Nie jesteś zalogowany na forum.
Perspektywa spędzenia weekendu pośrodku niczego w niewielkiej osadzie, która otoczona była górami, lasami i wodą, była dla Marcusa czymś interesującym. Chociaż lubił wyjeżdżać z Fairbanks, by spędzić trochę czasu poza domem, to miał zwyczaj uciekać z miasta do miejsc, które były znane z luksusu, jakiego można było zaznać podczas wypoczynku, a co najważniejsze, były to miejsca, dzięki którym nie tylko opuszczał okolicę, w której bywał na co dzień, ale również Alaskę. Przystał jednak na propozycję Laury, aczkolwiek nie był w stanie jednoznacznie określić, dlaczego przyszło mu to tak łatwo. Może była to kwestia tego, jak na niego wpływała, a może jedynie czystej ciekawości względem tego, jak czas mógł mijać w miejscu, w którym nie działo się nic, a jedynymi rozrywkami były spacery, kąpiele w jeziorze, ogniska na świeżym powietrzu i wypoczynek przed kominkiem. Prawdą było jednak to, że kiedy cały pomysł został przypieczętowany rezerwacją, jakiej dokonał jeszcze w trakcie wymiany wiadomości z dziewczyną, naszły go wątpliwości. Nie chciał popsuć tego wyjazdu, ale przyzwyczajony do tego, że wokół niego nieustannie coś się działo i że zawsze miał łatwy dostęp do różnych rzeczy i miejsc, których aktualnie potrzebował, pozwolił sobie dopuścić do głosu myśl, że cisza i spokój mogłyby się okazać niezwykle frustrujące i nudne. Nie odwołał jednak wspólnych planów i jeszcze tego samego dnia, chcąc się nastawić optymistycznie na wyjazd, podjechał na miasto, by zrobić zakupy w postaci jedzenia i... flanelowej koszuli.
Kolejny raz Laura zdołała zrobić coś, co dla innych było nieosiągalne, bez trudu zachęcając go do kupna czegoś, na co normalnie w ogóle by nie spojrzał.
Kolejnego dnia w pensjonacie Państwa Harlow pojawił się rano, co spotkało się z zaskoczeniem ze strony rodziców dziewczyny. Chciał jednak załatwić jak najszybciej papierkową robotę związaną ze wciąż rosnącymi problemami finansowymi małżeństwa, by jak najszybciej mieć to z głowy i wyruszyć do Big Lake. A że chodziło o blisko pięciogodzinną podróż, to każda minuta wydawała się czymś na wagę złota, gdy w perspektywie mieli mieć z Laurą czas dla siebie jedynie przez dwa najbliższe dni. Mimo małych obaw z dnia poprzedniego, tego poranka był w naprawdę dobrym humorze i wierzył, że zgodnie ze słowami dziewczyny, mógł to być naprawdę udany wypad. Ciężko było mu jednak skupić się na rozmowie z panem Harlow, kiedy Laura kręciła się obok. Zgrywanie obojętnego w starciu z jej udawaniem, że wcale za nim nie przepadała, było sporym wyczynem. Zwłaszcza że ilekroć na nią spoglądał, kiedy tylko jej ojciec odwracał wzrok, przypominał sobie dzień imprezy i to, w jaki sposób ją zakończyli, udając, że wcześniejsze niepowodzenia nie miały miejsca. Gdy był bliski uporania się z dokumentami, ukradkiem wysłał jej krótką wiadomość, by w ciągu pół godziny była gotowa do wyjazdu i czekała w umówionym miejscu. Zerknąwszy na godzinę, poczuł się usatysfakcjonowany tym, że wyrobił się szybciej, niż pierwotnie zakładał i co najważniejsze tym, że zdecydował się podjechać do Healy wcześniej, niż zapowiadał.
Przez całą podróż nie odzywał się zbyt dużo. Głównie dopytywał o to, jak minęły Laurze ostatnie dni i pozwalał sobie na drobne żarty, ale największą uwagę skupiał na drodze, chcąc dojechać jak najszybciej (kosztem kilkukrotnego nagięcia przepisów i dociśnięciem gazu), bo tak długich podróży samochodem nie podejmował się często i zwyczajnie nie przepadał za siedzeniem przez kilka godzin z rzędu za kierownicą.
Kierując się nawigacją, uśmiechnął się, kiedy na końcu leśnej drogi, w którą zjechali, zobaczył domek z ogłoszenia. Zatrzymując się na tyłach budynku, wyłączył silnik, odetchnął z ulgą i przeciągnął się w fotelu.
– Jeśli przewidujemy więcej takich wycieczek w przyszłości, chyba musimy zorganizować ci prawko – rzucił z lekkim uśmiechem, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby takowe posiadała i zmieniła go w połowie drogi. – Właściciel pisał, że klucze są schowane pod drewnianym niedźwiedziem obok drzwi. Jak chcesz, to możesz iść do środka, a ja zabiorę rzeczy – dodał, odpinając pasy i wysiadł z samochodu, kierując się do bagażnika, gdzie nie tylko upchnęli wszystkie bagaże, ale również zakupy, które zrobił poprzedniego dnia. Wyciągając wszystko z samochodu, rozejrzał się po okolicy. Ta była całkiem urokliwa, jednak to domek wzbudzał jego mieszane uczucia. Standard nie był wysoki i równie dobrze mógłby porównać budynek do rybackiej chaty, ale nie chcąc psuć atmosfery, nie podzielił się swoją opinią, chcąc dać szansę temu miejscu. Tym bardziej że na pierwszy rzut oka wydawało mu się, że Laura była tym miejscem zachwycona. A skoro jej się podobało...
Offline
Konsternacja towarzyszyła Laurze za każdym razem, ilekoć tylko powracała wspomnieniami do tamtego wieczoru i imprezy, która zdawała się zmienić wszystko. Wspólne wyjście z Marcusem to jedno, ale wkroczenie do świata pełnego przepychu, pożądania i czysto cielesnych, niemal zwierzęcych instynktów było dla Harlow szokiem, z którego nie umiała otrząsnąć się na długo po powrocie do domu - zarówno posiadłości Hearnshawa, jak i tego w rodzinnej miejscowości. Prawdą było bowiem, że nie planowała niczego z tego, co się wydarzyło; włącznie z zupełną utratą kontroli nad sytuacją i samą sobą, w efekcie czego między nią a mężczyzną zadziało się więcej, niż byłaby skłonna przypuszczać lub o czym byłaby skłonna snuć fantazje przeznaczone jedynie dla jej własnej wiedzy i użytku.
Czy żałowała? Nie.
Jak mogłaby żałować chwili, w której czuła się zadowolona i wolna; w której nie musiała się ograniczać, myśleć o tym, jak jej postępowanie oceniliby inni, w której pierwszy raz w życiu została skonfrontowana z doznaniami tak intensywnymi i przyjemnymi jednocześnie?
Dotychczas nie poświęcała Marcusowi zbyt wielu myśli, pragnąc po prostu dostosować się do zasad, jakie miały panować w ich relacji; bez emocji, przywiązania, bez elementów, które mogłyby zakłócić funkcjonowanie tej pozornie dobrze naoliwionej maszyny. Mimo to nastąpił przełom, a Laura każdego ranka czuła się tak, jak wtedy w hotelu, gdy świt przywitali w jednym łóżku, z kolei do swojego umysłu dopuszczała osobę Marcusa zdecydowanie częściej niż do tej pory, w efekcie czego siostra czy mama wielokrotnie przyłapywały ją na niemożliwym do wyjaśnienia rozkojarzeniu, pod którego wpływem zaczynała się płoszyć i kończyła rozmowę. Wiedziała, że to mogło budzić podejrzenia, ale aktualny stan był nowością przede wszystkim dla niej, dlatego tym bardziej cieszyła ją ostatnia wymiana wiadomości z Hearnshawem.
Miała to być okazja do wyrwania się z domu, zniknięcia z oczu podejrzliwej rodziny, ale przede wszystkim do urozmaicenia weekendu i - czego Laura wolała nie przyznawać przed samą sobą - do ponownego zobaczenia Marcusa. I nawet krótka myśl o tym przywoływała znajome już, niezwykle rozkoszne mrowienie w dole brzucha, co utrzymywało się przez całą podróż do obranego przez nich celu.
Z perspektywy czasu ani przez chwilę nie czuła się winna temu, że ceną za wielokrotne spotkania z Marcusem było życie w kłamstwie przed rodzicami czy siostrą. Historyjka o weekendowej pracy w Fairbanks była niezwykle wygodna, a Laura w końcu zrozumiała postępowanie Josephine, którą przecież nie raz i nie dwa upominała za to, jak tłumaczyła swoją nieobecność w domu.
– Nie jestem pewna, czy umiałabym się odnaleźć na siedzeniu innym niż to – odparła w rozbawieniu, rozglądając się po wnętrzu auta. Do podróżowania nim zdążyła się już przyzwyczaić, tak samo zresztą jak do ogólnego komfortu przebywania z Marcusem - również tego czysto materialnego - ale nie sprawiała wrażenia zachwyconej koniecznością wsiadania za kierownicę.
Krótkie skinięcie głową było ostatnim gestem, jakim uraczyła Marcusa przed wyjściem z auta i ruszeniem w kierunku domku, który na żywo prezentował się jeszcze lepiej, niż na zdjęciach, co utwierdziło Laurę w przekonaniu, że to był dobry wybór; również w jej guście, wszak uwielbiała takie przytulne miejsca, nawet jeżeli na co dzień i w zwyczajnym życiu preferowała zachowawczy minimalizm.
– Od czego chcesz zacząć? Kolacja? Kąpiel? A może posiedzimy na zewnątrz? Na tarasie widziałam palenisko – zaproponowała, ciekawsko rozglądając się po wnętrzu budynku.
Offline
– Chyba każdy tak mówi, przed swoją pierwszą prawdziwą jazdą – zauważył. On w młodości, zanim zdecydował się zrobić prawo jazdy, również uważał, że może się nie odnaleźć za kierownicą. Po pierwsze wygodnie było, kiedy wozili go rodzice lub łapał się na podwózkę samochodami znajomych, a po drugie trochę przerażała go myśl o tym, że miałby prowadzić sam, uważając przy tym, żeby nikogo nie zabić, nie zaliczyć wypadku, stłuczki czy nie zbłądzić. Kiedy jednak przyszło co do czego, chętnie dorobił się prawka i obecnie ciężko było mu wyobrazić sobie życie bez samochodu, nawet jeśli z czystej wygody na dłuższe trasy wybierał publiczne środki transportu. Nie zamierzał jednak naciskać i namawiać Laury do tego, by to przemyślała i na upartego udała się na kurs, bo to nie miało sensu, jeśli nie miała w planach własnego samochodu, w który mogłaby wsiąść o każdej porze dnia i nocy, by jechać przed siebie tam, gdzie tylko miałaby w danej chwili ochotę.
Z drugiej strony, czy było jej to potrzebne obecnie? Miała jego i Marcus doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przez te wszystkie tygodnie polubiła jeżdżenie jego samochodem. On sam nie przewidywał zaś zmian w najbliższej przyszłości względem ich relacji i był gotowy zabrać ją wszędzie, bo na tym, by spełniali swoje zachcianki, oparta miała być ta znajomość. Co z tego, że trochę wymykało się to spod kontroli, a kolejne spotkania zaczynały się wiązać z niezrozumiałą dla niego ekscytacją, która nie miała nic wspólnego z tym, co sobie postanowił i jaki miał początkowo cel?
– Myślę, że możemy się rozpakować i posiedzieć na zewnątrz – odparł, podobnie jak Laura, rozglądając się po pomieszczeniu, by zaraz ruszyć dalej i zapoznać się z kuchnią, gdzie zostawił siatki z zakupami. Zaraz potem ruszył do sypialni. – Całkiem tu przyjemnie – stwierdził, odstawiwszy torby i odwracając się w stronę Laury, zrobił kilka kroków, by zmniejszyć odległość między nimi. Z zewnątrz budynek nie robił na nim większego wrażenia i w innych okolicznościach nie zwróciłby na niego najmniejszej uwagi, ale jeśli chodziło o wystrój, to Marcus musiał przyznać, że było naprawdę dobrze. Bez wielkich luksusów, do których był przyzwyczajony, ale wystarczająco przytulnie, żeby nie kręcił nosem. – Chociaż przyznaję szczerze, że największym plusem na ten moment jest dla mnie towarzystwo – dodał i układając dłonie na talii dziewczyny, przyciągnął ją bliżej siebie. – Nie, żebym marudził, ale… Tęskniłem, a powitanie dzisiaj nie było zbyt wylewne, więc zanim wyjdziemy, wypadałoby to nadrobić – mruknął, lekko się uśmiechając i trącając czubkiem nosa ten jej. Suche dzień dobry, jakim wymienili się w pensjonacie w ramach odegranego teatrzyku, nie było zbyt satysfakcjonujące, a chęć jak najszybszego opuszczenia małej mieściny zamieszkiwanej przez rodzinę Harlow i uniknięcia wścibskich spojrzeń innych mieszkańców, gotowych donieść rodzicom Laury, że wsiadała do jego samochodu była na tyle duża, że odmówienie sobie należytego powitania stało się koniecznością. Podróż zaś skutecznie odwróciła jego uwagę od tego aspektu, lecz teraz, kiedy byli już na miejscu, zupełnie sami, otoczeni jedynie dziką naturą… Nie mógł sobie odmówić nadrobienia zaległości, zwłaszcza że naprawdę tęsknił.
Nie miał problemu z przyznaniem tego na głos, skoro w ostatnich dniach myśli o Laurze towarzyszyły mu nadzwyczaj często, a każdy dzień, chociaż przybliżał ich do kolejnego spotkania, to jednak dłużył się Marcusowi. Dłużył się, bo brakowało mu ich rozmów, spędzonego razem czasu, tego, że krzątała się po jego domu i wnosiła tam więcej życia, niż wnosił on sam. I chociaż Laura nie robiła niczego nadzwyczajnego, kiedy była obok, to jednak sprawiła, że Hearnshaw przyzwyczaił się do tego, że po prostu była. Przyszło mu to z dziecinną łatwością i nawet nie miał ochoty na to, by wściekać się na samego siebie za to, że w ogóle na to przyzwyczajenie sobie pozwolił. Nie mógł się wściekać, kiedy chodziło o jej uśmiech, spojrzenie, dotyk. Gdy spędzał z nią czas lubił wszystko. Zarówno to, że mogli milczeć i nikt nie czuł się z tym niekomfortowo, jak i to, że mogli rozmawiać o wszystkim, żartować, śmiać się, a nawet kłócić.
Offline
– Czyżby? Jak ty wspominasz swoją? – zagaiła, zerkając na Marcusa kątem oka. Spędzone razem tygodnie wystarczyły, by nauczyła się albo w odpowiednich momentach milczeć, albo zadawać pytania niekoniecznie związane z intymną, zbyt newralgiczną stroną jego życia. Jej celem nigdy nie było posunięcie się za daleko i zranienie go jakimkolwiek słowem czy założeniem, dlatego też wraz z upływającym czasem Laura bardzo skrupulatnie przyswajała wiedzę na temat tego, co mogła mówić i robić, a co powinno być jedynie pomysłem, którego realizację byłaby w stanie szybko porzucić. Nie było bowiem tajemnicą, że również ona bardzo lubiła zarówno chwile spędzane w ciszy, jak i te, które poświęcali na rozmowy dotyczące mniej lub bardziej istotnych tematów oraz spraw. Wielokrotnie przyłapywała się nawet na tym, że lubiła również sytuacje, w których Marcus opowiadał o sukcesach lub niepowodzeniach w pracy; z tych pierwszych bardzo się cieszyła, skutki tych drugich starała się minimalizować dobrym słowem czy bliskością, która byłaby w stanie rozproszyć pochmurne myśli. Jeżeli zatem istniała sposobność do tego, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej, to wciąż z niej korzystała, z tym tylko, że dużo ostrożniej niż na samym początku.
– Wystarczająco luksusowo? Czy może powinniśmy wrócić do tamtego miasta i wpaść do jakiegoś sklepu meblowego? – zasugerowała z przekorą, uważnie przyglądając się męskiej sylwetce. Ewidentnie sobie z niego kpiła, choć nie widziałaby żadnych przeciwwskazań ku temu, by dla lepszego samopoczucia Marcusa faktycznie wrócić do miejsca, w którym jakieś dwie godziny temu zatrzymali się na krótki postój. Z drugiej jednak strony wiązałoby się to z dalszą stratą czasu, a tego wcale nie zostało im już tak wiele, skoro słońce powoli chowało się za horyzontem i zwiastowało rychłe nadejście ciemnej nocy, nawet jeżeli pora jeszcze wcale nie była późna. – Tak? A myślałam, że tamta staromodna wanna w łazience – rzuciła wesoło, krótko zaglądając akurat do tego właśnie pomieszczenia. Zapoznanie się z każdym pokojem nie trwało długo, dlatego obok Marcusa Laura znalazła się bardzo szybko, niespecjalnie też protestując, gdy on jeszcze bardziej zmniejszył dzielącą ich odległość.
Nigdy nie podejrzewała się o dobre umiejętności aktorskie, ale najwidoczniej okazały się one być na wystarczająco dobrym poziomie, by rodzice nie zauważyli zmiany, jaka zaszła w nastawieniu starszej Harlow do ich prawnika. Dotychczas przecież ich spotkania wyglądały podobnie; krótkie dzień dobry od czasu do czasu uzupełnione było jedynie pytaniem o kawę lub herbatę i na tym właśnie kończyła się konwersacja. Dziś udało im się to odtworzyć, choć było to dużo bardziej zabawne niż zazwyczaj.
– Nie wystarczyło panu nasze dzień dobry? – mruknęła, kładąc dłonie na jego karku, gdzie ostatecznie splotła swoje palce, tym samym dając mężczyźnie do zrozumienia, że jej również brakowało jego obecności i że sama nie była zachwycona brakami w bliskości czy wylewności względem niektórych słów czy gestów. – No tak. Dziś nie zaproponowałam panu kawy. To z pośpiechu, musiałam się jeszcze dopakować – dodała kpiąco, zaraz potem chichocząc w najlepsze.
W końcu poczuła się swobodnie; w środku lasu, w domku, do którego dostęp mieli tylko oni, z dala od wścibskich spojrzeń sąsiadów czy podejrzliwych w wielu aspektach rodzicach. Teraz nareszcie dotarło do niej, że był weekend, a oni mieli spędzić go tylko we dwoje, bez zastanawiania się nad każdym kolejnym krokiem i zachowywania ostrożności względem otoczenia.
– Ja też tęskniłam – zapewniła, zadzierając głowę, dzięki czemu zyskała łatwiejszy dostęp do ust Marcusa. Nie zawahała się przed złączeniem ich z tymi swoimi w pocałunku, co również można było uznać za swego rodzaju przełom, skoro do tej pory stosunkowo rzadko wychodziła z podobnymi inicjatywami. Dziś wszystko jednak krzyczało w niej, że nie musiała się bać ani niczym przejmować, dlatego ochoczo pogłębiła pieszczotę, tym samym dając zarówno jemu, jak i sobie jeszcze kilka sekund płynącej z tego przyjemności. – Dzień dobry – przywitała się raz jeszcze, wierząc, że tym razem wyglądało to tak, jak należało i jak obydwoje tego pragnęli.
– Przygotuję jakieś przekąski. A ty – zakomunikowała, mierząc go uważnym wzrokiem – przebierz się i spróbuj rozpalić to coś na zewnątrz – zaproponowała, domyślając się, że garnitur nie był strojem, który mógłby ulec jakiemukolwiek zniszczeniu, a pośród natury było to spore ryzyko.
Offline
– Zwinąłem samochód ojca. Pokłóciłem się z rodzicami, zgarnąłem jego kluczyki, trzasnąłem drzwiami i tyle mnie widzieli. Nigdy wcześniej nie prowadziłem i pierwsze dwie ulice pokonałem slalomem, ale dość szybko załapałem co i jak. Miałem szczęście, że okolica była na tyle spokojna i niezbyt często jeździły tam gliny – przyznał, wracając wspomnieniami do swojej pierwszej jazdy samochodem, kiedy zdecydował się zająć miejsce kierowcy. Wspomnienie nie było tak dobre, jak mogłoby się wydawać, mając na uwadze to, że chodziło o kłótnię z rodzicami, ale to właśnie ten dzień uświadomił mu, że był gotowy zrobić prawko i uniezależnić się od innych, by dotrzeć do wybranego przez siebie miejsca.
– Wystarczająco spokojnie, żebym nie martwił się tym, czy coś wytrąci mnie z równowagi – odparł. Nie było dla niej tajemnicą, że trochę przejął się tym wyjazdem, co dał jej do zrozumienia jeszcze w trakcie wymiany wiadomości. Wtedy brał pod uwagę to, że coś może pójść nie tak i będą o krok od kolejnej katastrofy pełnej krzyków, a nawet jego fizycznej agresji. Dopiero teraz, kiedy byli już na miejscu i dotarło do niego, jak wielki spokój panował w okolicy, pozwolił sobie porzucić te czarne scenariusze i uwierzyć w pełni w to, że będzie to pierwszy, naprawdę udany w stu procentach weekend, podczas którego nic nie zdoła wpłynąć negatywnie na jego nastrój. Nawet to, że Laura pozwalała sobie na kpiące z niego żarciki. – Na twoim miejscu martwiłbym się nie tym, czy jest staromodna, tylko tym, czy będzie nam w niej wygodnie razem – odparł z psotnym błyskiem w oku, ale nie zamierzał wmawiać jej, że każde z nich będzie brało kąpiel osobno. Ciasno czy nie, chciał wspólnej kąpieli, wciąż w jakimś stopniu żyjąc wspomnieniem wspólnego prysznica, który za jej inicjatywą wzięli w hotelu.
– Nasze dzień dobry powinno zostać zastąpione czymś bardziej na czasie – odparł z pełnym przekonaniem. Czasy się zmieniły, sytuacja również. Niegdyś to sztywne powitanie wystarczyło, a nawet był w stanie obejść się bez niego i wolał, by w ogóle się nie witała, niż żeby robiła to, rzucając mu te nieufne i oskarżycielskie spojrzenia, jakby zakładała, że pojawiał się w pensjonacie tylko po to, by pociągnąć jej ojca na samo dno pod pretekstem pomocy. – To karygodne. Właściwie jestem zaskoczony, że ojciec nie wyraził niezadowolenia związanego z tym, że jego ulubiony prawnik nie dostał swojej ulubionej kawy. Myślisz, że powinienem zrobić to za niego? – zagaił, uśmiechając się łobuzersko. Marcus w tych okolicznościach również poczuł dziwną, nieznaną mu swobodę, której nie doświadczył na żadnych z najdroższych i najbardziej luksusowych wakacji. Tym razem, chociaż warunki były dalekie od przyjętych przez niego standardów, dał się wciągnąć bez większego problemu w atmosferę, jaką dawało to miejsce. Myśl o tym, że nie musieli spędzać kolejnego weekendu wśród ludzi, czy to na zakupach, czy imprezach, czy nawet spacerach zatłoczonymi ulicami miasta, bardzo go rozluźniała i był bliski przyznania na głos, że chyba potrzebował takiego odizolowania, choć do tej pory nie zdawał sobie z tego faktu sprawy.
– To dobrze… – odparł, pochylając się nieco, by ułatwić jej zainicjowanie pocałunku, który chętnie odwzajemnił, układając jedną z dłoni na jej policzku. Niegdyś nie przykładał większej uwagi do pocałunków. Były one przyjemne, ale ograniczał je do momentów, kiedy chodziło o zainicjowanie gry wstępnej z kochanką. W przypadku Laury sprawy miały się nieco inaczej, bo on najzwyczajniej w świecie polubił smak i miękkość jej ust oraz to, jak idealnie współgrały ze sobą ich języki, gdy pogłębiali pieszczotę i zatracali się w niej na długie sekundy. Teraz zaś, gdy to ona wyszła z tą inicjatywą, pocałunek smakował jeszcze lepiej, a Marcus czuł coś na wzór dumy związanej z tym, że dziewczyna się przed nim otwierała. Stopniowo, ale robiła to, a on tak jak obiecał przed tygodniem, chciał jej dać czas, wykazując się cierpliwością, bo był pewny, że ta okaże się lepsza w skutkach niż podejście, jakim miał zwyczaj się wykazywać przez te wszystkie lata swojego życia. – Dzień dobry, mała – odparł cicho i na potwierdzenie tego, że to powitanie było takim, jakim powinno być, musnął jeszcze ustami czubek jej nosa, zanim się odsunął, nie spodziewając tego, że dziewczyna tak szybko zacznie wydawać rozkazy. Te nie należały jednak do grona tych, które mogłyby go wytrącić z równowagi. Wręcz przeciwnie, wydało mu się to urocze, że nabrała wystarczającej pewności siebie, żeby tak szybko rozstawić go po kątach i mówić mu, co miał robić.
– Czy mi się wydaje, czy ktoś tu się rozbrykał i zaczyna się nieco rządzić? Powinienem przetrzepać pani tyłek, panno Harlow? – zapytał rozbawiony jej nastawieniem i tym, jak zmierzyła go wzrokiem. Zaraz jednak spojrzał w dół na swój garnitur i nawet jeśli chciałby jej zrobić na przekór, to faktycznie, nie był to strój, który chciałby zniszczyć przy rozpalaniu ogniska, czy czymkolwiek, co znajdowało się na tarasie i służyło do tego, by miło spędzić czas przy cieple płomieni. – Zaraz do ciebie zejdę – dodał, kiwając lekko głową i sięgnął do swojej torby, z której wyciągnął jakąś starszą koszulkę, nieco schodzone jeansy i dopiero co zakupioną koszulę flanelową, która miała chronić przed wieczornym chłodem. Przebranie się zajęło mu chwilę, ale zdążył też rozpakować resztę swoich rzeczy i rozłożyć się na jednej z półek w łazience, gdzie przy okazji poświęcił nieco uwagi tej staromodnej wannie, o której Laura wspomniała. Faktycznie nijak miała się ona do jego jacuzzi czy wanny z hydromasażem, którą miał w domu, ale wiedział, że dwa dni dadzą sobie radę w takich warunkach.
– Co będziemy jeść? – zapytał, przystając w progu kuchni i obserwując, jak Laura się po niej krzątała. Dotychczas wszelkie posiłki, jakie razem jadali, ograniczali do restauracji lub tego, co zamówili z dostawą do domu, żeby nie spędzać czasu nad garami, co ostatecznie mogłoby być opłakane w skutkach i sprawić, że dzień zakończyliby głodni, ale teraz miło było mu patrzeć na to, jak dziewczyna sięgała to do szafek, to do lodówki i wydawała się na swoich czynnościach bardzo skupiona.
Offline
Być może nie powinna była się śmiać, biorąc pod uwagę to, że punktem wyjścia dla tej historii była kłótnia z rodzicami, o których Marcus wcześniej nie wspominał, a także to, że swoim lekkomyślnym zachowaniem niejako stworzył zagrożenie dla ruchu lądowego, ale jednak - zrobiła to. Zachichotała uroczo, zerkając na mężczyznę kątem oka ze swego rodzaju zaciekawieniem, ale i niecierpliwym oczekiwaniem, jak gdyby liczyła na to, że opowieść mogłaby być kontynuowana. Jednocześnie jednak nie chciała naciskać.
– Więc wróciłeś cały i zdrowy – podsumowała za niego, tym razem oczekując jedynie krótkiego skinięcia głową na znak potwierdzenia. – Rodzice nie byli źli? – dodała, domyślając się, że ostatecznie odkryli prawdę na temat pożyczonego w gniewie samochodu; albo od sąsiadów, albo od samego Marcusa. Ewentualnie sami musieli zmierzyć się z szokiem związanym z tym, że auta nie było w garażu, a syna w pokoju.
Ona sama nie brała pod uwagę ewentualności, w której miałaby albo skorzystać z samochodu ojca, albo w ogóle podejść do próby zrobienia prawa jazdy. Nie chodziło już nawet o koszty związane z tym przedsięwzięciem, ale o dziwną blokadę, która pojawiła się w dziewczęcej głowie zupełnie znikąd. Jej własne życie nie opiewało bowiem w tragiczne historie o wypadkach drogowych, toteż obawy dotyczące siedzenia za kierownicą wydawały się zupełnie bezpodstawne, ale jednak istniały i bardzo ochoczo dochodziły do głosu, gdy tylko pojawiała się chociażby sugestia przerzucenia się z transportu publicznego na ten prywatny.
– Taki jesteś pewien? Ponoć w tych lasach jest pełno dzikich zwierząt. Mogą psocić – zasugerowała, choć z jej miny i roziskrzonego spojrzenia trudno było wywnioskować, czy faktycznie miała na myśli zwierzynę, czy może jednak chodziło jej po głowie coś zupełnie innego. Ostatecznie jednak czuła przede wszystkim ulgę związaną z tym, jak bezproblemowo udało im się opuścić jej rodzinne strony i w jak dobrej atmosferze dotrzeć do domku, w którym mieli spędzić weekend. To dobrze wróżyło, a przecież oni w swojej relacji tych pozytywnych przepowiedni nie mieli zbyt wielu.
– Nie mam pojęcia, skąd w twojej głowie pojawił się pomysł, że będę chciała dzielić przestrzeń w wannie. – Chyba zdążył zauważyć, że spędzała w łazience niezwykle dużo czasu. Paradoksalnie jednak wcale nie chodziło o układanie fryzury czy nakładanie makijażu, ale właśnie o prysznic lub kąpiel, które wręcz uwielbiała i które uważała za jedną z najprzyjemniejszych form relaksu. Nie była jednak przyzwyczajona do dzielenia tego czasu z kimkolwiek, chociaż domyślała się, że to właśnie jej odważne zachowanie tamtej nocy popchnęło Marcusa w kierunku tego typu założenia. I było to niezwykle miłe, tak samo zresztą jak perspektywa wspólnego leżenia w wannie, ale ponieważ atmosfera była bardzo swobodna, a humory zdawały się im dopisywać, Laura uznała, że Marcus wcale nie musiał tego wiedzieć.
Przynajmniej nie tak od razu.
– Aha, na przykład czymś w stylu – podjęła, przez kilka sekund starając się odnaleźć w głowie sformułowania wystarczająco na czasie – cześć ziom? Albo elo mordo? – mruknęła, dzieląc się z nim pierwszym z brzegu pomysłem; dość przerysowanym, bo przecież taki język zupełnie do nich nie pasował, ale skoro dzień dobry brzmiało zbyt przestarzale, to Laura była otwarta na propozycje.
Ewentualnie widziała szansę na to, by zatrzymać się na gestach, nie słowach. To wychodziło im przecież zaskakująco dobrze, szczególnie w odniesieniu do pocałunku, pod którego wpływem w dziewczęcej głowie znów zawirowało, a nogi niemal ugięły się pod ciężarem całego ciała. Nigdy nie sądziła, że coś tak pozornie prostego mogłoby wiązać się z tak wieloma emocjami i budzić tak skrajne reakcje, ale smak ust Marcusa i ciepło bijące od jego sylwetki były warte wszystkiego; nawet największego grzechu.
– Kto wie, jeżeli będziesz grzeczny, to może pozwolę ci go dotknąć – rzuciła za Marcusem, kręcąc głową w rozbawieniu i być może również niedowierzaniu dla tego, jak spokojnie i beztrosko przebiegała ta rozmowa i pierwsze minuty w lesie w ogóle. Laura miała wrażenie, jak gdyby demony przeszłości i poprzednie nieporozumienia w ogóle nie miały miejsca, a na ich miejscu zagościły szczęście, swoboda i szczera sympatia względem siebie nawzajem. I choć wydawało się to dość niebezpieczne, skoro podstawy ich układu miały być zupełnie inne, to jednak Harlow nie zamierzała uważać, że taki stan rzeczy jej nie odpowiadał. – Pomyślałam, że... – zaczęła, kiedy znów zjawił się w kuchni, tym samym odciągając ją od dotychczasowego zajęcia, jakim było krojenie jednej z wędlin, którą zamierzała dorzucić do już przygotowanych przekąsek na desce.
– Czy to – podjęła raz jeszcze, z trudem panując nad uśmiechem, w którym niekontrolowanie unosiły się kąciki jej warg – flanelowa koszula w kratę? – Nie musiał odpowiadać. Z kolei za najlepszy komentarz dla tego stroju po prostu musiały robić oczy, którymi Laura raz za razem przesuwała po męskiej sylwetce; z jednej strony nie mogła uwierzyć, że naprawdę pokusił się o taki zakup, z drugiej nie była w stanie nadziwić się, jak dobrze się prezentował. – Wyglądasz idealnie – podsumowała ze szczerym uznaniem, wracając do przygotowywania przekąsek.
– Krakersy, winogrono, ten dziwny, niebieski ser, który wybrałeś... – zaczęła wymieniać, wskazując na blat, na którym znajdowały się wszystkie pozostałe owoce, warzywa i inne produkty nadające się do spożycia ich w towarzystwie wina. Zakupy, które miał w bagażniku Marcus oraz te, które zrobili w drodze do celu, były dość spore, dlatego Laura nie czuła potrzeby, by się ograniczać. Wieczór miał być długi, alkoholu również było dużo, dlatego równowaga musiała zostać zachowana. – Właściwie brakuje już tylko ognia – zasugerowała, zaczynając robić porządek w kuchni, by zaraz potem ruszyć do sypialni w celu szybkiego odświeżenia się po podróży i rozpakowywania swoich rzeczy.
Offline
Nie powinna, ale czy mógł jej mieć za złe tego typu reakcję? Nie mógł, bo nie zdawała sobie sprawy z tego, jak w młodzieńczych latach wyglądało jego życie, ani z tego, że mówiąc o rodzicach, nie miał na myśli tych, którzy przyczynili się do tego, żeby w ogóle pojawił się na świecie. Mówił za to o ludziach, których pokochał, gdy zdecydowali się dać mu dom i normalne życie. I o tych, którzy ostatecznie okazało się, że okłamywali go latami, przez co wejście Marcusa w dorosłość odbyło się w napiętej atmosferze, podczas której nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Potrzebował wielu miesięcy na to, by stłumić żal i nawiązać z nimi kontakt w celu minimalnego naprawienia rodzinnych relacji.
– Jakoś to przełknęli. Nie wiem, czy dlatego, że nie chcieli kolejnej kłótni, czy dlatego że zwróciłem samochód w jednym kawałku i obyło się bez wizyty w warsztacie – rzucił żartobliwie, choć tak naprawdę wiedział, dlaczego nie byli źli. Zdawali sobie sprawę z tego, że popełnili błąd, ukrywając przed nim rzeczy, o których powinien był wiedzieć. Wiedzieli też, że kolejna kłótnia byłaby opłakana w skutkach, kiedy jego charakter pozostawiał wiele do życzenia. Czasami w starciu z nim nie warto było ryzykować. Przekonali się o tym rodzice, przekonali niektórzy dawni znajomi, a ostatecznie doświadczyła tego również Laura, choć wcale tego nie chciał. Ten weekend miał być inny. Musiał być, bo Marcus, mimo że nie przyznawał tego głośno, chciał dziewczynie wynagrodzić to, jak ją potraktował. Może nawet przeprosić, nie słowami, ale czynami i własnym zachowaniem. I pokazać w ten sposób, że… zależało mu w jakimś stopniu na niej na tym, żeby się dogadywali.
– Próbujesz wzbudzić moje wątpliwości względem tego, czy ten weekend będzie spokojny? – zagaił, przyglądając jej się uważnie. Był ciekaw, czy mówiła o prawdziwych zwierzętach, które faktycznie mogły napsuć im krwi i sprawić, że atmosfera jednak zgęstnieje, czy może jednak nawiązywała do wiadomości, wśród których on osobiście doszukał się dwuznaczności, co swoją drogą postrzegał jako zabawne i przy których kilkukrotnie szczerze się zaśmiał. A to przecież nie zdarzało mu się często.
– Może stąd, że w twojej pojawił się pomysł, że mógłbym chcieć dzielić z tobą ciasną przestrzeń pod prysznicem? – odbił piłeczkę, ale nie naciskał, bo miała to w planie czy nie, ale zdołała wzbudzić w nim lekkie poczucie niepewności względem tego tematu. Przed tygodniem wydawało mu się, że wszystko było w porządku i nie miała problemu z tym, że kąpiel (nietypową, ale jednak kąpiel) wzięli we dwoje, a to mogło zapoczątkować częstsze dzielenie ze sobą niewielkich przestrzeni w łazienkach czy to w domu, czy to na wyjazdach takich, jak ten. Teraz zaś przeszło Marcusowi przez myśl, że mogła żałować tamtego ruchu i wcale nie czuła się dobrze z tym, że przełamali granice w dość znaczącym stopniu i to tak niespodziewanie. Nie rozmawiali o tym, co zaszło. On nie widział takiej potrzeby, ona również do tego nie wracała… Jeśli jednak żałowała, wolałby o tym wiedzieć, by nie prowokować sytuacji, które mogłyby wzbudzić dziewczęcy dyskomfort i cofnąć ich do punktu wyjścia.
Jej propozycje go rozbawiły i odegnały te przemyślenia. Marcus rozluźnił się, zanosząc szczerym śmiechem. Pokręcił głową, bo zdecydowanie nie to miał na myśli, ale i tak ujęła go tym, jak komicznie brzmiały takie formy powitania, padające z jej ust.
– Nie, totalnie nie tak – przyznał wciąż rozbawiony, co uwydatniło niewielkie zmarszczki w kącikach jego oczu, w jakich mogła się doszukać wesołych iskierek. – Miałem na myśli coś na czasie, pod kątem naszej relacji. Może następnym razem, kiedy skoczę do łazienki, przypadkiem pójdziesz coś posprzątać, żebym mógł się witać z tobą, jak teraz? – zasugerował. Wiedział, że było to ryzykowne, bo po którymś razie bliscy Laury mogliby nabrać podejrzeń, gdyby znikała za każdym razem, kiedy on szedłby do łazienki, ale… Lubił adrenalinę, a to mogło mu jej dostarczyć. Jej również. W ostateczności również był gotowy na wdrożenie gestów, które zrozumieliby tylko oni, ale też tych, które mogły być jednoznaczne, ale wymieniane ukradkowo w najbardziej sprzyjających im momentach. Westchnął, sam zaskoczony tym, że w ogóle to rozważał i tym, że był skłonny oddać się takiemu szaleństwu, które przystawało nastolatkom, a nie facetowi gotowemu sponsorować nastolatkę.
– Jeśli będę grzeczny? Nie poznaję cię. Kim jesteś i co zrobiłaś z moją nieśmiałą Laurą? – zapytał, rzucając jej udawane podejrzliwe spojrzenie, jak gdyby faktycznie wierzył w to, że stała pod nim jakaś podrabiana panna, która próbowała go wkręcić, że była kimś innym.
Moją…
Zmarszczył czoło, gdy zniknęła za drzwiami. Kolejne określenie, jakiego nie miał zwyczaju używać, bo nigdy nie był czyjś i nikt nigdy nie był jego. Tych kilka minut spędzonych w pokoju w samotności pozwoliło mu się jednak pozbierać, by nie roztrząsać tego, że niektóre rzeczy wychodziły z niego niekontrolowanie, a on sam będąc z Laurą, miał problem z rozpoznaniem człowieka, jakim się przy niej stawał.
– Coś nie tak? – rzucił, gdy tak nagle urwała, uważnie mu się przypatrując. Dostrzegł, jak drgały jej kąciki ust i wiedział już, że była zaskoczona. To wywołało u niego kolejny tego dnia uśmiech, bo chciał ją zaskoczyć i ewidentnie mu się udało. Osiągnął sukces, a to przecież uwielbiał. – Owszem. Pewna dziewczyna zasugerowała mi, że będę w niej dobrze wyglądać, więc postanowiłem zaryzykować i sprawdzić, czy zwalę ją z nóg – przyznał, uśmiechając się psotnie, kiedy tak sunęła po nim swoim wzrokiem. Osobiście nie był przekonany do tej koszuli i gdyby miał ją sobie kupić sam z siebie, to by tego nie zrobił, ale kiedy Laura o niej wspomniała, coś go tknęło, by jednak sprawdzić, jaka będzie jej reakcja na to, że porzuci swoje garnitury na rzecz czegoś luźniejszego. – Dziękuję – odparł tylko i podwinął rękawy na wysokość łokci, by zaraz podejść bliżej i rzucić okiem na to, co zdążyła już przygotować i o czym mu wspominała. Od razu sięgnął też po kawałek niebieskiego sera.
– Ten ser jest genialny, powinnaś skosztować – stwierdził, celowo pomijając to, że niebieski kolor był pleśnią, by nie zrazić jej tym faktem, zanim zdecyduje się sama na to, żeby skosztować tego tworu, który sam uwielbiał jako drobną przekąskę, jak i dodatek do różnego rodzaju potraw. – Już się za to zabieram – dodał i zgarniając jeszcze jeden kawałek, wyszedł na zewnątrz, gdzie rozejrzał się po tarasie w poszukiwaniu paleniska, ale przede wszystkim jakiegoś drzewa, które miało posłużyć do rozpalenia ognia. To znalazł ku swojemu rozczarowaniu pod domem obok malutkiej szopy, co wymagało zrobienia dwóch rundek, by przynieść na taras odpowiedni zapas gałęzi, ale kiedy już ułożył część z nich pod ścianą, a drugą część na palenisku, samo rozpalenie ognia przyszło mu z łatwością. Dzięki temu po kilkunastu minutach poczuł pierwsze ciepło z ogniska, przy którym rozsiadł się, czekając na Laurę.
Offline
Laura pokiwała głową, przyjmując do wiadomości to, czym zechciał uraczyć ją Marcus. To było niewiele i informacje jawiły się w oczach dziewczyny jako raczej szczątkowe, ale to wciąż było więcej, niż powiedział o sobie dotychczas. Teraz wiedziała już, że najwidoczniej bywał trudnym dzieckiem i nastolatkiem, a rodzice wcale nie mieli z nim łatwo, choć ich wyrozumiałość względem opowiedzianego w historii wybryku sugerowała, że ich dom przepełniony był miłością i innymi równie ciepłymi uczuciami. To z kolei przywoływało na jej twarzy uśmiech, wszak bardzo łatwo było wyobrazić sobie młodszą wersję Marcusa jako psotnego łobuza.
– To zależy, czy danego osobnika faktycznie da się oswoić – zauważyła, tym razem celowo nawiązując do wymienionych przez nich smsów. Laura wprawdzie starała się nie doszukiwać się w nich żadnej dwuznaczności, ale było to zadanie trudne, skoro ta niemal biła od każdego użytego, jakby starannie dobranego słowa. Sama zresztą nie pozostawała Marcusowi dłużna w swoich odpowiedziach, a cała konwersacja wielokrotnie sprowokowała ją do tego, by uśmiechnąć się pod nosem do ekranu telefonu. – Dasz się oswoić, Hearnshaw? – zagaiła bezpośrednio, tym samym zdradzając się z tym, co chodziło jej po głowie. Zawadiacki błysk w oku i równie zaczepny uśmiech dawały jasno do zrozumienia, że tylko się zgrywała, korzystając z tego, jak swobodna i przyjemna była dziś atmosfera między nimi. Harlow nie miałaby nic przeciwko, gdyby takowa utrzymała się nie tylko przez cały weekend, ale w ogóle, bo przecież teraz wszystko było tak spokojne, zwyczajne, normalne.
Bez złości, wulgaryzmów, wszechobecnego mroku i obawy o kolejne minuty.
Były jednak i dobre aspekty tamtego weekendu i wspólnego wyjścia, a o jednym z nich Marcus wspomniał jak na zawołanie. Do tej pory Laura starała się nie analizować swojego ówczesnego zachowania i podjętych decyzji. Nie żałowała tego, co się wtedy między nimi wydarzyło, ale jednocześnie nie czuła się na siłach, by spróbować cały ten wieczór raz jeszcze omówić. Aktualnie zaś chyba poczuła lekkie ukłucie żalu, wszak Marcus bardzo skutecznie wpędził ją w poczucie niepewności (gdyby tylko wiedziała, że sama to sprowokowała swoim żartem), dlatego też przygryzła wargę w nerwowym geście, nie do końca wiedząc, od której strony powinna była ten temat rozpocząć.
– A nie chciałeś? – Bezpośrednia konfrontacja z problemem wydawała się najrozsądniejszym wyjściem, szczególnie że Harlow zdążyła zakodować sobie w głowie to, jak bardzo Marcus nie lubił, gdy się peszyła i wycofywała z pola bitwy. Ze wszystkich sił starała się zatem nie wykonać uniku, a wyjść mu naprzeciw. – Bo ja chciałam. – I chcę nadal. To jedno stwierdzenie nie padło wprawdzie na głos, wszak nie tego dotyczyła dyskusja, ale sam jej wzrok był wystarczająco dosadnie brzmiącą odpowiedzią. Nie miała nic przeciwko ani wspólnemu prysznicowi, ani kąpieli, ani nawet temu, by raz jeszcze doświadczyli tego, co działo się w hotelowym apartamencie tuż po wyjściu z łazienki.
Laura raz jeszcze popadła w stan zupełnej konsternacji. Śmiech Marcusa nie był dźwiękiem, który słyszała często, dlatego każdy jego wybuch budził wątpliwości i nakazywał zastanowić się nad tym, czy przypadkiem nie popełniła jakiejś gafy. Im dłużej jednak wpatrywała się w niego obecnie, tym mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że nie był to wynik niczego złego.
– Aha, rozumiem. Chcesz ustalić tajny kod – podsumowała wesoło, choć w głębi serca uważała to za dość ciekawy, rozsądny pomysł. Już to dzisiejsze spotkanie w pensjonacie - pierwsze od chwili ustalenia zasad nowego kształtu ich relacji - było dość niezręczne i nacechowane niepewnością, skoro należało uważać na każdy ruch oraz słowo. Stworzenie małego słowniczka kodów i gestów brzmiało nie tylko jak dobra zabawa, ale przede wszystkim rozwiązanie mogące pomóc im w uniknięciu ewentualnych problemów. – W porządku. W takim razie od teraz, kiedy po przyjeździe do nas będziesz chciał skorzystać z łazienki, przypadkiem również będę do niej po coś szła – zakomunikowała, tym samym przypieczętowując pierwszy z prawdopodobnie wielu gestów i sygnałów, które mogliby sobie wysyłać ponad głowami jej ojca czy matki. To miało być wygodne i bardzo ekscytujące zarazem. – Twoja nieśmiała Laura poczuła trochę swobody i zamierza z niej korzystać – wyjaśniła krótko, celowo nawiązując do wcześniej użytego przez niego sformułowania. To bardzo przypadło jej do gustu, nawet jeżeli był to kolejny już pierwszy raz w jej życiu, gdy miała do kogoś należeć i - co najważniejsze - czuła się z tym niezwykle komfortowo.
Wydawało się jej zresztą, że Marcus podzielał jej nastawienie, czego najlepszym dowodem był zakup i założenie zasugerowanej przez nią koszuli. W tej prezentował się naprawdę dobrze, więc Laura zamierzała cieszyć się tym widokiem tak długo, jak to możliwe, a dodatkowo czuła się bardzo komfortowo, skoro sama na podróż zdecydowała się wskoczyć w zwyczajne jeansy i ulubiony sweterek.
– Ser z niebieską pleśnią brzmi prawie tak samo smakowicie jak afrodyzjaki w postaci jakichś egzotycznych owadów. Oglądam programy kulinarne, więc wiem – rzuciła przekornie i w szczerym rozbawieniu, zaraz potem znikając na kilka dłuższych minut. Wróciwszy do kuchni, zgarnęła przygotowaną wcześniej deskę z przekąskami oraz dwa kieliszki do wina i wyszła na taras, uznając, że była to idealna pora, skoro w palenisku już tlił się ogień. – Już idę po wino – zakomunikowała krótko, układając wszystko na tarasowym stoliku. Po drodze zdecydowała się jeszcze na zabranie ze sobą przywiezionego koca na wypadek, gdyby wieczór okazał się chłodniejszy, niż przewidywały to prognozy pogody.
Offline
– Kiedyś słyszałem, że oswoić da się wszystko. Trzeba znaleźć tylko odpowiednią metodę i wykazać się właściwym podejściem – zasugerował. I chociaż nie dotyczyło to ludzi takich jak on, a zwierząt, to prawdą było to, że był skłonny założyć, że Laura mogłaby go okiełznać. Prędzej czy później, ale miała spore szanse, by osiągnąć sukces, czemu sam Marcus aktualnie się nie sprzeciwiał i nic nie wskazywało na to, by miał swoje nastawienie zmienić w najbliższym czasie, skoro było mu dobrze, tak jak było. – Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz mnie oswoić. Ostrzegam jedynie, że jestem dość oporny, więc będziesz musiała się uzbroić w cierpliwość. – Nie potwierdzał, ale też nie zaprzeczał, bo odpowiedzi na to pytanie nie znał. Wiedział, jaki był, znał siebie i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że bywał humorzasty, zmienny i skomplikowany. Jeśli jednak miała ochotę podjąć się prób oswojenia go, dawał jej wolną rękę. Musiała jedynie określić, czy miała wystarczająco wiele samozaparcia, by przebrnąć przez wszystkie trudy, jakie wiedział, że na pewno będzie stawiał na jej drodze do potencjalnego sukcesu. Kiedy więc ona się zgrywała, on był w tym wszystkim całkowicie poważny.
Poważny, bo jakaś jego część chciała się otworzyć na wszystko to, co było dla niego nowe. Chciał się też otworzyć na Laurę. Pozwolić na to, by poznała go lepiej, niż znał go ktokolwiek inny. Żeby mogła poznać jego złe, ale również te dobre strony, jakie tak skutecznie z niego wyciągała. Wydawało mu się, że miała do tego naturalny talent, a co za tym szło, chociaż nie mówił o tym głośno, dostrzegał cień szansy na to, że mogłaby osiągnąć sukces i kiedy on chciał ją nauczyć życia w wielkim mieście, ona miała idealną okazję do tego, by nauczyć go życia innego, niż znał.
– Nie chciałem. – Raczej nie było to coś, co Laura chciała usłyszeć, ale prawdą było to, że tamtego dnia nie chciał, żeby znajdowała się blisko. Kiedy się pokłócili i potraktował ją tak, jakby naprawdę była winna wszystkiego, co szło nie tak, a sam nie był w stanie panować nad własnymi emocjami i dawał się im ponieść pod wpływem najmniejszego impulsu, wolał, by trzymała się z dala. Laura jednak postawiła go przed faktem dokonanym. Przełamała się, przekroczyła własne granice i pojawiła się obok, co koniec końców nie okazało się takie złe. – Nie chciałem, bo nie ufałem samemu sobie i nie chciałem skrzywdzić cię bardziej – wyjaśnił spokojnie. Ryzykowała wiele, decydując się na ten krok. On zaś ryzykował, pozwalając na to, by została, kiedy jej bliskość wywołała napięcie, jakiego nie potrafił jednoznacznie zdefiniować. Ciężko było mu określić w tamtym momencie, czy należało ono do tego przyjemnego, bo znalazła się tak blisko, czy negatywne, bo wciąż tkwiła w nim ta cała złość, jaką zdążył w sobie nagromadzić podczas całego wieczoru. – Cieszę się jednak, że to zrobiłaś – dodał, uśmiechając się. Tym samym chciał jej dać do zrozumienia, że chciał, by tak zostało. By towarzyszyła im taka atmosfera jak wtedy, kiedy dochodzili do porozumienia i taka sama, jaka miała miejsce obecnie – pełna swobody i normalności.
– Dokładnie – przytaknął. Nie spodziewał się, że mając na karku trzydzieści pięć lat, będzie zmuszony do tego, by ustalać tajne kody z kobietą, których postronne osoby nie zdołają zrozumieć, a przynajmniej nie na tyle szybko, żeby połączyć fakty i dojść do tego, że pod tym wszystkimi pozornie nic nieznaczącymi sygnałami, kryło się coś więcej. Naprawdę miał wrażenie, jakby ubyło mu przynajmniej dziesięć lat na karku, ale nie widział w tym niczego złego. – A w międzyczasie wymyślimy coś dodatkowego, żeby działać na przemian i nie wzbudzać czujności twojego ojca i siostry – dodał rozbawiony, ale dwa sposoby na szybkie schadzki za ścianą były wskazane jego skromnym zdaniem. Na początek jednak pretekst z wyjściem do toalety wydawał się dobrą i, co najważniejsze, wystarczającą opcją. – Tylko trochę? Wydawało mi się, że ma jej dość dużo – zauważył, zrównując swoje spojrzenie z tym jej. Humor mu dopisywał. Nakazy i zakazy zeszły na dalszy plan, a on… Chciał, żeby była sobą. Tak po prostu. Żeby w trakcie tego weekendu nie dostosowywała się do tego, czego chciał on, ale by pokazała mu, czego chciała ona. Po powrocie zamierzał się głowić nad tym, co będzie dalej, ale teraz miało być inaczej.
– Oglądasz programy kulinarne? Dlaczego za każdym razem, kiedy u mnie jesteś, kończymy z jedzeniem z restauracji i jeszcze nie poznałem twoich umiejętności kulinarnych? – zawołał jeszcze, mierząc w nią oskarżycielsko palcem, zanim nie zniknęła mu z pola widzenia, po czym zaśmiał się, bo nie mówił poważnie. Przygarnął ją sobie, żeby spełniała jego zachcianki, ale oboje dobrze wiedzieli, że przez te wszystkie tygodnie, początkowe ustalenia stały się nic niewarte. On ją sponsorował, ona po prostu była i nie musiała płacić za nic w sposób, w jaki robiły to inne utrzymanki i zaganianie jej do garów w ramach odpracowania kolejnych setek dolarów zostawionych w jednym ze sklepów, również nie miało racji bytu.
Utrzymanka. To określenie wyjątkowo do niej nie pasowało. Uświadomił to sobie, kiedy pojawiła się na tarasie z tacami pełnymi jedzenia.
– Idź, ja trochę tu poprzestawiam, bo jesteśmy za blisko ognia – rzucił tylko i zabrał się za przestawianie stolika i miejsca do siedzenia, jakim była dość wygodna ława, ale ustawiona zdecydowanie za blisko paleniska. Skończył chwilę przed tym, jak Laura wróciła z butelką i kieliszkami. Zabrał od niej szkło i alkohol, którego rozlał do kieliszków, a następnie usiadł, klepiąc miejsce obok siebie. – To co? Zajmiemy się afrodyzjakami, zaczynamy od pieczenia pianek, czy na początek przewidujemy nadrabianie zaległości z ostatniego tygodnia i jedzenia zostawiamy na potem? – zapytał i kiedy usiadła obok niego, podał jej kieliszek z winem. – Za udany weekend – dodał, wznosząc ten mały toast, po czym upił niewielki łyk alkoholu.
Offline
Czy tego właśnie chciała? Oswoić go? Czy była na to wystarczająco cierpliwa? Czy miała w sobie odpowiednio dużo samozaparcia? Te i wiele innych pytań pojawiło się w głowie Laury dość niespodziewanie, ale każde z nich zdawało idealnie pasować do sytuacji oraz okoliczności. Faktem było bowiem, że Harlow bardzo chciała poznać Marcusa od każdej strony; zarówno tej, która przywoływała na jej własnych ustach uśmiech, jak również tej, która była powodem nieco bardziej negatywnych emocji. Nie miała pojęcia, czy to w ogóle pasowało i miało rację bytu w ich relacji, a przeanalizowanie tego nie było możliwe, skoro i taki układ był dla dziewczyny pierwszyzną. Postępowała zatem zgodnie z własną intuicją, skazując siebie i jego na popełniane błędy i ich konsekwencje, choć te dotychczasowe nie wydawały się tak okropne.
Przynajmniej tak sądziła do tej pory, wszak wyznanie Marcusa szczerze zbiło ją z tropu. Doskonale pamiętała uczucie, które towarzyszyło jej, kiedy przyparł ją do ściany i pozwolił sobie na bliskość intensywniejszą, niż ta dotychczasowa i dzielona z kimkolwiek. Nikt nigdy nie dotykał jej w ten sposób, szczególnie w chwili odczuwania tak ogromnego strachu, dlatego był to niejaki szok, pod którego wpływem postępowała później. Nie chodziło jednak tylko o tę konkretną emocję, bo przecież tamtego wieczoru towarzyszyło jej ich dużo więcej; zaciekawienie, szczęście, beztroska, a nawet pożądanie, które Hearnshaw tak skutecznie w niej sprowokował.
– A teraz? Teraz sobie ufasz? – dopytała, zatrzymując wzrok na wysokości jego oczu. Ciężko było rozgryźć, co siedziało mu w głowie oraz sercu. Był niezwykle skryty, lubił dbać o pozory, rzadko kiedy pozwalał sobie na decyzje podejmowane pod wpływem chwili - to zdążyła zauważyć, ale nie uważała, by była to wiedza wystarczająca i satysfakcjonująca. Chciała go poznać dużo lepiej, chociaż sama nie do końca potrafiłaby określić powody tych pragnień. Chyba po prostu wierzyła, że był wart tego, by nie przekreślać ich znajomości przez kilka popełnionych po drodze błędów i wybuchów, które dało się uspokoić.
Dodatkowo była zdania, że takie wzajemne poznanie siebie mogłoby znacząco ułatwić przyszłościowe planowanie znaków oraz sygnałów, których mogliby używać podczas jego odwiedzin w pensjonacie państwa Harlow, co Laura uznała za bardzo dobry, ale przede wszystkim kolejny wesoły pomysł. Przede wszystkim jednak chodziło o to, że mieli mieć coś swojego; wspólnego, co rozumieliby tylko oni i czego nikt nie byłby w stanie im zabrać, a ta perspektywa była cholernie przyjemna.
– To, że je oglądam, nie jest równoznaczne z tym, że potrafię gotować tak jak ci ludzie – wyjaśniła krótko, uznając to za dość logiczne sprostowanie. Lubiła spędzać czas w ten sposób, chociaż telewizja w dużej mierze była włączona w tle podczas innych zajęć takich jak nauka czy sprzątanie, a tego typu programy nie wymagały zbyt dużego skupienia i poświęcenia im stuprocentowej uwagi. – Poza tym jesteśmy umówieni na wspólne gotowanie makaronu, pamiętasz? – Ona nie zapomniała i Marcus mógł być pewien, że tej jednej formy rozrywki nie byłaby w stanie im odpuścić, nawet jeżeli nie rozminęła się z prawdą i w kuchni poruszała się w sposób bardzo podstawowy. Wierzyła jednak, że połączenie sił i jakiś filmik instruktażowy z internetu mogłyby pozwolić stworzyć im jutro smaczną kolację. I to wcale nie tak, że przygotowanie deski przekąsek było celowym zagraniem i próbą odsunięcia tego momentu w czasie.
Nie, dziś ona po prostu bardzo chciała skosztować tego niebieskiego sera i wszystkich innych równie smakowitych rzeczy.
Samą siebie zaskoczyła z kolei tym, jak łatwo przyszło jej podjęcie tematu z grona tych, w których niekoniecznie czuła się mocna, a jej wiedza sięgała jedynie teoretycznego zakresu i informacji zdobytych od osób trzecich lub właśnie z internetu lub programów kulinarnych, które śledziła w telewizji.
– Nie znam wielu afrodyzjaków. Czekolada, ostrygi, chili. O tych dziwacznych z telewizji wolę zapomnieć – wyznała przez śmiech, usadawiając się wygodnie tuż obok Marcusa i faktycznie sięgając po również przygotowane wcześniej opakowanie z piankami, jednak nie zdążyła zrobić niczego więcej, poza jego otworzeniem, bo mężczyzna ją ubiegł. Laura zrezygnowała zatem z jedzenia na rzecz odebrania od Marcusa kieliszka z winem. – Za udany weekend – powtórzyła z uśmiechem, zaraz potem również robiąc niewielkiego łyka alkoholu.
Offline
– Bardziej niż wtedy – odparł bez zastanowienia. Wciąż nie ufał sobie w stu procentach, ale ufał wystarczająco, by żyć w przekonaniu, że nie spieprzy tego weekendu, a do domu wrócą w dobrych humorach, ciesząc się tym, że mieli okazję spędzić ze sobą ten konkretny weekend, który jego zdaniem nie powinien nieść za sobą żadnych dramatów, skoro wszystko wokół zdawało się im sprzyjać. – A ty? Ufasz mi wystarczająco? Czy po prostu lubisz ryzyko? – zapytał, bo to, jakie ona miała zdanie na ten temat, było dla niego ważniejsze niż to, czy ufał sam sobie. On mógł sobie ufać lub nie, ale był wybuchowy i różnie z nim bywało. Wiele zależało więc od Laury i tego, jak wielkim kredytem zaufania była go w stanie obdarzyć oraz od tego, czy była gotowa stawiać czoła niespodziewanym sytuacjom, w których musiałaby się mierzyć z jego ciężkim charakterem. Marcus chciał, by mu ufała. By ufała mu bardziej, niż ufał sam sobie. I było to idiotyczne, bo zdawał sobie sprawę z tego, że mógł to zaufanie naruszyć, ale coś mu mówiło, że mogło ono być czymś, dzięki czemu przy niej naprawdę starałby się stać lepszym człowiekiem.
Chciał tego. Jeśli o nią chodziło, naprawdę chciał spróbować.
– Myślałem, że zdobyta w takich programach wiedza, wystarczy, żeby poradzić sobie w domu z gotowaniem – przyznał. Sam takich programów nie oglądał, bo jego kuchnia stanowiła raczej konieczny element wystroju domu, niż miejsce, w którym spędzało się jakąś część dnia w celu przygotowania posiłku. Wydawało mu się za to, że kulinarne programy miały to do siebie, że wszystkie gospodynie domowe chętnie się z nimi zapoznawały, by poznawać różne przepisy, jakie mogły potem przygotowywać w domu dla całej rodziny. – Pamiętam. I nadal się zastanawiam, czy w ogóle coś nam z tego wyjdzie – odparł rozbawiony. On w kuchni czuł się bardzo niepewnie i ograniczał swoje gotowanie do minimum. Aczkolwiek gotowaniem nie można było nazwać przygotowania kanapek, jajecznicy czy jakiejś prostej sałatki, w ramach której wystarczyło pokroić składniki i wymieszać je ze sobą. – Ale nie odpuszczę. To może być ciekawe doświadczenie – skwitował ze śmiechem. W najgorszym wypadku będą się pocieszać konserwami, ale wydawało mu się, że wspólne próby przygotowania makaronu mogły urozmaicić im kolejny dzień i sprawić, że będą się przy tym dobrze bawić. A on nie pamiętał, kiedy ostatni raz dobrze się bawił. Podświadomie jednak chciał zaznać tego, co towarzyszyło mu w młodości, kiedy nie był tak zamknięty, sztywny i zdystansowany względem wielu rzeczy.
– Chili podobno dobrze połączyć z ananasem i winem. Nie pamiętam tylko, czy chodziło o czerwone, czy białe – dodał od siebie, znając wspomniany owoc jako jeden z afrodyzjaków, choć typowo męskich. I na tym kończyła się jego wiedza, bo nigdy nie miał powodów do tego, by sięgać po takie urozmaicenia w swoim życiu erotycznym, które miały poprawić jego jakość. To było wystarczająco udane i cała ta otoczka zalatująca nutką romantycznego akcentu, nie była mu nigdy potrzebna. Chciał kogoś przelecieć, to robił to i po wszystkim znikał. Postępował tak od lat, jeśli chodziło o przygodne romanse, a wszystkie te kobiety, które miały okazję spędzić u jego boku nieco więcej czasu, nie były na tyle istotne, by chciał się dla nich starać i wprowadzać jakieś zbędne urozmaicenia. Czy z Laurą mogło być inaczej, skoro zdecydował się pociągnąć temat? Tego nie wiedział, ale miał na uwadze jej brak obeznania w tych sprawach, dlatego nie wykluczał takiej ewentualności, by mogła zaznać w jego towarzystwie więcej, niż było dane innym kobietom.
– Chciałbym… – podjął niespodziewanie, kiedy odłożył kieliszek na bok. – Żebyśmy zapomnieli o tym układzie. Porzucili te wszystkie zasady i myśl o tym, że ja mam opłacać twoje zachcianki, a ty masz mi to wynagradzać – wyznał, zerkając na Harlow niepewnie. Nie chciał, by odebrała to jako jakąś deklarację, ale kiedy tak siedział obok niej, pośrodku lasu, w domku nad brzegiem jeziora, dotarło do niego, że nie potrafił być tym oschłym sponsorem, który skupiał się tylko na tym, by wydać kupę kasy i zyskiwać na tym, w postaci fizycznych doznań. – To nie ma sensu. Nie potrafię cię sponsorować i oczekiwać, że będziesz wszystko spłacać według mojego widzimisię – dodał spokojnie, rozsiadając się wygodniej, żeby mieć na Laurę dobry widok i móc śledzić jej reakcję na to, co mówił.
Offline
Kolejne pytanie wymagające udzielenia odpowiedzi, nad którą Laura wcale nie musiała się zastanawiać. Chociaż ich relacja trwała od zaledwie kilku tygodni i miała bardzo określony, odgórnie ustalony przez nich charakter, kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Harlow nie pozwoliła sobie na więcej; na przywiązanie, zaufanie, na myśl, że to wszystko mogło mieć większy sens i wcale nie musiało ograniczać się do prostego, zero-jedynkowego układu na linii sponsor-utrzymanka. Może i nie snuła pięknych wizji o wspólnej przyszłości i życiu, w którym byłoby miejsce na określenia takie jak razem czy na zawsze, ale wielokrotnie łapała się na przeczuciu, że mogliby spróbować czegoś innego, nieco bardziej normalnego, może nawet ludzkiego; czegoś, w czym było miejsce zarówno na pożądanie, jak i leniwe wieczory, długie rozmowy, a może nawet randki.
– Ufam. – Szczerość raz jeszcze przebijała się przez dziewczęce spojrzenie, a siła słów nie ograniczała się jedynie do perspektywy wspólnej kąpieli. Ta była bardzo przyjemna i Laura liczyła na realizację również tego planu, najlepiej jeszcze tego samego wieczoru, ale w ogólnym rozrachunku chodziło o coś więcej; o wiarę w niego i jego możliwości, w to, że był w stanie zapanować nad swoimi emocjami i wybuchowym charakterem, że nie pozwoliłby sobie na to, by ją skrzywdzić. – Ty przygotowujesz kąpiel – zakomunikowała niespodziewanie, ale z psotnym uśmiechem, który sugerował, że była skłonna podjąć się negocjacji w tym konkretnym temacie, gdyby na przykład okazało się, że Marcus nie czuł się mocny w tworzeniu nastroju pasującego do wspólnego relaksu.
– Nie do końca. Nie podają tam przepisów i nie mówią, co należy zrobić krok po kroku. Raczej rzucają luźnymi pomysłami i wskazówkami, a potem pokazują efekt końcowy – wyjaśniła, wzruszając ramionami. I tak nie przywiązywała do tego, co działo się na ekranie telewizora, wystarczająco dużej wagi, by wynieść z tych programów coś ciekawego dla siebie, a nawet gdyby podjęła się próby odtworzenia któregokolwiek z prezentowanych tam dań w domowym zaciszu, to i tak musiałaby posiłkować się książkami oraz internetem. Jednocześnie chciała wierzyć, że makaron nie przerósłby ich na tyle, by musieli sięgnąć po podobne pomoce naukowe. – Chili z ananasem nie brzmi jak coś, co bym połączyła – wyznała ze śmiechem, powracając do swojego wcześniejszego zajęcia, jakim było otworzenie paczki z piankami i nabicie jednej z nich na specjalnie przygotowany w tym celu kijek. Ciepło bijące od paleniska było bardzo przyjemne, a świeże, leśne powietrze zdecydowanie wzmagało apetyt, dlatego w opinii Laury cały wieczór jawił się jako możliwie niezwykle udany.
Szybko jednak zrozumiała, że chyba nieco pospieszyła się z tego typu stwierdzeniem. Marcus bardzo ją zaskoczył i to bynajmniej nie w pozytywny sposób, dlatego musiało minąć kilka sekund, nim Harlow na dobre przyswoiła to, co powiedział.
– Czy ja – zaczęła niepewnie, odsuwając kijek z pianką od ognia; aktualnie i tak nie czuła się na siłach, by skupić się na przygotowaniu przekąski – zrobiłam coś nie tak? I to dlatego? – dodała po krótkiej pauzie, wpatrując się uważnie w oczy Marcusa. Serce zabiło jej mocniej i sama nie była pewna, czy powodem była możliwość utracenia zyskanych stosunkowo niedawno możliwości na ułożenie swojej przyszłości, czy może chodziło o obawę względem tego, że skoro nie istniał układ, to automatycznie mogłaby przestać funkcjonować znajomość z Marcusem.
Naiwna. Dobrze wiesz, o co chodzi.
Laura westchnęła, marszcząc nos w geście wyrażającym dezaprobatę dla cichego głosu, który wciąż dawał o sobie znać z tyłu jej głowy.
– Wolisz, żebym – podjęła raz jeszcze, kuląc się na siedzeniu – zniknęła z twojego życia? – Mętlik myśli nie pozwalał na racjonalną ocenę sytuacji, a już na pewno nie na to, by dostrzec prawdziwe intencje Marcusa. W gruncie rzeczy chyba nawet nie chciała usłyszeć odpowiedzi, bo najzwyczajniej w świecie się jej bała. Minęło zaledwie kilka tygodni, a ona czuła się tak, jak gdyby wraz z mężczyzną spędzili ze sobą długie miesiące. Przynajmniej tak próbowała sobie tłumaczyć to nieprzyjemne ukłucie w sercu, ilekroć tylko brała pod uwagę możliwość rozłąki, a ta z kolei prowokowała zbierające się w kącikach oczu łzy.
Mogła zaakceptować brak regularnych zakupów, wizyt u kosmetyczki czy dań zamawianych z restauracji, bo przecież to wszystko było w jej codzienności od bardzo niedawna. Długie rozmowy, wspólne wyjścia i regularne spotkania wystarczyły jednak, by nie chciała rezygnować z Marcusa, dlatego - gdy ponownie odważyła się spojrzeć mu w oczy - mężczyzna mógł dostrzec w jej własnych tylko konsternację i niepewność.
Offline
Cień uśmiechu przemknął po ustach Marcusa. Kąciki lekko drgnęły, a ciepłe spojrzenie, które w nią wbił, jasno mówiło, że doceniał to, że obdarzyła go zaufaniem, mimo że te zdążył już nadszarpnąć i niespecjalnie starał się o to, by zdobyć go więcej, niż w rzeczywistości zasługiwał.
– Przygotowuję kąpiel? – powtórzył, zaskoczony jej nagłą zmianą nastawienia. – W porządku – dodał zaraz, bo taki układ mu odpowiadał. Jeśli była gotowa zrelaksować się w wannie u jego boku, mógł przygotować kąpiel, nawet jeśli faktycznie nie czuł się mocny w tego typu przedsięwzięciach. Chciał się jednak postarać, żeby choć trochę zbudować odpowiednią atmosferę. Dla niej.
– To nie ma sensu – stwierdził, lekko się krzywiąc. Wydawało mu się, że takie programy powinny nieść za sobą jakąś wiedzę dla innych ludzi, którą ci mogliby spożytkować we własnym życiu. Najwyraźniej żył w błędnym przekonaniu albo nie pojmował współczesnej rozrywki. – Jeśli ten makaron nam wyjdzie, możemy kiedyś spróbować z czymś innym – dodał, tym samym otwierając im furtkę na inne eksperymenty, które mogliby przeprowadzać w domowym zaciszu, by zobaczyć, czy nie mieli w sobie ukrytych umiejętności, z jakich nie zdawali sobie sprawy, a nad którymi wystarczyło trochę popracować.
– I jak coś, co byłbym gotowy zjeść – stwierdził z rozbawieniem. Samego ananasa mógłby przełknąć od święta, ale takie dziwne kombinacje w ogóle do niego nie przemawiały. Jeśli miał wybierać pomiędzy takimi wymyślnymi afrodyzjakami a czymś zwykłym, jak chociażby pianki, po które sięgnęła Laura, a które nie mieściły się na liście jego luksusowych przyzwyczajeń, wolał pianki. I zapewne poszedłby w jej ślady, nabijając jedną z nich na swój kijek, gdyby nie ten nagły przypływ chęci na szczerość. Brutalną, niewygodną, ale szczerość, na którą Laura zasługiwała.
Czemu przy tobie zachowuję się w ten sposób?
– Nie. Cholera, nie… – zaprotestował bez zastanowienia i pokręcił głową, by zaprzeczyć temu, co powiedziała. Nie zrobiła niczego złego. I w tym tkwił problem. Była za dobra. Za miła, zbyt uległa, za bardzo ufna. A on się temu poddał. Uległ temu, jaką osobą była. Lepszą od niego, zasługującą na więcej, niż sam miał jej do zaoferowania. Nie powinna zostać wciągnięta w jego intrygi, plany, które miały na celu skrzywdzenie jej po tym, jak zaznałaby wiele dobrego. Laura zamotała mu w głowie, ale też urzekła na swój sposób, przez co nie chciał być względem niej takim sukinsynem, na jakiego kreował się od wielu lat. Zasługiwała na więcej. Na coś lepszego i normalniejszego, dzięki czemu nie musiałaby każdego dnia budzić się z wyrzutami sumienia i myślą, że stała się jedną z tych łatwych panienek gotowych zrobić wszystko dla kasy i rzeczy materialnych. – Nie zrobiłaś niczego złego. Chodzi o mnie – dodał, chcąc ją tym uspokoić. Zupełnie nieświadomy tego, jak daleko wybiegły jej myśli i ile wniosków zdążyła już wysnuć, wierzył w to, że takie tłumaczenie wystarczyło, by odetchnęła i nie wbijała w niego tego spojrzenia, które dawało mu do zrozumienia, że szukała winy po swojej stronie. Tego samego spojrzenia, które mówiło mu coś, czego nie był w stanie zrozumieć, bo nigdy się z tym nie spotkał, ale co nie wydawało się niczym złym.
Czego ja właściwie chcę?
Zmarszczył czoło, nie będąc w stanie zrozumieć, dlaczego z tego, co powiedział, wywnioskowała akurat to. Dłońmi przetarł twarz i na moment odchylił głowę, by wbić wzrok w ciemniejący błękit nieba, który zwiastował nadchodzący zmrok.
Powinnaś zniknąć, ale lubię to, co mamy.
Myśli Marcusa urządziły sobie chaotyczny wyścig. Prześcigały się wzajemnie, tworząc wielki mętlik w męskiej głowie. Kątem oka widział, jak skuliła się na swoim miejscu. Czuł również na sobie jej wzrok, który wcale nie pomagał mu w pozbieraniu myśli i ułożeniu ich w bardziej zrozumiałe dla dziewczyny słowa. Takie, które nie byłyby obietnicą, jakiej składać nie chciał, ale również, które dałyby jej do zrozumienia, że chciał, żeby została w jego życiu, tylko na nieco innych zasadach. A właściwie to bez nich.
– Nie. Nie chcę, żebyś znikała – odezwał się w końcu. Chociaż rozsądek mówił mu, że powinna zniknąć i nie powinien jej zatrzymywać, a nawet powinien ją pogonić, póki to wszystko nie zaszło za daleko, to egoistyczna natura nie chciała do tego dopuścić. Spoglądając na nią raz jeszcze, ugiął się pod wpływem emocji bijących z jej oczu, oraz błysku łez w kącikach oczu. Wstał i podszedł do barierki obok, wspierając się o nią dłońmi. Pochylił się lekko, swój wzrok zawieszając na oświetlonej resztkami zachodu słońca tafli jeziora. – Po prostu nie chcę tego układu. Pytałaś, jakie były moje plany względem ciebie… – podjął, świadomy tego, że kolejne słowa nie będą mu łatwo przechodziły przez gardło, dlatego też nie chciał na nią patrzeć w chwili, w której miał się z nią podzielić swoimi zamiarami. – Miało być inaczej. Mieliśmy się spotykać na zasadach narzuconych przeze mnie. Ty miałaś korzystać z moich pieniędzy, ja miałem cię uwieść, wykorzystać, sprawić, że zacznie ci zależeć i porzucić – mruknął, zaciskając palce na drewnianej balustradzie. – Robię to od lat i zawsze szło gładko. Zakochiwały się i kiedy dawały mi do zrozumienia, że czują się przy mnie dobrze i chcą czegoś więcej, ja uświadamiałem im, że były moimi dziwkami. Też miałaś nią być – dodał, przełykając gorzki smak porażki. I… wstydu?
Czuł się pokonany, wiedząc, że z Laurą nie mógł zrealizować swoich planów. Wstyd, bo poznała tę najmroczniejszą część jego osoby. Pozbawioną skrupułów i sumienia. Poznała faceta, który dla własnych zachcianek wykorzystywał z premedytacją kobiety, pozwalając na to, by zaczynały wierzyć, że miało to jakiś sens.
Offline
Odwzajemniwszy jego uśmiech, cieszyła się nie tylko z powodu wspólnej kąpieli, ale przede wszystkim z tego, że wszystko układało się tak dobrze; że nie było między nimi złości i nieporozumień, a zamiast nich zapanowały spokój i szczera swoboda, że byli w stanie rozmawiać ze sobą coraz pewniej, płynnie przechodząc od jednego do drugiego tematu, że otwierali się na siebie w sposób, jakiego Laura jeszcze nigdy nie zaznała. Nie chodziło jedynie o to, by opowiadać o ulubionych książkach czy programach telewizyjnych, by dzielić się ze sobą problemami dnia codziennego i celebrować sukcesy na polu zarówno zawodowym, jak i prywatnym. Robili to wszystko, ale przecież zdążyło wydarzyć się między nimi dużo więcej, a Harlow jeszcze nigdy nie czuła się tak obnażona, jak tamtej nocy w hotelu, gdy warstwy ubrań - skąpych, ale wciąż ubrań - przestały istnieć, a Marcus jako jedyny mężczyzna zyskał możliwość zobaczenia jej w pełnej okazałości, ze wszystkimi krągłościami, niedoskonałościami, ze wstydem, który odbijał się w jej spojrzeniu czy na zarumienionych intensywnie policzkach, kiedy pod wpływem narastającej przyjemności wiła się przy nim, ciężkim oddechem i cichymi pomrukami prosząc o więcej.
Tamta noc była dla niej niezwykle ważna; była przełomem nie tylko dla ich relacji, ale również dla samej Laury, która po raz pierwszy w życiu doświadczyła emocji tego typu i które - ku własnemu zaskoczeniu - z przyjemnością dopuściłaby do siebie po raz kolejny; pod warunkiem, że miałoby się to odbyć przy nim.
Tym większym zaskoczeniem były zatem jego słowa, bijąca od niego niepewność, dezorientacja, na którą najwidoczniej sam nie był gotowy. Harlow z tylko pozornym spokojem przyglądała się zmianom zachodzącym na męskiej twarzy, starając się doszukać odpowiedzi na nurtujące ją pytania, informacji, które pomogłyby odnaleźć się jej w tej nowej, niezbyt przyjemnej sytuacji.
– Czy to nie to mówią faceci w filmach, kiedy chcą się rozstać z główną bohaterką? – zagaiła w udawanym, nieco wymuszonym rozbawieniu. Oczywiście; doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ich życie nie było filmem, a ich znajomość nie była związkiem, który można było zakończyć, ale właśnie tak się poczuła, słysząc ten dość banalny, powszechnie znany tekst. Jednocześnie jednak nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że w przypadku Marcusa nie był on tylko utartą frazą, ale prawdą, z którą ona musiała się po raz kolejny skonfrontować.
Była już przecież świadkiem jego złości, brutalności, tego, jak emocjonalnie reagował na sytuacje niezależne od siebie, jak łatwo przychodziło mu zrzucenie odpowiedzialności za niepowodzenia na barki kogoś innego - teoretycznie mu bliskiego. Mimo to wciąż pragnęła być obok niego, pomagać mu w walce z demonami, wkroczyć do świata, w którym dotychczas zdawał się być sam.
Nie chciała znikać, pozwolić, by sam ją od tego odsunął, by uznał, że to nie miało sensu; że nie mieli go oni.
– Więc o co chodzi? – dopytała z charakterystyczną dla siebie miękkością w głosie. Raz jeszcze nie zamierzała na niego naciskać czy wywierać na nim presji (o ile to w ogóle było możliwe), a jedynie pokazać mu, że mógł jej powiedzieć wszystko; że jego tajemnice były z nią bezpieczne, a mroczne sekrety oraz pragnienia jego serca była w stanie ukryć na dnie swojego. – Czego zatem chcesz, Marcus? – podjęła, odprowadzając go spojrzeniem do barierki tarasu. Sama pozostała na swoim dotychczasowym miejscu, wcześniej jedynie zsuwając nogi na podłogę, a palce dłoni zaciskając na krawędzi ławki. Napięcie we wszystkich mięśniach stawało się nieznośne, tak samo zresztą jak coraz szybciej i donośniej pracujące serce, nad którym nie potrafiła zapanować. Właściwie nie była w stanie kontrolować niczego; spłyconego oddechu, łez w kącikach oczu, drżenia warg i wielu innych reakcji swojego ciała na to, co kolejno padało z ust Marcusa.
– Powiedziałeś, że zasługuję na więcej, niż to, żebyś przeleciał mnie jak tanią dziwkę – zaczęła niepewnie, celowo nawiązując do ich rozmowy z halloweenowej imprezy, kiedy to padło wiele gorzkich słów i miejsce miało bardzo dużo przykrych gestów. Laura doskonale pamiętała to, jak jasno Hearnshaw postawił wtedy sprawę i jak skutecznie dał jej do zrozumienia, że to on był panem sytuacji; że był jej panem, którego ona miała się słuchać, jeżeli ich relacja miała trwać i przynieść zamierzone korzyści. Potem padły jednak słowa o tym, że była inna, że zasługiwała na więcej, że nie zamierzał jej tak po prostu zerżnąć. A ona uwierzyła. Uwierzyła, że całe zło spowodowane było gniewem i utratą kontroli, z kolei wszystko to, co wyznał jej potem, wiązało się ze szczerością i prawdziwą sympatią względem jej osoby. I choć Harlow bardzo starała się nie przypisywać gestom i słowom konkretnej, romantycznej łatki, to jednak wymieniane wiadomości czy nawet sposób, w jaki Marcus ją całował, bardzo mocno oddziaływały na wyobraźnię oraz próbujące bronić się serce.
– Dlaczego to robiłeś tym wszystkim kobietom? – Nie łudziła się, że mógłby podzielić się całą historią. Właściwie brała pod uwagę możliwość, w której rzuciłby krótkie hasło pokroju nudy lub zabawy. Tym bardziej jednak nie pojmowała, dlaczego zdecydował się jej wyznać prawdę i to akurat dzisiaj.
– Czemu mówisz mi o tym wszystkim? Czemu miałam być dziwką? – zagaiła, z pełną świadomością używając cytatu zawierającego czas przeszły. Najwidoczniej jego zamiary się zmieniły, ale to generowało kolejne pytania. – Już nie jestem? Już nie chcesz mnie zerżnąć? – dodała po chwili, a nagły przypływ odwagi zmusił ją do podniesienia się na równe nogi i pokonania dzielącego ją i Marcusa dystansu. Stanęła tuż obok niego, również zaciskając palce na barierce oddzielającej taras od jeziora. Bycie tak blisko mężczyzny w tym momencie nie miało żadnego związku z bezpieczeństwem, a jedynie żalem, który ujścia szukał w postaci łez. Tych Laura nie potrafiła dłużej kontrolować, dlatego pojedyncze krople spływały po jej rozpalonych policzkach.
– A może to jest problemem? Rozebrałam się przed tobą, ale nie doszło do niczego więcej, więc stwierdziłeś, że to nie ma sensu? Nie nadaję się na twoją dziwkę? – Kolejne pomysły i scenariusze pojawiały się w jej głowie z zawrotną prędkością, a Laura nie każdą myśl była w stanie ułożyć w sensownie brzmiące zdanie czy wycelowane w Marcusa oskarżenie. Czuła, jak nadmiar wątków rozsadzał jej czaszkę, jak obraz rozmywał się przed oczami, jak niepewny stał się grunt, po którym stąpała niemal na oślep. – Poszło ci gładko. Zależy mi na tobie. Na tobie i naszej relacji, bo przez krótki moment naiwnie sądziłam, że ona może stać się czymś więcej. Że nie chodzi o pieniądze i wygodę, ale o to, że naprawdę się rozumiemy, że jest nam ze sobą dobrze, że jest między nami coś... – zaczęła, nie panując nad łamaniem się głosu – wyjątkowego. Po tamtej nocy w hotelu pozwoliłam sobie myśleć, że w twoich oczach ja jestem wyjątkowa – wyznała, pozwalając sobie na szczerość, o którą sama by się nie podejrzewała.
Znała przecież zasady, wiedziała, że to był układ, że ta znajomość nie miała przyszłości. Że chodziło o wzajemne korzyści, o chwilę zabawy i zapomnienia, o możliwość ułożenia sobie dorosłego życia według własnych marzeń, nie planów, które mieli wobec niej rodzice.
I nawet to okazało się kłamstwem, co bolało podwójnie, gdy głupie serce raz za razem przypominało, że już dawno zapomniała o regułach, że pozwoliła sobie na coś, co w tej relacji nie powinno mieć miejsca.
Na uczucia, które on swoim wyznaniem roztrzaskał na milion kawałków.
– Idiotka ze mnie, co? Głupia, naiwna idiotka.
Offline
– Nie wiem… – burknął w niezadowoleniu, które nie było związane z tym, jakiego sformułowania, nijak pasującego do ich relacji użyła, ale z tym, że wcale nie chciał się z nią rozstawać, a jego żyły ponownie wypełniła frustracja związana z tym, że… Nie rozumiała. Ewidentnie nie rozumiała tego, co się działo w jego głowie. Tego, co nim kierowało. Ani tego, co czuł, kiedy była obok. Tego ostatniego sam nie rozumiał. I chyba w tym tkwił największy problem, bo gdyby był w stanie jednoznacznie to nazwać, może cała ta rozmowa miałaby lepszy przebieg. Może nawet nie byłaby potrzebna, bo nie czułby się tak rozdarty.
Przed tym, jak wciągnął ją do swojego świata pojawiła się w jego życiu, wszystko było prostsze. Istniała jedynie czerń i biel. Nie było niczego pomiędzy. Żadnych odcieni szarości, które można było popchnąć w którąś z dwóch stron, by nabrała głębokiego czarnego koloru, lub stała się bielą. Był tylko on i jego żal, złość i zawiść do całego świata. Żadnego miejsca na uczucia, sentymenty i słabości. Nie było nawet miejsca na zrozumienie i akceptację, które niespodziewanie zaczął otrzymywać od Laury. Nie było niczego dobrego, czego mógł i chciałby się uchwycić. Harlow w ciągu kilku tygodni pokazała mu, że jest coś więcej. Coś, czego nie chciał dostrzec, bo tak było wygodniej i bezpieczniej. I terazteraz kiedy zdecydował się na szczerość, musiał, chciał czy nie, dopuścić do siebie myśl, że powinien być twardszy. Nie poddawać się temu i działać po swojemu. Nie musiałby się wówczas mierzyć z własnym sumieniem i całą paletę uczuć i emocji, jakie mu towarzyszyły, objawiając się zarówno w tonie jego głosu, jak i postawie.
Ten stan dezorientacji, w którym utknął, pogłębiał jej głos. Jego miękkość, pozorny spokój, który z siebie wyciskała, choć Marcus był boleśnie świadomy tego, że nie współgrał on z tym, co musiało dziać się w głowie blondynki.
– W tym problem, Laura. Nie wiem, czego chcę, bo nigdy niczego nie chciałem. Było mi dobrze, kiedy żyłem sam ze sobą. Kiedy nie… czułem – odparł, może nieco nazbyt nerwowym tonem, który mógł sugerować, że za to obwiniał ją. Nic takiego nie miało jednak miejsca, bo winić mógł jedynie siebie. Za to, że z góry założył, że całe życie spędzi sam i nigdy nie dopuści do siebie żadnych uczuć. Mógł też winić się za to, że nie szukał dla siebie szansy, którą świat na pewno miał mu do zaoferowania. Zamknął się na wszystko, bo był tchórzem. Cholernym tchórzem, który naiwnie wierzył, że ma nad wszystkim kontrolę, ale tak naprawdę nie miał jej nawet nad sobą, co udowadniał mu każdy dzień spędzony u boku osiemnastoletniej dziewczyny, która powinna korzystać z życia, cieszyć się każdym dniem i nie przejmować demonami starego, zniszczonego przez różne doświadczenia pryka, jakim był przy niej.
Tylko dlaczego dziewczyna, która wiedział, że nie była dla niego, sprawiała, że serce uderzało mu w piersi zbyt intensywnie, a z niego wychodziła natura, o której istnienie się nie podejrzewał?
– Bo zasługujesz. Do diabła, zasługujesz na więcej i dlatego to wszystko jest takie skomplikowane. Nie rozumiesz? Powinienem cię wykorzystać, skrzywdzić i zostawić, bo taki jestem, ale ty wyciągasz ze mnie kogoś, kim nie jestem –albo kogoś, kim boję się być. On również pamiętał wszystko, co powiedział podczas imprezy. Każde zapewnienie, obietnicę, a nawet przeprosiny, na które nigdy wcześniej się nie zdobył, uważając, że nikt nie zasługiwał na takowe. Pewne było to, że tamtego dnia był szczery. Nie okłamywał jej ani siebie. Lubił ją. Obdarzył Laurę sympatią, która wymykała się spod kontroli, umacniała z kolejnymi rozmowami, wymienianymi wiadomościami i spotkaniami.
– Bo… – urwał, niepewny tego, jak wiele mógł, powinien i chciał jej powiedzieć. Jak jednak sama mu przypomniała, zasługiwała na więcej. I zasługiwała również na to, by poznać motywy tego, dlaczego zachowywał się w ten sposób, dlaczego traktował tak innych i dlaczego ją również miało to spotkać. – To moja… zemsta. Jakkolwiek to brzmi. Zemsta i ochrona. Za wiele razy spotkałem się z rozczarowaniem. Kiedy pozwoliłem sobie na to, żeby komuś zaufać, sprowadzano mnie na ziemię. Robili to rodzice, robiły to kobiety. Wszyscy, którymi otaczałem się w życiu, zawiedli mnie, zranili… Obiecałem sobie, że nigdy więcej do tego nie dopuszczę i jeśli ktoś ma cierpieć, to inni, bo to ja zacznę rozdawać karty – przyznał. Nie chciał się naiwnie łudzić, że mogłaby go zrozumieć, otrzymując w odpowiedzi takie ogólniki, ale wiedział, że musiał udzielić odpowiedzi na zadane pytania. Gdyby jednak miał opowiedzieć każdą historię, która doprowadziła go do obecnego miejsca, zabrakłoby im tego wieczoru. Być może również weekendu. Zresztą Marcus nie czuł się gotowy na to, żeby zmierzyć się ze wszystkimi demonami przeszłości w taki sposób. Nie był gotowy na zwierzenia, ale czy mógł ich uniknąć? Skoro powiedział A, powinien również powiedzieć B.
– Nie chcę. Nie w taki sposób, jakbyś była kolejną chwilową zachcianką i zabawką w moich rękach – przyznał, odsuwając się od niej o krok, gdy niespodziewanie znalazła się obok niego. Potrzebował większej przestrzeni, dzięki której mógłby zaczerpnąć oddechu, ale również tej, która pozwoliłaby mu nad sobą panować.
– Myślisz, że byłbym tutaj z tobą, gdyby chodziło o to? – wtrącił, kolejny raz zerkając na nią kątem oka, ale szybko odwrócił wzrok, nie chcąc konfrontować się ze łzami Laury, które lśniły w ostatnich promieniach słońca na jej policzkach. Łzami, których kolejny raz stał się prowokatorem, przez co poczuł się jak jeszcze większy sukinsyn. Kolejny raz, tchórzliwie, ale dużo prościej było mu wbić wzrok w bliżej nieokreślony punkt gdzieś na horyzoncie i w tym jednym momencie był wdzięczny za to, że bał się na nią spojrzeć, bo kolejne słowa padające z ust Laury, były tymi, których nigdy nie chciał słyszeć, zakazanych, a jednak przeszywających go na wskroś i zakorzeniających się głęboko w umyśle, jak i w sercu – tym, które do niedawna było skute lodem. Ten zaś okazał się niezwykle kruchy, kiedy właściwa osoba, miała niewidzialną, ale jakże skuteczną broń, jaką mogła go kruszyć. Kawałek po kawałku, każdego spędzonego razem dnia. W każdej minucie. Wystarczyły gesty, spojrzenia, uśmiechy, słowa…
– Laura… – powiedział, chociaż wydawało mu się, że był to szept tak cichy, że nie mogła go usłyszeć mimo tego, że wokół panowała cisza, a ona stała obok. Chciał prosić, by nie dodawała nic więcej, a zarazem chciał słuchać wszystkiego, co miała do powiedzenia, co potrafiła ubrać w słowa, w przeciwieństwie do niego. Milcząc, słuchał tego, co mówiła. Przytakiwał jej słowom w swoich myślach, ale nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, stojąc w miejscu z knykciami pobielałymi od siły, z jaką zaciskał palce na balustradzie, szczęką zaciśniętą tak mocno, że aż bolało i oddechem, który był tak płytki i ciężki, że z trudem zaczerpnął głębszego oddechu, kiedy Laura wciąż mówiła. Mówiła, obrażając samą siebie, choć nie powinna tego robić.
– Zamknij się do jasnej cholery – warknął, obracając się gwałtownie w jej stronę. – Nie jesteś idiotką – zaczął, chwytając jej twarz w swoje dłonie. Kciukami przesunął po wilgotnych policzkach dziewczyny i zmusił ją do tego, żeby zadarła głowę i spojrzała na niego. – Jesteś wyjątkowa. Wyjątkowa dla mnie i do cholery, też mi zależy. Zależy mi na tobie – wyznał. – Latami zmierzałem w stronę dna. Spadałem. Pogrzebałem honor, sumienie, uczucia. Zbudowałem wokół siebie mur i byłem gotowy uderzyć w samo dno, dopuszczając się tego, co robiłem tym kobietom, ale pojawiłaś się ty. Zmieniasz mnie. Budzisz we mnie to, czego nie chciałem czuć, ale przy tobie jest to… znośne – Swoje słowa skwitował westchnięciem i przyciągnął Laurę bliżej sienie, zamykając ją w swoich ramionach. Przytulił ją tak, jakby bał się, że jeśli choć trochę poluzuje ten uścisk, to wymknie mu się i zniknie. –Zależy mi na tobie, Laura – powtórzył, chowając twarz w jej włosach na krótką chwilę. – Przeraża mnie to, że uwielbiam twoją obecność, twój śmiech, to jak na mnie patrzysz, to jak przygryzasz wargę, kiedy siedzimy przed telewizorem… Kurwa, uwielbiam wszystko, co jest z tobą związane i dlatego nie chcę tego układu. Nie chcę być twoim sponsorem. Nie chcę, żebyś stała się jedną z tych kobiet Żebyś myślała, że jesteś mi coś winna, za to, co robię, żeby ci pomóc – wyrzucał z siebie kolejne słowa, nie chcąc jej dać nawet chwili na to, by mu przerwała, bo wiedział, że jeśli to zrobi, to nie zdoła dodać nic więcej. A miał za wiele do powiedzenia. – Chcę czegoś innego niż ten układ. Czegoś… normalnego, co wiem, że możesz mi dać, bo ufam ci, tak jak ty ufasz mi i nie rozumiem tego, ale czuję, że ty… Nie będziesz kolejnym rozczarowaniem. Jestem skłonny po tych wszystkich latach zaryzykować. Spróbować coś zmienić, ale potrzebuję cię do tego. Potrzebuję… Ciebie w swoim życiu, nawet jeśli na ten moment nie mogę i nie chcę niczego obiecywać. Chcę jedynie… spróbować czegoś innego. Czegoś, w czym oboje będziemy czuć się dobrze – dodał, kolejny raz układając dłonie na jej policzkach i wpierając swoje czoło na tym jej.
Czuł się… Dziwnie lekki. Te wszystkie słowa wyszły z niego, niosąc za sobą jakieś oczyszczenie. Pierwszy raz od wielu lat otworzył się tak bardzo. Na słowa, na drugą osobę, na własne uczucia. Bał się tego, co przyniesie przyszłość, ale jeśli był czegoś pewny, to tego, że potrzebował Laury. Chciał, by była blisko niego jak najdłużej. I miał nadzieję, że rozumiała zarówno to, że mu zależało, jak i to, jak wiele obaw nim targało. Że rozumiała wszystko poza tymi kwestiami, które sprawiły, że stał się człowiekiem tak bardzo zagubionym w życiu, ale umiejącym grać pewnego siebie i twardo stąpającego po ziemi. – Powiedz coś. Proszę
Offline