale minuty mijały nieubłaganie, o czym przypominał wiszący na jednej ze ścian zegar. Na jego tarczę Howard zerkała sporadycznie i to zamglonym, ewidentnie rozproszonym spojrzeniem. Jeżeli jednak miałaby być pewna czegokolwiek, to tego, by ta chwila trwała w nieskończoność, a rozlewająca się po całym ciele przyjemność znajdowała coraz to nowe źródła, przeszywając wszystkie zakończenia nerwowe i dając możliwość kolejnego zatracenia się w dzielonym razem mroku.
Dni i noce spędzone z Masonem sprawiły, że stawała się zachłanna i niecierpliwa. Budowanie napięcia było cholernie przyjemne, ale to jednak jego kulminacyjny moment niósł ze sobą największe pokłady fajerwerków, doprowadzał do całkowitej utraty kontroli i dawał możliwość pokazania się drugiej osobie w pełnej krasie; bez skrępowania, bez obaw, ze wszystkimi szalonymi pomysłami i najmroczniejszymi pragnieniami serc. Nie znali się dobrze, wątpliwym byłoby nawet stwierdzenie, że się lubili, ale z pewnością potrafili odnaleźć wspólną płaszczyznę na tym typowo cielesnym obszarze, gdzie wzajemne badanie swoich własnych granic wchodziło na zupełnie nowy, pozbawiony granic poziom, a wszelkiej maści urozmaicenia były czymś niemal wymaganym.
– Jaki pan, taka suka – skomentowała zgryźliwie, dość świadomie stawiając samą siebie na przegranej, zdecydowanie bardziej podrzędnej pozycji względem tej, którą w ich relacji piastował Mason. Od samego początku, zawsze i na zawsze; do chwili, w której któreś z nich by nie pękło.
Leighton rzadko zyskiwała okazję do tego, by przejąć inicjatywę. Dużo częściej - i chętniej - pokornie przyjmowała rolę uległej kochanki z góry skazanej na zachcianki i sugestie mężczyzny. Nie protestowała, kiedy znajdował się nad nią, gdy robił z jej ciałem to, na co miał ochotę, nierzadko pozostawiając widoczne i trudne do zamaskowania ślady swojej obecności, gdy naznaczał ją swoimi pocałunkami, ugryzieniami i mocnym, często bolesnym dotykiem, ignorując prośby i reakcje o chwilę wytchnienia. Wiedziała przecież, że gdyby je otrzymała, to nie czułaby się nawet w połowie tak usatysfakcjonowana jak wtedy, kiedy to on wiedział, co było lepsze dla dzielonej bliskości i - przede wszystkim - jego zadowolenia.
Zdawała sobie zatem sprawę z tego, kim była w jego oczach, kim mogłaby być w oczach innych, gdyby na jaw wyszły ich brudne sekrety i kim była w swoim własnym odczuciu. Stała się niewiele wartą dziwką, która klęczała, kiedy tego chciał, rozkładała nogi, kiedy tego potrzebował, wiła się pod nim, kiedy brał to, co należało do niego. Była jego. Jego kochanką, suką, ofiarą. Kimś, nad kim niewątpliwie dzierżył władzę, ale i kimś, kto w pokręcony sposób uwielbiał znajdować się w tym miejscu. Wielokrotnie patrząc w lustro i myśląc o poprzedniej nocy, śledząc spojrzeniem wszystkie siniaki i zadrapania, czuła, że to było nieodpowiednie, złe, chore. Że chora była ona, godząc się na to, poddając się temu, niecierpliwie czekając na kolejną taką noc.
Chore było również mocniejsze - zgodnie z jego rozkazem - zaciśnięcie paska. Materiał z pewnością wżynał się w męską skórę, a ograniczony w minimalnym stopniu dostęp do tlenu sprawił, że niektóre z żył stały się bardziej widoczne. Leighton rozchyliła usta, sapiąc ciężko w narastającym pożądaniu.
– Podnieca – wyznała jak gdyby nigdy nic, wolną z dłoni sięgając po wcześniej użyty przez niego odłamek butelki.
– Podnieca mnie możliwość odwdzięczenia się za wszystko, co do tej pory robiłeś. – Obracając między palcami kawałek szkła, w końcu wybrała jego najostrzejszy koniec, dociskając go do skóry na wysokości klatki piersiowej Masona.
– Chociaż wolałabym ujeżdżać cię i słuchać, jak sam dyszysz z podniecenia. Lub może jęczysz z bólu? – zasugerowała, wkładając w swoje dotychczasowe zajęcie nieco więcej siły. Sunąc szkłem po całej długości tułowia Masona, celowo zostawiła na nim zaczerwieniony, choć jeszcze nie krwisty ślad.
Krew pojawiła się na wysokości podbrzusza, kiedy niekontrolowanie drasnęła go swoją nową zabawką w chwili, w której na krótko to on przejął inicjatywę, wypełniając jej spragnione dotyku wnętrze. Rozpalona, ociekająca wilgocią kobiecość zacisnęła się zachłannie na palcach kochanka, które Leighton niemal od razu zaczęła ujeżdżać. Czuła, jak rozpychał się nimi w środku, starając się wejść głębiej, jak drażnił drżące ścianki, jak starał się przebić przez istniejącą jedynie w ich głowach barierę. W tej kobiecej zawirowało od nadmiaru jego siły i faktu, że zdołał wsunąć w nią cztery palce - więcej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Może właśnie tego chcę? – mruknęła, pociągając mocniej za pasek i raz jeszcze zmuszając go do nieznacznego uniesienia tułowia. Patrzyła mu prosto w oczy, kiedy wciąż pieprzył ją palcami, prowokując rozkosz i ból, których masochistycznie ona pragnęła zaznać jeszcze więcej. – Zawsze pieprzysz o tym, co możesz mi zrobić, jaką krzywdę mi wyrządzisz, jak bardzo będę cierpieć, kiedy ze mną skończysz – westchnęła, oblizując spierzchnięte wargi, kiedy on między swoje własne wsunął wilgotne od jej podniecenia palce. Brak wypełnienia w jakikolwiek sposób dawał się jej we znaki i stawał się nieznośny, dlatego zadbanie o poziom własnej satysfakcji stało się koniecznością, którą Leighton wykorzystywała bardzo skrupulatnie, na kilka sekund zapominając o temacie ich rozmowy.
Gabinet wypełnił się jej donośnymi jękami, kiedy poruszała biodrami to w przód, to w tył, pozwalając, by twarda męskość kochanka rozpychała się w spragnionym doznań wnętrzu. Zaraz potem unosiła się, w efekcie czego od niemal w całości się z niej wysuwał, jedynie po to, by znów opadła na niego z impetem, wpuszczając go do najdalszych zakamarków własnego ciała. Ujeżdżała go mocno i gwałtownie, nie będąc w stanie zapanować nad narastającą frustracją. Przyjemność była tak blisko a jednocześnie tak daleko, przez co ruchy Leighton stawały się niedokładne, chaotyczne, coraz bardziej brutalne.
– Kurwa – zaklęła donośnie, puszczając pasek. Odchyliwszy się do tyłu, poruszała się przez jeszcze krótką chwilę, by ostatecznie uciec spod męskiego dotyku. Zsunęła się z niego, dysząc ciężko. Kilka sekund zajęło jej odzyskanie stabilności w obu nogach, które doprowadziły ją do szafki z alkoholem. Chwyciwszy pierwszą z brzegu butelkę, zrobiła sporego łyka.
Wróciła do wciąż leżącego na podłodze Masona, ponownie siadając na nim okrakiem.
– Twoje zdrowie, kochanie – zaproponowawszy toast, docisnęła krawędź butelki do jego ust, wlewając do nich sporą ilość napoju. Z zachwytem obserwowała, jak coraz większe krople spływały po jego brodzie, jak intensywnie pracował jego przełyk i jak szybko ubywało whisky. Odłożywszy ją na pobliski stolik, złapała w obie dłonie pasek, rozciągając go, puszczając i sprawiając, że skórzany materiał wydał charakterystyczny dźwięk. – Skończ ze mną. Teraz.
Ostatnio edytowany przez Leighton Howard (2022-11-23 23:06:10)
Offline
– Przyznaję, że dobrze cię wytresowałem – stwierdził z nieskrywaną satysfakcją. Kiedy się poznali, nie przypuszczał, że uda im się dojść do takiego etapu tej relacji, na którym będzie zadowolony z tego, jaką kochanką się stała. Widział w niej zwyczajną kobietę, której brakowało pazura. Taką, którą mógł owinąć wokół swojego palca, wykorzystać i zastraszyć. Wydawała mu się nudna, pozbawiona tego czegoś, co mogłoby mu dać więcej niż poczucie władzy. A jednak zaskoczyła go. Z każdym kolejnym spotkaniem zaskakiwała coraz bardziej, aż doszli do obecnego momentu, gdzie chodziło nie tylko o władzę, ale również dobrą zabawę, możliwość realizowania najdziwniejszych fantazji we dwoje. O spełnienie, które o dziwo dotyczyło obojga, bo kiedy ona je odczuwała, to jego własne również stawało się intensywniejsze. To była dziwna zależność, która sprawiała, że wracał. Za każdym razem wprost w jej ramiona, by zatracić się w tym chaosie raz jeszcze i zobaczyć, jak daleko była gotowa posunąć się wraz z kolejnym spotkaniem.
Jeśli zaś chodziło o tresurę, był dumny z siebie. I z niej. Możliwość przekazania Howard pałeczki okazała się ciekawym doświadczeniem i nie żałował nawet przez moment tego, że zdecydował się na ten krok. Wiedziała co robić, żeby czuł się zaspokojony. Potrafiła dostarczyć mu odpowiedniej dawki emocji. Uwieść, a potem wykorzystać dla własnych korzyści, tak jak on wykorzystywał ją. Potrafiła pokazać mu, że chociaż było im ze sobą dobrze w łóżku (i na każdej innej powierzchni płaskiej) to wciąż nic dla niej nie znaczył. Tak jak ona nie znaczyła dla niego. Seks. Wygodny układ. To było właśnie to, czego oczekiwał. I podobało mu się to, że ona postrzegała to w ten sam sposób, choć miała prawo do tego, by spróbować się z tego wycofać. Nie zrobiła tego, a to był wystarczający sygnał dla Masona, żeby czuł się pewnie i żył w przekonaniu, że Leighton była na ten dziwny, pokręcony sposób jego.
– Mścij się, mała – zachęcał, uśmiechając się złośliwie. – Mścij się za wszystko. Zrób mi to, co ja robiłem, robię i będę robił tobie – dodał. Podburzanie jej stało się kolejnym ulubionym zajęciem Masona i wiedział już, że w przyszłości nie będzie sobie odmawiał tego, by prowokować ją do tego, żeby pokazała swoją mroczną stronę, którą zdecydowanie posiadała, nawet jeśli nie potrafiła lub nie chciała przyznać tego na głos przed samą sobą i przed kimkolwiek innym. – Będziesz mnie ciąć? – zagaił, zawieszając wzrok na kawałku szkła, który dzierżyła w palcach. Dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, a ciało pokryło się gęsią skórką, kiedy pozostałość po butelce dotknęła skóry.
– Co tak delikatnie, Howard? Tylko na tyle cię stać? Gdzie ból? Gdzie ryzyko? – dopytywał, podkreślając swoje słowa coraz mocniejszymi i szybszymi ruchami palców w jej wnętrzu, chcąc tym samym sprowokować ją do tego, żeby wzięła się w garść i dała z siebie wszystko. Żeby popuściła hamulce i się zemściła. Żeby go zraniła zadając ból, jaki przez kolejne dni mógłby wspominać z uśmiechem, ilekroć tylko po wzięciu kąpieli stawałby przed lustrem, żeby spojrzeć na szramę zdobiącą tors.
– Rób to. Rżnij mnie. Daj sobie przyjemność na własnych zasadach – zachęcał w odpowiedzi na jej słowa, a jęk wyrażający dyskomfort mieszający się z rozkoszą rozniósł się po biurze, gdy szkło przecięło skórę na jego podbrzuszu. Sięgnął do zranionego miejsca swoimi palcami i poczuł pod opuszkami wilgotną, ciepłą ciecz. – O to chodziło – pochwalił blondynkę, posłusznie unosząc swój tułów i zrównując swoje spojrzenie z tym kobiecym. – Zawsze, a ty za każdym razem czerpiesz cholerną przyjemność z tego, co zszargałoby psychikę innych kobiet – dodał, kończąc za nią temat, którego się podjęła. Dobrze wiedział, że każda z tych gróźb, które padały z jego ust, nie robiła na niej większego wrażenia, a gdy je realizował, to pokręcona Leighton Howard dostrzegała w tym wszystkim zabawę i przyjemność, a nie autentyczne zagrożenie. I chyba to właśnie w niej lubił. Wolał obserwować zadowolenie wymalowane na jej twarzy, niż łzy, które wielokrotnie widział u innych kochanek. Tych, których psychika okazywała się cholernie słaba.
Dlatego też, kiedy Leighton zaczęła go tak chaotycznie ujeżdżać, sam wypychał biodra w jej stronę by sięgać męskością głębiej, pod każdym możliwym kątem i drażnić drżące, nabrzmiałe ścianki jej kobiecości. Kolejny raz spotkał się z zaskoczeniem, kiedy przekleństwo z jej ust dotarło do jego uszu, a ona tak niespodziewanie wstawała i ruszyła po alkohol.
Mimowolnie otworzył usta, kiedy Leighton podsunęła mu butelkę. Zaskoczony gwałtownością, z jaką wlewała w niego alkohol, łapczywie przełykał kolejne porcje, krztusząc się momentami i czując, jak bursztynowy trunek spływał po jego brodzie, szyi i ramionach, by swoją wędrówkę zakończyć na dywanie, przyozdabiając go kolejnymi dowodami tego, do czego posłużył tej nocy gabinet Howard.
Biały proszek. Szkło. Krew. Alkohol.
Wszystko to, co w innych okolicznościach można by potraktować jako dowody zbrodni, tej nocy stało się dowodami rozkoszy, w jakiej zapragnęli się zatracić, nawet jeśli wiedzieli, że było to złe, nieprzyzwoite, bezwstydne i pozbawione jakichkolwiek ludzkich odruchów. Byli jak zwierzęta, które poddawały się pierwotnym instynktom, czerpiąc przyjemność z rzeczy, do których żaden normalny człowiek nie zdecydowałby się dopuścić. Byli zepsuci. Chorzy. I tak bardzo od siebie uzależnieni mimo wyraźnego braku sympatii między sobą na innych, bardziej przyziemnych płaszczyznach dnia codziennego.
Zaczerpnął głębszego oddechu, kiedy alkohol przestał palić przełyk, a skórzany pasek nie uciskał jego szyi. Jego klatka piersiowa unosiła się w nierównym tempie. Chaotycznie pobierał tlen do płuc, a szalony błysk pojawił się w męskich oczach, kiedy cisza w pokoju została przerwana dźwiękiem paska i słowami kochanki. Wyrwał jej pasek, po czym zepchnął Leighton ze swoich bioder i podniósł się do pozycji siedzącej. Złapawszy ją za biodra, zdecydowanie obrócił kobiece ciało i zmusił Howard do tego, by klęcząc na podłodze, posłusznie wypięła pośladki w jego stronę. Nie każąc jej czekać, wbił się w nią od tyłu, narzucając własne tempo. Paskiem zaś uderzał o jeden z jej pośladków, początkowo delikatnie, ale z każdym kolejnym pchnięciem coraz mocniej, czując jak zgromadzone napięcie zaczynało szukać ujścia.
Offline
Ból?
Ryzyko?
Znała to wszystko - przez niego i dzięki niemu. Mason Keller kojarzył się z największą w życiu przyjemnością, ale również momentami, którym daleko było od rozkosznych. Na samym początku, kiedy w swoim romansie stawiali zaledwie pierwsze kroki, nie była pewna, czy czuła się na siłach, aby nadążyć za narzuconym przez niego tempem i dostosować się do zasad, które zamierzał wprowadzić. Kilka niezobowiązujących spotkań miało przecież zupełnie normalny charakter, ale doza szaleństwa pojawiła się bardzo szybko i kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Leighton się tego nie obawiała. Z perspektywy czasu wiedziała już jednak, że odnajdywała się w tym nadzwyczaj dobrze; że była w stanie czerpać rozkosz z chwil, w których ciągnął ją za włosy, wgryzał się w jej delikatną skórę, ranił ją mocniej niż byłoby to wskazane.
– Jesteś popieprzony, Keller – skomentowała krótko, roziskrzony wzrok zatrzymując na wysokości powstałej na skutek jej dotychczasowych działań rany. Wpatrywała się w delikatnie, bardzo powoli sączącą się krew, w to, jak opuszkami palców badał ją Mason, jak wiele satysfakcji biło od jego spojrzenia, wyrazu twarzy i całej postawy, gdy w końcu zraniła go mocniej.
Ona również była zadowolona. W końcu była to jedna z niewielu okazji do wzięcia rewanżu, nawet jeżeli Leighton wcale nie pragnęła go najmocniej na świecie. Lubiła przecież znajdować się na przegranej pozycji, poddawać męskiej woli, pozwalać mu robić z nią wszystko to, na co miał ochotę. Wielokrotnie zdawała sobie sprawę z tego, że wcale nie chodziło nawet o pozwolenie, ale o to, że nie miała szans w starciu z osobą jego pokroju; z silną psychiką, ale równie mocnymi warunkami fizycznymi, pod których wpływem ona musiała ulec. Dużo mniejsza, drobna, pozbawiona siły i możliwości obronienia się przed podejmowanymi przez niego krokami, ilekroć tylko poruszał nią jak szmacianą lalką, dobierając pozycje, szybkość i intensywność wszystkich ruchów oraz gestów.
Miło było być jednak panią sytuacji. Niewątpliwie była to dla nich odmiana i urozmaicenie, a tych w ich relacji nigdy nie brakowało. Howard ze szczerym zaangażowaniem wcieliła się zatem w rolę despotki, nawet jeżeli dzierżona władza nie trwała długo, a dawne przyzwyczajenia oraz daleko idąca uległość wzięły górę nad chęcią zagrania Masonowi na nosie. Z zadowoleniem obserwowała jednak, jak krztusił się alkoholem, który w jej własnych żyłach krążył już w najlepsze, stopniowo odbierając trzeźwość i umiejętność logicznego myślenia. Wraz z każdą upływającą sekundą było jej coraz bardziej wszystko jedno. Granice się zacierały, zasady przestawały istnieć, nie było już niczego, co mogłoby ich powstrzymać przed pójściem na całość i skończeniem ze sobą nawzajem - przynajmniej dzisiaj.
Dywan nie zamortyzował upadku i nie zminimalizował jego ewentualnych konsekwencji, ale wszystko działo się za szybko, by Leighton przywiązała do tego większą wagę. Bezwiednie poddawała się sugestiom Masona i, dłońmi i kolanami zapierając się o podłoże, wygięła kręgosłup w mocny, niemal bolesny w odczuciu łuk, tym samym wypinając pośladki w stronę kochanka i dając mu jak najlepszy, jak najłatwiejszy dostęp do swojego ciała.
Była jego.
Pod każdym względem.
Dotychczasowe dyszenie zostało wyparte przez przeciągły jęk, po którym pojawiło się kilka kolejnych; równie donośnych i niekontrolowanych, kiedy Keller tak skrupulatnie wypełniał ją kolejnymi pchnięciami, sprawiając, że całe jej ciało drżało i wbrew czyjejkolwiek woli przesuwało się po twardym podłożu. To jednak nie na nim skupiała swoją uwagę. Całe jej zainteresowanie koncentrowało się na Masonie, jego obecności, tym, co z nią zrobił oraz emocjach, jakie w niej budził zarówno psychicznie, jak i czysto fizycznie. Była od niego uzależniona na naprawdę wiele sposobów; od troski o swój lokal i cały biznes, poprzez jego groźby, aż do miejsca, w którym znajdowali się obecnie, kiedy robił z jej ciałem tak wiele rzeczy. Jego wielkość i twardość sprawiała, że pojawiające się tarcie było niemal nieznośne, tak samo zresztą jak to, jak mocno się w niej zagłębiał, docierając do najbardziej oddalonych zakątków zaciskającej się spazmatycznie kobiecości. Oddychanie przychodziło Leighton z ogromnym trudem, a konieczność zużywania dodatkowych dawek tlenu na rozchodzące się po pomieszczeniu piski doprowadziło do chwili, w której ledwo utrzymywała się na własnych kończynach. Serce pracowało w nadludzkim tempie, policzki paliły rumieńcem, a skóra płonęła żywym ogniem, szczególnie w okolicy maltretowanych paskiem pośladków. Każde kolejne uderzenie było silniejsze i bardziej odczuwalne od poprzedniego, ale Howard mimo tego z pokorą przyjmowała karę, robiąc wszystko, by pośladki w stronę Masona wypiąć jeszcze mocniej.
– Jeszcze – poprosiła żałośnie, dociskając policzek do dywanu. Jego faktura nie dawała wprawdzie takiego ukojenia, jakie niósłby kontakt z chociażby znajdującymi się zaledwie kilka centymetrów dalej panelami, ale gwarantowała złudne poczucie stabilności i umożliwiła Leighton sięgnięcie do swoich bioder, a potem pośladków. Zaciskając na nich palce, podjęła pierwszą z wielu prób rozchylenia ich niejako w celu niemego zachęcenia kochanka do skorzystania z tego dość niecodziennego zaproszenia.
Ostatnio edytowany przez Leighton Howard (2022-11-24 20:08:28)
Offline
– Owszem. I wiesz co? Zdradzę ci sekret – odparł, uśmiechając się zadziornie. – Kurewsko mi z tym dobrze – przyznał. Chociaż dla wielu osób mogło być niepojęte to, jak żył, jak się zachowywał, jak traktował innych, to było mu z tym naprawdę dobrze. Był panem własnego losu. Robił to, na co miał ochotę. Nigdy nie pozwolił sobie na to, żeby udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie był. Nie miał w zwyczaju uszczęśliwiać innych na siłę. Nie mówił i nie robił niczego, czego inni od niego nie oczekiwali, jeśli nie współgrało to z jego naturą. A jego natura była solidnie popierdolona i nawet nie mógł powiedzieć, że wynikało to z wychowania. Nie. Co jak co, ale rodzice Masona dokładali wszelkich starań do tego, by wyszedł na ludzi. Przy każdej nadarzającej się okazji starali się wpoić mu odpowiednie wartości. Z marnym skutkiem, bo on najzwyczajniej w świecie był inny.
Całe jego życie było inne. Miało swoje standardy i przeważały w nim zasady, które odbiegały od ogólnie przyjętych norm. Nie pokrywały się z tym, w myśl czego żyło społeczeństwo. W codzienności Kellera brakowało miejsca na takie aspekty, jak zrozumienie, czułość, ciepło, troska. To nie było coś, czego definicje był skłonny do siebie dopuścić, by zacząć to praktykować. Chłód, oschłość, wyrafinowanie, a nawet brutalność – to było to, co dawało mu poczucie siły i przewagi nad szarymi, pospolitymi jednostkami przemykającymi ulicami miasta. Nad ludźmi, którzy byli w jego oczach nudni, pozbawieni charakteru i woli walki o to, by wieść lepsze życie na naprawdę wysokim poziomie. Tego nie mogły dać ani dzieci, ani stanie w miejscu i trzymanie się jednej pracy, ani spotkania z przyjaciółmi. Te wszystkie aspekty odciągały od rozwoju… Tak to widział.
Leighton była wyjątkiem od reguły. Poznał ją jako kobietę, dla której kariera wydawała się najważniejsza i to wystarczyło, żeby zechciał poznać ją bliżej, nawiązać romans, który okazał się długoterminowym i żeby zapragnął sprawdzić, jak bardzo zepsuta była od środka, lub jak bardzo zepsuta mogła stać się przy nim. I chociaż wielokrotnie zgrywała ofiarę, z którą mógł się zabawiać wedle własnego uznania, pozwalała na to, by poniewierał nią tak, jak akurat miał ochotę, to tego dnia pokazywała zupełnie nowe oblicze. To oblicze zafascynowało go jak nic innego w tej relacji. Chciał tego wszystkiego więcej, intensywniej… Chciał jak najdłużej wpatrywać się w szaleństwo, które było widoczne w jej tęczówkach i sprawdzać własne granice wytrzymałości, kiedy ona pozwalała sobie na więcej. I więcej… Bycie jej zabawką wyjątkowo przypadło mu do gustu.
Jarało go to, że miała przewagę. To, że mógł zgrywać bezradnego i poddawać się wszystkiemu, co chciała mu zrobić, zarówno w ramach rewanżu, jak i w celu dania sobie dzikiej satysfakcji i przyjemności. Ten jeden raz porzucił siłę i chęć trzymania kontroli nad sytuacją i nie żałował. Nie żałował ani jednej minuty, ani jednej kropli krwi, ani jednego łapczywie branego oddechu, który był jego prywatną walką o przetrwanie i udowodnienie Leighton, że był twardy, a to wszystko nie mogło go złamać. I naprawdę nie mogło. Był skończonym psychopatą, który wydawał się czerpać energię życiową ze wszystkiego, co sprawiało ból. Był jak wampir, który rósł w siłę kosztem cierpienia innych i swojego własnego. Bo to, że się krztusił i to, że zadana przypadkowo rana piekła, a płuca zostały zmuszone do większego wysiłku, wystarczyło, żeby nabrał siły na dalszą zabawę z kochanką, kiedy tylko zdecydowała się przekazać mu pałeczkę i poddać temu, co jeszcze miał w zanadrzu.
A miał wiele.
Czasami zaskakiwał sam siebie kolejnymi pomysłami i fetyszami, które mimo swojego wieku wciąż odkrywał, chętnie je praktykując i zapoznając z tym, jakie niosły za sobą skutki. Nie spodziewał się jedynie tego, że kolejny niebezpieczny, dziwaczny, niecodzienny pomysł zagości w jego otumanionym używkami umyśle za sprawą Leighton, którą pieprzył tak, jak lubił najbardziej. Mocno, głęboko i bez dawania jej i sobie, chociaż chwili wytchnienia. Myśl o tym, jak poobdzierane będzie miała kolana i łokcie, była podniecająca. Równie podniecające były ślady, które zostawiał na jej pośladku, który przybierał coraz intensywniejszych odcieni czerwieni. Napawał się też każdym jękiem, który wydostawał się z jej gardła i każdym piskiem, gdy ból dawał się kobiecie bardziej we znaki. Nie miał granic. Nie znał ich. Nie kontrolował własnej siły i dopuszczał do tego, by zadawane jej ciosy bolały. Miały boleć. W końcu sama przyznała, że lubiła to, co z nią robił.
– Jeszcze? – powtórzył, zastygając w bezruchu. Jego dłoń przesunęła się po całej długości jej pleców, kiedy wpatrywał się w dłonie Leighton, która za wszelką cenę próbowała rozchylić swoje pośladki. Usta Kellera wygięły się w szaleńczym uśmiechu, kiedy osiągnęła to, do czego dążyła. Rozbieganym wzrokiem obrzucił całe biuro i pochylił się, napierając torsem na ciało kochanki. – Będziesz żałować, Howard – ostrzegł, oddechem owiewając jej szyję, tuż przed tym, jak jego zęby wgryzły się w delikatną, okraszoną potem skórę na ramieniu kobiety. Ugryzienie to było mocne, jednak nie na tyle, by wyrządzić większe szkody. Miało być odczuwalne. I miało być zapowiedzią tego, co planował, chcąc wykorzystać zaproszenie, jakie wystosowała w jego kierunku. – Nie wiem, czy w tych okolicznościach bezpieczne będzie doprowadzenie cię do orgazmu, ale… – podjął, urywając na moment. Wycofał biodra. Ręką napierał na jej kark, by nie próbowała odwracać się w jego stronę. Drugą sięgnął do stołu, zgarniając „narzędzie zbrodni”, jaką chciał popełnić i odstawił je na ziemię obok siebie, by mieć do niego łatwy dostęp. – Myślę, że bez ryzyka nie ma zabawy. A my przecież lubimy ryzyko, prawda kochanie? – dodał, nie dbając o to, czy kobieta zdecyduje się odpowiedzieć. Twardą męskością przesuwał po okraszonej dużą ilością wilgoci kobiecości. Ocierał się o nią bezwstydnie, sięgając coraz wyżej. – Rozchyl je bardziej – polecił, napierając na ciaśniejsze wnętrze w jej ciele. Spokojnie, bez pośpiechu, nie chcąc sobie popsuć zabawy zbyt gwałtownymi ruchami. W międzyczasie sięgnął po stojącą obok butelkę. Niemal do końca wypił jej zawartość, pozostałości wciąż chłodnego alkoholu wylewając na plecy Leighton. Patrzył, jak ta opróżniała się z ostatnich kropli i napierał mocniej swoimi biodrami, wchodząc męskością głębiej, a kiedy szkło, które dzierżył w dłoni, opróżniło się, owinął biodro Leighton ręką tak, by zyskać dostęp do spojenia jej ud i naprowadził szyjkę butelki na jej kobiecość. – Przemyśl dziesięć razy każdy swój ruch, bo zamierzam zerżnąć każdą dziurę – ostrzegł, wciskając butelkę głębiej. Ryzykował. Resztki rozsądku krzyczały, że to było za wiele, ale alkohol i narkotyki krążące w żyłach nakazywały podjąć się tego ryzyka.
Offline
Paradoksalnie - ku jej własnemu rozbawieniu i przerażeniu zarazem - jej również było z tym dobrze.
Kurewsko dobrze.
Kiedy tego popołudnia pojawiła się w klubie w celu dopilnowania wszystkich szczegółów mającej się tam odbyć imprezy, nie spodziewała się, że wieczór i noc mogłyby przybrać tak nieoczekiwany obrót. Wizyta Masona była zaskoczeniem; nie widzieli się od dawna i chociaż mężczyzna przyzwyczaił ją do pojawiania się znikąd i to w chwilach, które najbardziej pasowały do jego grafiku, to jednak nic nie zwiastowało obrotu spraw takiego, do jakiego obydwoje doprowadzili.
Z drugiej zaś strony wiedziała, że w ich przypadku granice nie istniały, a nawet jeżeli pokazywały się na rozległym horyzoncie wszystkich pragnień oraz fantazji, to ich przekraczanie stanowiły nieodłączny element skrupulatnie prowadzonej gry zmysłów. Leighton nie czuła się graczem wybitnym, wszak jej dotychczasowe doświadczenia z mężczyznami bazowały raczej na przyjemności budowanej na podstawie gestów i pieszczot wykorzystywanych przez statystyczną większą część społeczeństwa. Nie było w tym udziwnień, urozmaiceń, kapki szaleństwa, a czasami nawet bólu i strachu. To wszystko stopniowo pojawiało się w jej życiu z powodu Masona, jego upodobań, maniakalnej chęci utrzymania kontroli i zapanowania nad wszystkim - włącznie z kochanką.
Lubiła to wszystko; gdy brutalnie rozsuwał jej uda, gdy agresywnie maltretował ich spojenie, gdy robił wszystko, by wiła się pod nim i kwiliła, prosząc albo o więcej przyjemności, albo o chociaż odrobinę łaski. Wydobywał z niej wszystkie bardzo głęboko i dotychczas nieobudzone pragnienia i potrzeby, ale również tę najmroczniejszą stronę kobiecej natury. Stronę, w której nie było miejsca na delikatność, na szacunek i wysokie uczucia. W ich relacji rządziły niemal zwierzęce instynkty, które nakazywały skupić się na własnym zadowoleniu oraz przetrwaniu. Każdy przeżywany bowiem raz był jak walka o oddech, o wolność, o życie.
Westchnęła przeciągle - w zniecierpliwieniu? uldze? - kiedy zamarł w bezruchu, a dookoła zapanowała cisza przerywana jedynie cichymi, tłamszonymi sapnięciami. Leighton czekała. Niecierpliwie, ale pokornie, mając wrażenie, że jeden nieostrożny, zbyt gwałtowny ruch mógłby doprowadzić do momentu, w którym nie byłoby dla niej już absolutnie żadnego ratunku.
Będziesz żałować.
Te dwa słowa wystarczyły, by całe jej ciało raz jeszcze się spięło, poddając się przepełnionemu strachem i pożądaniem drżeniu. Groźba - obietnica? - dudniła w jej uszach, wybijając swój własny, niepowtarzalny rytm, od którego nie była w stanie się uwolnić. To było jak natrętna melodia, której pragnęła pozbyć się z głowy, a którą zarazem chciała nucić w nieskończoność.
Będziesz żałować.
Odchyliwszy głowę, przyjęła ugryzienie. Czuła, jak mocno jego zęby wbijały się w rozpaloną, okraszoną potem skórę, jak głęboki ślad miał pozostać w tym miejscu, przez kilka kolejnych dni przypominając jej o tym, co się wydarzyło w gabinecie, za którego ścianami bawił się tłum równie pijanych ludzi. Mimo to wciąż najbardziej upojeni wszystkim - narkotykami, alkoholem, sobą - wydawali się oni.
– Lubimy. – Kładąc wyraźny nacisk na ostatnią sylabę, niemal parsknęła śmiechem. Oni nigdy nie układali się w my. Każde z nich walczyło o siebie samego, o własne zadowolenie i bezpieczną pozycję. Niewiele mieli w swoim otoczeniu ludzi, którym mogli zaufać, z którymi możliwe było stworzenie czegoś więcej niż to, co mieli ze sobą. Brak zobowiązań i ograniczeń był cholernie wygodny, bezpieczny i nie pozwalał na rozproszenie w postaci przywiązania. Oni przecież nawet nie lubili siebie nawzajem.
I mimo tej niechęci, Howard wykonała kolejny już tego wieczoru rozkaz. Chwyciwszy za pośladki raz jeszcze, rozsunęła je mocniej, tym samym dając mu lepszy dostęp do miejsca, w którym niespodziewanie zapragnęła go poczuć. Z perspektywy kogoś obcego mogło to brzmieć jak szaleństwo, ale ona naprawdę czuła się jak narkoman, który po długiej pauzie w końcu zyskał dostęp do ulubionego, najsilniejszego narkotyku. Pragnęła zatem nacieszyć się tą możliwością, zatracić się w związanym z jego zażyciem haju, odlecieć zupełnie i na długo - kosztem wszystkiego.
Stęknęła ciężko i donośnie. Choć zdarzało się im praktykować różnorakie zabawy, to jednak po seks analny zdawali się sięgać rzadko, dlatego czucie go w tamtym miejscu - wprawdzie nawilżonego, acz wciąż zbyt dużego i twardego - budziło dyskomfort, pod którego wpływem Leighton była gotowa odruchowo cofnąć biodra. Sprowokowane przez niego tarcie było nieprzyjemne, dlatego raz jeszcze wbiła paznokcie w swoje pośladki, podejmując się kolejnej próby rozsunięcia ich na tyle, by wsunięcie się do ciasnego wnętrza stało się chociaż odrobinę łagodniejsze.
Będziesz żałować.
– Kurwa – zaklęła, czując napływające do oczu łzy. Świat wirował, gdy Mason wsuwał się głębiej, pozbawiając ją oddechu, przyjemności i kontroli. Była zdana na jego łaskę i niełaskę, a sama myśl o tym sprawiała, że spojenie ud jeszcze mocniej ociekało lepką wilgocią, do której chciała sięgnąć, by podjąć się próby chociaż minimalnej stymulacji tego najwrażliwszego punktu. Zamiast tego zacisnęła jednak palce obu dłoni na krawędzi dywanu, wśród jego materiału starając się ukryć zaczerwienioną, mokrą od potu i łez twarz.
Drgnęła, gdy poczuła na plecach coś zimnego. To było nikłe ukojenie, które zniknęło tak samo szybko, jak się pojawiło, dlatego Leighton celowo nie uniosła wzroku. Zaciskając powieki i zęby, wciąż próbowała oswoić się z jego obecnością w swoim ciasnym, zaciśniętym do granic możliwości tyłku. – Mocniej. Wejdź głębiej. Przecież wiem, że tego chcesz. Chcesz zerżnąć mój tyłek tak, jak przed chwilą rżnęłam swoją cipkę twoim fiutem – zaskomliła żałośnie, całość kwitując jednak śmiechem; cichym, tłamszonym, takim, w którym brzmiała wyraźna nuta szaleństwa.
Była szalona. Godząc się na to, prowokując go, czerpiąc tak wiele frajdy z faktu, że była jego dziwką.
W najlepszych chwilach swojego na co dzień nudnego, monotonnego życia była najgorszą wersją samej siebie.
Będziesz żałować.
Zakręciło się jej w głowie, a przed oczami pojawiły się wielobarwne plamki, kiedy dotarło do niej, co zamierzał. Zamarła w bezruchu, próbując wmówić samej sobie, że bijący od butelki chłód był miły i niósł ukojenie.
Nie miała pojęcia, jak donośny był jej krzyk. Świadoma była jedynie tego, że wciskał się w jej ciało, po raz kolejny narażając je na niebezpieczeństwo. Oddychała płytko, napinając wszystkie mięśnie do granic możliwości i bólu. Bolało ją wszystko, o czym najlepiej świadczyły spływające po policzkach łzy.
– Na co czekasz? Pieprz mnie. Bez względu na wszystko – zagaiła niespodziewanie, odwracając głowę w stronę Masona, by ich spojrzenia mogły się spotkać. Na krótko, wszak pozycja była co najmniej dla niej niewygodna, a nieostrożny ruch mógł skończyć się tragedią, ale przecież ryzyko było nieodłącznym elementem dobrej zabawy.
Lubisz ból, prawda?
Offline
Gdyby miał w dwóch słowach powiedzieć, co cenił sobie w tej relacji, byłoby to oddanie i odwaga. Dwie cechy, które kierowały Leighton. Była mu oddana. Nawet jeśli miała innych kochanków, względem czego nie miał nic przeciwko, to nie odprawiła go z kwitkiem. Ilekroć do niej wracał, tylekroć była. Dla niego. Z nim. Przy nim. Cenił sobie również je odwagę. Nie uciekała z podkulonym ogonem, chociaż wielokrotnie przekraczał granice i testował jej wytrzymałość na rozmaite sposoby. Mogła wykazać się strachem, poszukać innego sposobu na to, by chronić swój interes przed jego działaniami. Zamiast tego stawiał czoła wszystkiemu – bólowi, nowym doznaniom, słowom, które wielokrotnie mogły wskazywać na to, że miał ją za pannę lekkich obyczajów, która nie zasługiwała na nic dobrego, a jej jedynym obowiązkiem było rozkładanie przed nim nóg wszędzie i w każdy możliwy sposób.
Co ciekawe, wcale jej za taką nie miał. Kellerowi można było zarzucić wiele, ale jeśli chodziło o kobiety, które sobie wybierał, to nie widział w nich tanich, nic niewartych dziwek. Każda z kochanek była mniej lub bardziej atrakcyjna, pociągały go na różne sposoby, gwarantowały styczność z różnymi, często bardzo odmiennymi od siebie doznaniami. Prowokowały go do różnorakich zachowań, wzbudzały w nim instynkty, jakich nie okazywał przy innych. Każda z nich była na swój sposób wyjątkowa, a jedynym stałym aspektem tych romansów było to, że się nie angażował. Nie pozwalał sobie na sympatię, nie tracił głowy, nie myślał o tym, co by było, gdyby zdecydował się zmienić rodzaj danej relacji na coś… normalniejszego? Normalność nie była mu potrzebna. To miała być tylko rozrywka, której każdy człowiek potrzebował w swoim życiu, z tym że dla jednych rozrywką był skok na bungee, a dla niego był nią seks pozbawiony minimalnej przyzwoitości, czułości i pieszczot zakrawających na romantyczne gesty.
My.
Nie miał zwyczaju określać tego, co robili, co ich łączyło i co się między nimi działo jako my, ale były sytuacje, w których to jedno określenie przechodziło mu przez gardło bez trudu. To była jedna z nich. Chwile, w których nie było jego i jej. Byli oni. Razem. Razem zatracali się w szaleństwie, porzucali granice rozsądku i własnej wytrzymałości. Wspólnie stawiali kolejne kroki na drodze prowadzącej ich do miejsca, z którego nie było odwrotu. Można było jedynie brnąć dalej. I robili to. Razem pozwalali sobie na egoizm. Razem dążyli do tego, by czerpać ze spotkań więcej satysfakcji niż ta druga osoba.
Ku własnemu zaskoczeniu dopuścił do siebie myśl, że była to ta płaszczyzna w jego życiu, w której znalazło się miejsce na to cholerne „my”. Określenia, którego nie zwykł używać ani w towarzystwie kochanek, ani nawet żony zarówno w czasach, kiedy byli względnie zgranym małżeństwem, jak i tych obecnych, gdy bliżej było im do dwójki obcych sobie osób, które pałały do siebie szczerą nienawiścią. Nie zmieniało to jednak faktu, że Leighton wciąż była tylko przedmiotem w jego dłoniach, którym mógł się zabawiać do woli. Kobietą, którą był gotów w każdej chwili wymienić na nowy, lepszy model, gdyby tylko nadarzyła się taka okazja, a towarzystwo Howard zaczęłoby go nudzić. Nie miała większego znaczenia. Była celem do osiągnięcia przyjemności. Do wzniesienia się na wyżyny czystej rozkoszy. Sposobem na rozładowanie napięcia, które kumulowało się w nim całymi dniami, czasami i tygodniami, podczas których mogła od niego odetchnąć tylko po to, żeby on mógł wrócić i wziąć to, co uważał, że mu się należało.
Niewątpliwie Leighton wiedziała jednak, co robić, żeby Mason nie znudził się nią za szybko. Potrafiła go zaskoczyć. Robiła to nagle, kiedy najmniej spodziewał się tego, że mogłaby mu pokazać, iż miała coś w zanadrzu. Udało jej się to również teraz, kiedy swoimi prośbami i tym jednym, pełnym wyuzdania gestem zachęciła go do tego, by przedłużyć ten wieczór i nie szukać ulgi w postaci spełnienia zbyt szybko, nawet jeśli kosztem niezaspokojenia jej potrzeb w pełni, jak miewał w zwyczaju robić, kierując się samolubnym podejściem.
Jak miał być samolubnym draniem, kiedy ona tak chętnie udostępniała mój swój tyłek? Niewiele kochanek miało zwyczaj pozwalać mu na tak wiele. Większa część tych kobiet traktowała seks analny jako temat tabu, którego nie chciały poruszać w rozmowie, a co dopiero mówić o wcielaniu go w życie w fizycznej postaci. Nie pozwolił jej się wycofać. Od razu złapał ją za biodro i przytrzymał w miejscu. Nie mogła go kusić, a potem dopuszczać do głosu instynktów, które nakazywały jej uniknąć tego dyskomfortu.
Byłby rozczarowany. Wówczas z całą pewnością pożałowałaby bardziej, niż miała żałować, kiedy zagroził jej, a zarazem obiecywał całą gamę nowych, niespodziewanych dla obojga doznań.
– Nie mów, że boli – mruknął trochę złośliwie. Bolało. Nawet jego bolało, kiedy próbował pokonać tak ciasną barierę. Leighton nie ułatwiała mu tego, kiedy niekontrolowanie jej organizm próbował się bronić przed natarciem, a mięśnie napinały się samoistnie, utrudniając mu wszystko. Był jednak zbyt zawzięty. Chciał tego. Chciał poczuć ją w sposób, który przypomniałby mu jak drobna była i jak ciasna w każdym miejscu, w którym mógł się znaleźć. To, że Howard była kobietą tak drobną, wyjątkowo przypadało mu do gustu. Małe usta, którymi mogła go pieścić, ciasna kobiecość, w której mógł się rozpychać, a także ciasny tyłek, który wzmagał wszystkie doznania i był niczym gwiazdowy prezent, kiedy tylko Leighton dawała mu do tego dostęp. A że nie robiła tego często, tym bardziej cenił sobie takie momenty, chcąc je wykorzystać w pełni ze świadomością, że kolejny raz może nie nastąpić szybko. Nie, żeby postrzegał to jako problem. Wręcz przeciwnie. Stało się to kolejnym urozmaiceniem. Znanym, ale praktykowanym tak rzadko, że każdy kolejny raz był niczym pierwszy – tak samo ekscytujący.
– Pierdolona masochistka – warknął, słysząc jej skomlenie. – Kiedy rżnęłaś się moim fiutem, byłaś ciasna, ale twój tyłek to jebane wrota piekieł – rzucił, nie wiedząc, czy bardziej martwił się o to, że sam odczuwał dyskomfort, a jej jeden gwałtowny ruch mógł zadać mu większy ból, czy może tym, że wciskając się w nią gwałtownie, mógłby wyrządzić szkody, które momentalnie zakończyłyby ten wieczór. Nie uważał przy tym, by porównanie jej tyłka do piekła było nadużyciem. Ciasne wnętrze było kuszące. Kusiło do złego. A jednocześnie było największą karą za popełniany grzech, kiedy świadomie musiał kierować się rozsądkiem i ostrożnością, jakich wykrzesanie z siebie kosztowało go więcej, niż sądził. – Będzie ci do śmiechu, kiedy cię rozerwę? – zapytał i uderzył dłonią w jej pośladek, chcąc tym samym doprowadzić ją do porządku. – Będziesz się śmiać jak opętana, kiedy przez następny tydzień nie będziesz w stanie usiedzieć na tej chudej dupie? – dopytał i wymierzył jej kolejnego, dużo mocniejszego klapsa, którego dźwięk, gdy dłoń uderzyła o nagą skórę, wydawał się cholernie głośny, ale nie tak głośny jak krzyk Howard, kiedy wsunął w nią szkło, porzucając myśli o wszystkich konsekwencjach, jakie mogło to za sobą nieść.
– Nie sądziłem, że tak bardzo lubisz życie na krawędzi. To moja zasługa, czy zawsze byłaś zdrowo szajbnięta, ale dobrze się z tym kryłaś? – zapytał, ciekaw tego, czy lubiła zgrywać posłuszną, spokojną sukę, jaką wielokrotnie obracał przez te wszystkie miesiące, czy może był jednak tak wielkim sukinsynem, który zdołał omotać i zastraszyć ją na tyle, by całkowicie zatraciła swoje instynkty samozachowawcze. Patrząc w jej oczy, w których dostrzegł łzy, nie czekał jednak na odpowiedź. Cofnął biodra, pochylił głowę i splunął na jej tyłek, by nawilżyć ją bardziej, po czym wbił się w nią po sam koniec, pokonując stanowczo i z pełną siłą opór, jaki stawiało kobiece ciało. Żałosny jęk wyrwał się z jego gardła, kiedy pod wpływem tego ruchu jego organizm przeszył ból mieszający się z przyjemnością. Szczęka zacisnęła się niekontrolowanie, a na języku poczuł smak własnej krwi, gdy wraz z tym przygryzł swój policzek. Gdy Leight odwróciła od niego wzrok, ponownie złapał jej kark, dociskając kobiecy policzek do dywanu. Wycofał biodra jednocześnie, wpychając głębiej butelkę i wtedy narzucił jeden rytm, na przemian wypełniając ją szkłem i własną męskością. Bez wytchnienia, bez wyrzutów sumienia i bez myślenia o tym, że ich nowa zabawka mogła w każdej chwili pęknąć, siejąc spustoszenie w kobiecym wnętrzu. Nic nie miało znaczenia, kiedy mięśnie Leighton zaczęły z nim współpracować, jego biodra raz za razem obijały się o jej pośladki, a przyrodzenie drgało, twardniało i nieznośnie pulsowało pod wpływem licznych bodźców, które wystawiały jego organizm na próbę. Serce bowiem uderzało w szaleńczym, nieregularnym rytmie, oddech kolejny raz stał się nierównomierny i ciężki, a ciało narzuciło sobie wysiłek i tempo, do jakiego nie było przyzwyczajone. Nie chciał nawet myśleć o tym, co musiało dziać się z nią, kiedy była penetrowana na dwa sposoby jednocześnie, a jej bezpieczeństwo kolejny raz znajdowało się w jego rękach.
Offline
Sukces tego układu leżał gdzieś pośrodku. Leighton nie była wprawdzie naiwną, wierzącą w wielkie miłości i szczęśliwe zakończenia wariatką, ale niewątpliwie w wielu życiowych aspektach brakowało jej albo ikry, albo determinacji. Zawodowe osiągnięcia były dla niej najwyższą wartością, toteż w kwestiach prywatnych przyjmowała dużo bardziej wycofaną, często niemal obojętną pozycję. Być może to stanowiło główny powód tego, że wciąż pozostawała singielką, a wszystkie potencjalne relacje i związki kończyły się gdzieś na poziomie trzeciej randki lub ewentualnie kilku spędzonych razem nocy, których ona wcale nie określiłaby mianem upojnych. Dopiero Mason pokazał jej tę sferę fizycznych doznań, po którą nigdy nie była w stanie i nie miała możliwości sięgnąć. Wydobywał z niej mrok, ale również pragnienia, z których istnienia nie zdawała sobie sprawy, a ponieważ on jednocześnie wszystkie te zachcianki realizował i rzucał ją w wir kolejnych wyzwań, szukanie szczęścia gdzieś indziej byłoby krokiem pozbawionym sensu.
Mason Keller był dla niej symbolem pożądania, fantazji, obudzonych żądzy i doznań, które balansowały na granicy przyzwoitości oraz bezpieczeństwa. Ich seks często bywał wyuzdany, może nawet ryzykowny, tak samo zresztą jak prowadzone przez nich rozmowy, w których nie brakowało pretensji, przekleństw i przezwisk, ale na koniec dnia wciąż do siebie wracali, co było niejako najlepszym dowodem na to, że nigdzie i z nikim nie było im tak, jak ze sobą.
Nawet jeśli bywało groźnie, nawet jeżeli bolało.
Bolało również teraz i Leighton nie miała sił, by chociaż udawać, że było inaczej. Chociaż inicjatywa wyszła z jej strony, to jednak nie zmieniało to faktu, że fizycznych warunków nie byli w stanie przeskoczyć. Jej drobna, bardzo delikatna budowa ciała wyraźnie kontrastowała z wysokim, postawnym mężczyzną, który skrupulatnie dbał o własną kondycję. Sama różnica we wzroście budziła obawy, czy to mogło się udać, skoro Keller wielokrotnie traktował ją jak szmacianą, niewiele wartą lalkę poddającą się każdemu jego ruchowi i zachciance. Nie było w tym delikatności, ciepłych uczuć, ale niewątpliwie można było doszukiwać się w tym szaleństwie nuty zaufania. Nie robiliby tego wszystkiego, gdyby nie ufali sobie w chociaż minimalnym stopniu.
Nie inaczej było tej nocy, nawet jeżeli nieprzyjemne tarcie dawało się Leighton coraz mocniej we znaki, a uczucie wypełnienia nie miało nic wspólnego z przyjemnością. Zaczerpnięcie głębokiego oddechu i równie intensywny wydech był jedyną formą chwilowej, zaledwie sekundowej ulgi w męce, jaką przeżywała, kiedy on starał się pokonać granice i opór stawiany przez jej ciało.
– Czyli to dobre miejsce dla samego diabła – skomentowała, pozwalając sobie na nieznaczne uniesienie kącików warg. Nie uważała, by użycie tego sformułowania w odniesieniu do jego osoby było jakąkolwiek przesadzą. Wielokrotnie dał się bowiem poznać z tej najgorszej, pozbawionej serca i duszy strony, dlatego nie byłaby zaskoczona, gdyby i tego wieczoru postanowił do cna wykorzystać możliwość pokazania jej, gdzie znajdowało się jej miejsce.
– Kurwa – zaklęła ponownie, kiedy jeden z jej pośladków spotkał się z silnym uderzeniem. Skóra zapiekła ją w tym miejscu, ale to wciąż było nic w porównaniu z uczuciem rozciągnięcia, jakie prowokowała twarda i gruba męskość kochanka. Nawet jeżeli Mason nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, to jednak sama jego obecność sprawiała, że kolana Leighton miękły, w głowie jej wirowało, a przed oczami pojawiały się mroczki. Miała wrażenie, że rozrywał ją już w tej chwili, a ona - zamiast uciekać przed tym uczuciem - posłusznie klęczała, wciskając policzek w materiał dywanu, tym samym narażając się na kolejne obtarcia. Drżała, z trudem panując nad coraz szybciej bijącym sercem, tłamszonym w gardle krzykiem, zupełnym odlotem, dzięki któremu przetrwałaby kolejne minuty. – Nie mogę się doczekać – skomentowała z charakterystyczną dla siebie zaczepką, kwitując swoje słowa kolejnym krzykiem. Każde następne uderzenie czy ruch były odczuwalne mocniej niż poprzednie, w efekcie czego cały organizm Leighton wystawiony był na coraz większą próbę, której ona starała się podołać.
– Jak myślisz? – zagaiła, robiąc kolejny wdech. Moment, w którym Mason cofnął biodra, był ogromną ulgą, tak samo zresztą jak chwila, w której postanowił dodatkowo ją nawilżyć. Z perspektywy osób trzecich mogło wydawać się to obrzydliwe, może nawet pozbawione jakiegokolwiek szacunku do samej siebie, ale - jak zdążyła mu już wyjaśnić - miała to wszystko gdzieś. Zaślepiona szaleństwem i chęcią zaznania spełnienia silnego jak nigdy, była skłonna zgodzić się i pozwolić mu na dosłownie wszystko - włącznie z mocną, głęboką penetracją tyłka, którego mięśnie raz jeszcze zacisnęły się wokół jego męskości, zamykając ją w pułapce, w której w jakimś stopniu znajdowali się obydwoje.
Ciche jęki zamieniły się w żałośne skomlenie, kiedy wbijał się w nią coraz mocniej i kiedy dodatkowo zagłębiał w niej butelkę. O ile wąska szyjka wiązała się z przyjemnym uczuciem łaskotania, o tyle szersza część szkła sprawiała, że mięśnie zaczęły pracować jeszcze szybciej, zwłaszcza, gdy kolejne ruchy prowokowały tarcie na tym najwrażliwszym fragmencie jej wnętrza. Jęczała coraz głośniej, nie mając pojęcia, kiedy dźwięki sugerujące aprobatę przeobraziły się w piski i krzyki świadczące o odczuwanym bólu. Leighton wiła się wraz z każdym pchnięciem, nie będąc w stanie wytrzymać tak ogromnego natłoku bodźców. Jego biodra obijające się o jej zaczerwienione, poranione pośladki, silna dłoń niemal miażdżąca kark i odcinająca dostęp do tlenu, męskość rozpychająca się w jej tyłku, butelka penetrująca spragnione doznań wnętrze - sapała w zachwycie, krzyczała w dyskomforcie, płakała w bezradności, jednocześnie czując, jak blisko krawędzi była.
Zatrzymała się w bezruchu, kiedy przyszła ta chwila; kumulacja bodźców, pod których wpływem podbrzusze napięło się w bolesnym skurczu, przechodząc do lędźwi, w których ostateczny cel upatrzyły również przebiegające wzdłuż kręgosłupa dreszcze. Nie miała pojęcia, czy jej spełnienie wiązało się z jego pulsującą męskością, czy zdecydowanie za dużą butelką. Liczył się jedynie moment, w którym uszło z niej całe napięcie, kiedy jej orgazm okazał się mocny na tyle, że na dywanie pojawiło się kilka mokrych plam, kiedy kolana ugięły się pod nią ostatecznie, a świadomość zniknęła, gdy Leighton bezwiednie opadła na podłoże.
Offline
– To komplement? Trafiony – odparł z cwaniackim uśmiechem, którego nie mogła zauważyć, ale mogła poczuć, że był usatysfakcjonowany jej odpowiedzią w tej słownej gierce, kiedy wcisnął się w nią głębiej. To, że porównywała go do samego diabła, wyjątkowo mocno połechtało jego męskie ego. Podobała mu się myśl, że miała go za tak wielkiego sukinsyna, dla którego zatracanie się w grzechu na każdy możliwy sposób, stawało się motywem przewodnim niemalże każdego dnia. A najprzyjemniejszym z tych grzechów była zdrada. Zdrada, do której posuwał się z nią, nie zważając na to, że w domu czekała na niego rodzina, nie przejmując się złożoną przed laty przysięgą małżeńską, ani nawet tym, że z biegiem czasu mógł się zderzyć z opłakanymi skutkami swoich decyzji. To wszystko nie miało znaczenia, kiedy było postawione na jednej szali z przyjemnością i szaleństwem, jakie odnajdywał u boku Howard. Mogła być kobietą niesięgającą pięt tym, w których gustował pod względem fizycznej atrakcyjności, ale dawała mu wszystko to, czego szukał w tej erotycznej sferze swojego życia. I nie tylko. Nie przyznawał tego na głos, ale również ich rozmowy, które często były przepełnione niechęcią, podniesionym tonem, różnicą zdań i stawały się prostą drogą do kłótni, były tym czymś, bez czego wydawało mu się, że nie był w stanie normalnie funkcjonować.
Chociaż seks na podłodze nie był takim, który określiłby jako najwygodniejszy, to nawet nie przeszło mu przez myśl to, żeby tracić czas na przenoszenie się w jakiekolwiek inne miejsce. Ignorował to, jak niewygodnie było mu, kiedy kolana napierały na twardą podłogę, a dywan tarł skórę na nich z każdym kolejnym gwałtownym, a często też i chaotycznym ruchem, podczas którego brał swoją kochankę tak, jakby świat wokół nie istniał, a kolejnego dnia miał się skończyć, odbierając im szansę na powtórzenie tego wszystkiego. I na kolejne spotkanie w ogóle. A te przecież ubóstwiał bez względu na to, w jaki sposób przebiegały. Czasami Kellerowi wystarczyło bowiem to, że był wrzodem na tyłku blondynki, a satysfakcję rodziła myśl, że pojawiał się często w takich chwilach, w których nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie z nim. W tym był mistrzem i zamierzał nim pozostać tylko po to, żeby grać jej na nerwach i karmić się tymi emocjami, które nie miały za wiele wspólnego z czymkolwiek pozytywnym.
Teraz jednak wiedział, że mimo bólu, braku wygody i ze świadomością, że była zdana na jego łaskę, której tak stanowczo jej odmawiał, była zadowolona. Podobnie jak był on. W końcu to ból, stanowcze podejście, brak taryfy ulgowej i niepewność związana z tym, jak miną kolejne minuty, była ich narkotykiem, od którego tak chętnie się uzależniali. Mogli wiedzieć, że to było złe, że powinno wyglądać inaczej i zdawać sobie sprawę z tego, że powinni coś zmienić, ale skoro było im dobrze w ten sposób to po co?
Po co, mielibyśmy coś zmieniać, Leighton?
Niewypowiedziane na głos pytanie, wielokrotnie przechodziło mu przez głowę. Podejrzewał, że gdyby dał jej prawo głosu, to mogłaby się na takowe zmiany skusić, by wprowadzić do tej chorej relacji odrobinę czegoś normalniejszego, co nie skazywałoby jej na to, żeby była przez niego poniewierana jak szmata, aż sam się tym nie znudzi. I może nawet zgodziłby się na negocjacje, będąc gotowym do przyjęcia różnych warunków, ale... Nie widział w tym sensu. Ona nie dawała mu okazji do tego, by takowy dostrzegł, skoro wbrew wszystkiemu oddawała mu siebie i za każdym razem tak chętnie go w sobie przyjmowała, nie patrząc na miejsce, czas, konfigurację i inne okoliczności. Była zawsze. A on dbał jedynie o to, by prawie zawsze czerpała też korzyści dla siebie w postaci licznych orgazmów, które miały jej wynagrodzić w minimalny sposób to, jak ją traktował. Jego korzyścią było zaś to, że wracała.
Po co, skoro lubisz być moja?
– Nie wiem, co myślę – przyznał. Howard na swój sposób była dla niego zagadką. Chociaż wielu rzeczy z nią związanych był pewny, a przynajmniej tak sobie wmawiał, to były też takie aspekty, w których czuł niepewność. Nie wiedział, co tak naprawdę siedziało w jej głowie. Nie wiedział, co nią kierowało, kiedy decydowała się tkwić w tym układzie, zamiast pójść po rozum do głowy i uwolnić się od niego raz na zawsze. Miała wiele okazji, żeby działać wbrew niemu, a ona... Była posłuszna. Robiła wszystko to, czego oczekiwał. Tak jak teraz, kiedy pozwalała, by przekroczył wszystkie dotychczasowe granice dla własnej satysfakcji i zaspokojenia chorych pragnień, które pojawiały się tak nagle. Praktykowanie ich było warte każdej jej łzy, każdego krzyku i pieszczącego zmysł słuchu jęku. Pocałunki, dotyk, pieszczoty, a nawet ból były wynagrodzeniem, które zachęcało go do tego, by posuwać się dalej.
Sam niewiele potrzebował do tego, by jego przyjemność sięgnęła tej granicy, z której nie było już odwrotu. Czuł, jak wszystkie mięśnie Leighton zaciskały się na nim, pulsowały i tym samym wzmagały doznania, drażniąc zakończenia nerwowe. Pod wpływem tych wszystkich bodźców napinały się również jego mięśnie, serce uderzało coraz mocniej, a biodra uparcie starały się utrzymać to jedno, narzucone przez Masona tempo, co nie było łatwe, kiedy na drodze stawał mu opór stawiany przez drobne ciało Leighton.
Kiedy osunęła się na ziemię, kątem oka spojrzał na butelkę, chcąc się upewnić, że była cała. Wziął głębszy oddech, widząc, że nie doprowadzili do większej katastrofy, a jedynym dowodem na to, co robili była wilgoć zgromadzona na szkle. Odłożywszy ją na bok, usiadł na dywanie i wsparł się dłońmi o podłogę za swoimi plecami. Z lekko przechyloną głową, próbując unormować swój oddech, przypatrywał się kobiecie, która zdawała się bardziej zmęczona od niego. – Tylko nie mów, że wymiękłaś i nie masz sił się pozbierać – rzucił z lekkim rozbawieniem. – Z drugiej strony... Jak chcesz tu leżeć, to twoja sprawa, ale ja zwijam się do domu, ze sprzątaniem musisz sobie radzić sama – stwierdził tonem, w którym bez skutku mogłaby się doszukiwać oznak zadowolenia z tego, czego przed momentem doświadczyli, czy wyrozumiałości i współczucia względem tego, w jakim stanie była. Rozejrzał się wokół, oceniając wszelkie szkody, jakie poczynili w mniej lub bardziej zamierzony sposób. Czekało ją trochę sprzątania, ale... Miał to gdzieś.
Po podniesieniu się z podłogi chwycił swoje ubrania. Syknął cicho, kiedy podczas zapinania spodni podrażnił ranę na podbrzuszu, ale w typowy dla siebie sposób, teraz oraz w kolejnych dniach zamierzał uparcie ignorować wynikający z tego dyskomfort. Rzeczą oczywistą było bowiem to, że tak powierzchownej rany nie zamierzał specjalnie opatrywać, gdyż zmiany opatrunków uważał za zbędną rzecz, która zabierała czas, jaki mógł poświęcić na rzeczy dużo ważniejsze.
– Jeśli chcesz podwózki, to masz pięć minut. No, chyba że czujesz się na siłach, żeby wracać swoim samochodem? – dodał po chwili, kiedy zapinał ostatni guzik w swojej koszuli, a następnie sięgnął po marynarkę, ciesząc się z tego, że w przeciwieństwie do Leighton wyglądał w miarę dobrze. U niej za to dostrzegł zaczerwienione ślady na policzkach, które dawały mu do zrozumienia, że dociskając jej twarz do dywanu pozwolił sobie na użycie większej siły niż mu się wydawało. Dostrzegł też ślady po zębach i po uderzeniach paskiem oraz własną dłonią. – Myślę, że przyda ci się kilka dni wolnego. Albo jakaś ładna apaszka i sporo kosmetyków, żeby to pozasłaniać – stwierdził i nie dodając nic więcej, dał jej i sobie jeszcze kilka minut na to, żeby doprowadzić się do porządku i na to, żeby Leighton określiła się w kwestii podróży do domu. A kiedy byli już gotowi do wyjścia, opuścił gabinet Howard i nie oglądając się na nią, a szczególnie na gości, również tych znajomych znajdujących się na niższym piętrze, skierował się do wyjścia z klubu i prosto do swojego samochodu, całą swoją postawą dając do zrozumienia, że dla niego dzień ten był zakończony.
zt.
Ostatnio edytowany przez Mason Keller (2022-11-28 18:17:26)
Offline
Strony: Poprzednia 1 2